ASTRO BOT Rescue Mission – Opinia

4.5/5

My się już chyba gdzieś widzieliśmy?

Z małymi botami po raz pierwszy spotkałem się 29 listopada 2013 roku, gdy podłączyłem w domu świeżutką konsolę PS4. Zadaniem The Playroom było rozreklamowanie rozwiązań proponowanych przez nowy sprzęt, takich jak integracja z kamerą czy panel dotykowy na kontrolerze. Dostaliśmy przy tym ciekawą grę/aplikację, w której można było miło spędzić kilkadziesiąt minut przerzucając małe robociki po pokoju, zasysając je do Dualchocka a następnie urządzając im w środku dyskotekę. Sony kontynuowało tradycję wykorzystywania botów do reklamowania swojego sprzętu, wypuszczając za darmo The Playroom VR, aby właściciele hełmu wirtualnej rzeczywistości japońskiej firmy mieli szansę wypróbować swój nowy zakup. Zdecydowanie najciekawszą pozycją wśród minigier w The Playroom VR była dwuosobowa przygoda, w której jeden gracz sterował małym robocikiem na ekranie telewizora, a drugi, korzystając z PSVR, kontrolował dużego robota. Ten duży miał wpływ na środowisko gry, pomagał małemu pokonywać platformowe przeszkody i szukać innych małych robocików, którzy pochowali się na planszy. Zabawa nie różniła się w znacznym stopniu od tradycyjnych platformówek 3D, lecz możliwość zaglądania za ściany lub pod platformy, w celu znajdywania przedmiotów, których gracz na telewizorze nie miał szans znaleźć, dawała dużo radości. Grając w w ten tytuł kilkakrotnie z rodziną i znajomymi, którym prezentowałem PSVR, miałem ogromną nadzieję, że Sony zda sobie sprawę z możliwości takiego rozwiązania i zrobi z tego pełną grę. Nie zawiodłem się. ASTRO BOT Recue Mission jest dokładnie taką platformową przygodą, na jaką czekałem od premiery tego sprzętu.

Ma czerwony kontroler? To musi być zły!

 

Samemu, a jednak we dwójkę…

W przeciwieństwie do minigry z The Playroom VR, ASTRO BOT Rescue Mission jest grą jednoosobową. Wcielamy się w rolę ASTRO, jedynego z małych robocików, który ocalał po tym, jak statek pełen botów został zaatakowany i rozwalony na pięć kawałków przez zielonego kosmitę. Dwustu towarzyszy ASTRO zostało rozrzuconych po pięciu planetach, więc nie zostało mu nic innego, jak wyruszyć na misję ratunkową, znajdując zagubione boty. Każdy z pięciu światów składa się z czterech poziomów platformowych, na których znajduje się osiem robocików do uratowania. Są one zakończone walką z ogromnymi bossami, a każdy z nich jest w posiadaniu jednej z części, niezbędnych do pełnego odbudowania pojazdu kosmicznego botów. Jednak ASTRO to nie jedyna postać, którą przyjdzie nam kontrolować. Gracz steruje równocześnie 'kamerą’, czyli większym robotem, podobnie jak w The Playroom VR. Pozwala to zmieniać kąty widzenia i dostrzegać rozbitków, których nie dałoby się zobaczyć w tradycyjnej grze 3D. Oczywiście Rescue Mission zaprojektowane jest w ten sposób, aby w pełni wykorzystać ten fakt. ASTRO nie raz będzie skakał na platformach za, nad lub pod głową gracza, zmuszając do ciągłej gimnastyki szyi. aby odpowiednio sterować długością skoków. Jest to zrobione w tak dobry sposób, że nie ma problemów z odpowiednim dopasowaniem kierunku poruszania się ASTRO w stosunku do aktualnej pozycji głowy. W większości przypadków łatwo ocenić głębię środowiska i to, pod jakim kątem i jak mocno powinien wyskoczyć nasz mały towarzysz, aby wylądować na odpowiedniej platformie. Pomocne są przy tym odrzutowe buty ASTRO, które pomagają mu utrzymać się dłużej w powietrzu, zostawiając przy tym ślad aż do 'podłogi’, dzięki czemu dokładnie wiadomo, w którym miejscu nastąpi lądowanie.

Zrzuty ekranu nie oddają bogactwa świata, który odczuwa się w PSVR.

Urozmaiceniem rozgrywki są też gadżety, które czasami są do dyspozycji dużego robota. Dostaje on możliwość wystrzeliwania lin, po których ASTRO może chodzić, gwiazdek ninja, czy wodnych pocisków. Można je też wykorzystywać, aby dotrzeć do trudno dostępnych miejsc. Gra nie pozwala jednak na dowolne przełączanie się między gadżetami i aktywuje je tylko w konkretnych miejscach. Rescue Mission angażuje dużego robota również w fizyczny sposób. Gracz musi czasami dosłownie użyć głowy aby zburzyć ścianę, odbić piłkę w kierunku przeciwnika lub uniknąć pocisków. Nie ma takich miejsc bardzo dużo i nie są one wymagające ale w odpowiedni sposób urozmaicają rozgrywkę.

Warto zaznaczyć, że duży robot nie ma możliwości dowolnego poruszania się w świecie gry, lecz robi to 'na szynach’, zgodnie z postępem małego robocika. Niestety oznacza to, że podczas rozgrywki można przegapić jednego z rozbitków i aby do niego wrócić niezbędne jest granie poziomu od początku. Poziomy nie są jednak bardzo długie. Znając platformowe zagadki większość z nich można przejść w kilka minut. Oczywiście próbując uratować wszystkie boty, a także odnaleźć ukryte kameleony, które odblokowują dodatkowe wyzwania, ukończenie danej planszy to już kwestia dłuższej zabawy. W moim przypadku cała przygoda trwała około dziesięciu godzin, wliczając w to wszystkie wyzwania czasowo-punktowe, w których też 'nagrodą’ są członkowie załogi.

W grze bazującej na The Playroom nie mogło oczywiście zabraknąć też pokoju zabaw. Za monety zbierane podczas przechodzenia poziomów można tam kupować kulki, w których znajdują się elementy środowiska znane z głównej przygody. Z tych elementów towrzy się plac zabaw, w którym ASTRO może biegać i skakać, a nawet walczyć z przeciwnikami. Znajdują się tam też wszscy uratowani rozbitkowie a także pokonani bossowie. Mimo iż pokój zabaw nie ma żadnego wpływu na postęp fabuły, może być dobrym miejscem na odetchnięcie od wyzwań patformowych i na czystą… zabawę w wirtualnym świecie małych robocików. Nie jest mi trudno wyobrazić sobie sytuację, w której tata lub starsze rodzeństwo przechodzi grę, odblokowując elementy bawialnie, w którym następnie miło czas spędza młodszy członek rodziny, dla którego platormówka może być zbyt wymagająca.

 

Uważaj, gdzie pływasz!.

Jak tu pięknie!

Rescue Mission to jeden z najładniej wyglądających tytułów PSVR, w jaki miałem okazję grać. Jest tutaj przede wszystkim bardzo kolorowo i różnorodnie. ASTRO musi stawić czoła neonowemu miastu, głębi oceanu, strasznemu cmentarzowi czy japońskiej wiosce niczym z filmów o samurajach. A jest to tylko garść lokacji, w których dzielny robocik musi szukać rozbitków. Nie każdy poziom jest całkowicie oryginalny, lecz na pewno nie można zarzucić grze powtarzalności. Nawet jeśli drugi raz ASTRO przeskakuje między liśćmi w chmurach, być może tym razem duży robot pomaga mu jednym z gadżetów, co w znaczący sposób zmienia dynamikę poziomu. Oczywiście nie mamy tutaj do czynienia z realistyczną grafiką, jak choćby w Resident Evil 7, ale utrzymanie rysunkowego stylu działa tylko na korzyść Rescue Mission. Ekipa z Japan Studio pracuje nad elementami świata botów od ponad pięciu lat, więc wszystko jest naprawdę doszlifowane. Poziomy są żywe, ciągle coś się w nich porusza i dzieje – latają samoloty, kołyszą się kwiatki, pasą się krowy – jest na czym zawiesić oko i podziwiać, robiąc sobie krótkie przerwy w misji ratunkowej. Wszystkiemu towarzyszy świetna oprawa audio. Każdy z wrogów wydaje charakterystyczne dla siebie dźwięki, co chwila słychać też ciche popiskiwanie „Help me!” botów, czekających na ratunek. Nie tylko dodaje to atmosfery rozgrywce ale pomaga też w lokalizowaniu rozbitków. Dochodzi do tego podkład muzyczny, utrzymany w skocznym i radosnym klimacie. Zdecydowanie polecam granie na słuchawkach. Wesołe kawałki, dopasowane do rodzaju poziomu (inna muzyka będzie grać na mrocznym cmentarzu a inna w środku wulkanu), potęgują wrażenie zanurzenia się w świecie gry. W tytułach VR istotne jest też poprawne odwzorowanie pozycji gracza w środowisku i z tym elementem autorzy gry poradzili sobie bezbłędnie. Spoglądając w dół widzimy kontroler, który w świecie rzeczywistym trzymamy w dłoniach, a poruszanie gałkami i wciskanie przycisków jest odwzorowane w świecie wirtualnym. Widać też korpus robota, w którego 'ciele’ się znajdujemy. Jeśli w konkretnym poziomie świeci słońce, na ziemi pokazuje się cień robota, który porusza się zgodnie z ruchami głowy gracza. To właśnie dzięki takiej dbałości o szczegóły Resue Mission jest grą, która w VR nie męczy. Spędziłem w tym świecie kilka sesji po kilka godzin z rzędu i nie odczuwałem z tego powodu żadnego dyskomfortu.

 

Takie poświęcenie, aby uratować swoich kompanów.

Hełm na głowę i ratujemy robociki

ASTRO BOT Rescue Mission wskoczyło wysoko na listę moich ulubionych gier na PSVR. Zachwycałem się niedawno Moss ale nowy tytuł od Japan Studio podnosi poprzeczkę jeśli chodzi o platformówki VR. Wszystko, co było dobre w przygodach małej myszki jest jeszcze lepsze tutaj. Zróżnicowane środowiska, ciekawe gadżety i elementy rozgrywki, kolorowe lokacje, skoczna muzyka, eksploracja, walki z bossami. Rescue Mission nie wyprzedzi w mojej osobistej klasyfikacji Superhot VR, ale na pewno znajdzie miejsce w czołowej trójce. Mimo iż docelową grupą odbiorców tej gry zdają się być młodsi fani PlayStation, zdecydowanie polecam zapoznanie się z tym tytułem wszystkim posiadaczom PSVR. Little Big Planet udowodniło, że nie są potrzebne pistolety i fotorealistyczna grafika, żeby zaserwować grę, w którą dobrze mogą bawić się całe rodziny. Przygoda ASTRO co prawda nie oferuje możliwości budowania swojego świata, lecz pod względem samej rozgrywki może w wirtualnej rzeczywistości z godnością przyjąć rolę, którą w grach na telewizorze przez lata na PlayStation zajmował Sackboy.

 

Plusy:

  • kolorowe i różnorodne światy,
  • ciekawie zaprojektowane poziomy, wykorzystujące zalety PSVR,
  • wykorzystanie pełnej swobody ruchów kamery głową,
  • rozrywka dla całej rodziny,
  • skoczna muzyka i bogata oprawa dźwiękowa,

Minusy:

  • małe zróżnicowanie przeciwników,
Materiał zrealizowany dzięki uprzejmości Sony Computer Entertainment Polska.