Need for Speed: Payback – Opinia

4/5

Tak, jest to oryginalne tłumaczenie jednej z ekip w grze (oryg. „Shift Lock”). Nie wiem kto to zatwierdził, a przede wszystkim co autor miał na myśli, ale tego typu kwiatki to tutaj norma. Takim o to „przyjemnym” akcentem płynnie przechodzimy do opinii odnośnie najnowszej produkcji studia Ghost i EA. 🙂

Studio Ghost przejęło obowiązki po Criterionie. Ich pierwszą grą był NFS Rivals, który był również jedną z pierwszych gier na konsole nowej generacji. Fabuła była prosta jak but, gra miała sporo naleciałości z Hot Pursuita, trafiło się również trochę bugów, ale koniec końców nie była to aż taka zła gra, a jako że początek nowej generacji to można było się tłumaczyć poznawaniem nowych technologii, także jakoś to przeszło… Następnie w 2015, po dłuższej przerwie niż zwykle (bo aż 2 lata) dostajemy swego rodzaju reboot marki, bez żadnego podtytułu. Niestety i tutaj „Duchy” pokpiły sprawę, zaczynając od singlowej gry, która wymagała stałego dostępu do sieci, poprzez jazdę tylko i wyłącznie w nocy, a na mega kiepskiej fabule kończąc, dorzućmy do tego jeszcze mega nieprzemyślane DLC z trybem „Prestiż”, który był chyba chorą sadystyczną fantazją jednego z twórców i efekt końcowy można sobie samemu wywnioskować. Można by powiedzieć, że do 3 razy sztuka, prawda? O ile tym razem w końcu dostajemy przyzwoitego NFS’a, z prawdziwym singlem, fabułą, która może zainteresować parę osób, a przede wszystkim z rozbudowaną i ciekawą mapą pełną różnych aktywności, tak to wszystko zostało przyćmione przez bardzo niezbalansowany sposób progresji gracza, ale póki co skupimy się na zaletach, żeby łatwiej było przełknąć łyżkę (a raczej chochlę) dziegciu.

Początki bywają trudne…

Rozgrywkę rozpoczynamy dynamiczną akcją, gdzie fruwający Koenigsegg Regera to norma, a my bierzemy udział w z góry przegranej sprawie. Nie chcę spoilerować na dzień dobry, dlatego nie będę wdawać się w szczegóły fabuły, w każdym bądź razie otrzymujemy klasykę, czyli zaczynamy ze wszystkim, po czym nagle zostajemy z niczym i znów startujemy od zera, chyba nikt nie będzie tym zaskoczony. Tak też poznajemy trójkę naszych bohaterów i to co mnie pozytywnie zaskoczyło to fakt, że nie odrzucają nas od ekranów na dzień dobry. Postacie są w miarę dobrze napisane, mają jakąś tam historię, a przede wszystkim nie są bananowymi dzieciakami, których każdy kolejny tekst powoduje, że mam ochotę sobie wsadzić widelec w ucho. Każda postać jest grywalna, ponieważ ma przypisaną do siebie oddzielną klasę samochodów, a tych mamy tutaj aż 5. O ile wyścigowa i drifterska klasa jest znana już wszystkim, tak off-road to już nowość, a do tego dochodzi jeszcze drag i ucieczka.  Samochody w każdej klasie zachowują się nieco inaczej (np. samochód od dragu nie będzie tak dobrze driftować, zaś wyścigowy nie będzie tak dobry w walce z policją jak ten od ucieczek) oraz mają nieco inne modyfikacje wizualne. Największe zmiany zobaczymy w przypadku off-roadu, gdzie zaczynamy normalnie wyglądającym samochodem, a możemy skończyć z monstrum na bardzo wysokim zawieszeniu z oponami typowo na luźną nawierzchnię, zaś samochody do ucieczek to takie małe czołgi, dzięki którym walka z policją staje się banalnie prosta. Drag to po prostu wyścigi na prostych, z efektownym stawaniem samochodów na tylnych kołach włącznie (pamiętacie Fast&Furious?).

Szukajcie, a znajdziecie!

Z innych nowości w serii możemy wyróżnić odnajdywanie wraków samochodów. Jeśli graliście kiedyś w Test Drive Unlimited to na pewno wiecie o chodzi, a jeśli nie to już tłumacze. Najpierw musimy pokonać bossa danej ekipy, który da nam namiar na porzuconą budę samochodu. Dostajemy szkic mapki i tyle, musimy sami sobie znaleźć to miejsce na mapie, co jest bardzo fajnym rozwiązaniem. Niestety szkice są tak proste, że czasami miałem wrażenie, że to wyzwanie dla znacznie młodszych graczy. W każdym bądź razie, po znalezieniu budy musimy odnaleźć pozostałe części, aby nasz mechanik mógł z nich zrobić samochód. Wraki to bardzo ciekawe zadanie poboczne, które świetnie się sprawdza jako odskocznia od głównej fabuły. Możemy tutaj odnaleźć takie perełki jak starego Datsuna 240Z, Chevroleta Bel Air czy też poczciwego Garbusa. Następnie po złożeniu wybieramy dla takiego samochodu jego domyślną klasę i w drogę! Nie pozostaje już nic innego jak ulepszyć furę na maksa i poniżać przeciwników jadąc Garbusem, który wyciąga ponad 300km/h 🙂

Ciężarówka jadąca prawie 200km/h? Takie rzeczy tylko w NFS.

Mapa na której przyjdzie się nam bawić jest sporych rozmiarów. Można ją podzielić na mniej więcej 6 stref, gdzie tylko jedna to miasto. Pozostałe zabiorą nas w surowe pustynne tereny, a inne w górskie przełęcze z małymi miasteczkami po drodze. Wszystko zostało połączone autostradą oraz kilkoma drogami szybkiego ruchu. Znalazło się nawet miejsce dla rozbitego statku UFO. Przyznaję z ręką na sercu, że od czasu Most Wanted oraz Hot Pursuit studia Criterion, jest to najlepsza mapa jaka się pojawiła w tej serii, a przede wszystkim jest to najjaśniejszy punkt tej gry. Jest zróżnicowana, poświęcono jej odpowiednią ilość czasu (co widać), a przede wszystkim nie powoduje efektu nudy. Dorzućmy do tego cykl dobowy i podróż przez pustynię przy zachodzie słońca od razu powoduje lekki opad szczęki. A jeździć będziemy i to sporo, ponieważ tym razem zrezygnowano z bezpośrednich teleportów pod start każdego wyścigu. Teraz możemy się jedynie przenosić pomiędzy odkrytymi wcześniej stacjami benzynowymi, salonami samochodów czy też zakupionymi garażami, a tych nie ma zbyt wiele.

Skoro wracamy do tematu jeżdżenia, to trzeba powiedzieć kilka słów o modelu jazdy. Jak zwykle jest on prosty i dostępny dla każdego gracza już od pierwszych minut zabawy. Można śmiało pomykać przez kręte drogi jadąc bokiem na pełnym gazie. Jeśli graliście w poprzednią część to będziecie w domu ponieważ model jazdy jest tutaj bardzo podobny. Do tego dochodzi jeszcze tuning, który zmienia nieco właściwości naszego samochodu. Tym razem jednak otrzymujemy „Live Tuning”, gdzie wystarczy wcisnąć strzałkę w dół i możemy zmieniać poszczególne parametry prosto na ulicy! Świetny patent, który powinien zostać czym prędzej wprowadzony do większości samochodówek. Każda klasa samochodów ma swoje indywidualne ustawienia, np. drifterskie mają możliwość zmiany kąta skrętu czy też siły hamulca ręcznego, zaś wyścigowe siły docisku, itd. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie i nawet małe zmiany dają o sobie znać w sposobie prowadzenia każdego auta. No dobra, ale co z kupowaniem części i prawdziwym rozwojem naszych samochodów? Oj, tutaj trzeba będzie zacząć nowy akapit bo jest o czym pisać.

To co „lubimy” najbardziej… Loot Boxy…

Jeżeli nie żyjecie pod kamieniem, to na pewno słyszeliście już o loot boxach, które są powiązanie z rozwojem naszych samochodów. Teraz nie wystarczy nazbierać sobie kasy, zajechać do warsztatu i kupić maksymalne ulepszenia w przeciągu kilku sekund. Każdy samochód ma zakres punktów od 0 do 399, im więcej tym lepsza maszyna. Zwiększamy punkty poprzez instalowanie części, a dokładniej kart „speed”, które zostały wprowadzone zamiast części. Teraz mamy karty wydechu, ecu, turbo, itd. Każda karta ma swój poziom, bonusy oraz producenta. Możemy je kupić w mod-shopach, otrzymać taką kartę za wygrany wyścig bądź wylosować sobie jedną w w/w sklepie (możemy wybrać rodzaj, producenta bądź bonusowy perk, a reszta jest losowana) wykorzystując 3 żetony części (1 żeton dostajemy za zniszczenie niepotrzebnej karty bądź ze skrzynek). Ceny kart w salonach są bardzo wygórowane, szczególnie że zarabianie kasy w grze nie jest aż takie proste jak w poprzednich częściach, zaś powtarzanie jednego wyścigu w kółko jest bardzo czasochłonne. Tutaj właśnie objawia się katastrofalnie zaprojektowany system progresji. Każdy samochód musimy ulepszać od jego domyślnego poziomu (im lepszy samochód tym większy poziom na start). Chciałbym również dodać, że samochód z każdej kategorii (jak mówiłem, jest ich 5) ulepszamy osobno, a kart nie można przenosić między pozostałymi pojazdami, więc jeśli chcecie ulepszyć sobie każdy samochód z każdej klasy na maksa, to przygotujcie się na sporą ilość godzin farmy. Co w sytuacji jeśli nie jesteście zwolennikami powtarzania tej samej czynności do znudzenia? Otóż możecie sobie kupić za realną kasę walutę premium, a za nią skrzynki, w których znajdziemy żetony części, kasę, itd. W grze są również darmowe skrzynki, które otrzymujemy za level czy wyzwania codzienne. O ile początkowo jeszcze wpadają te skrzynki w miarę regularnie, tak im dłużej gramy tym otrzymujemy ich coraz mniej. Chcąc ulepszyć nasz samochód na maksa bez wydawania ani grosza musicie poświęcić od 2 do 10 godzin na srogi grind (pamiętajcie, że losowość kart też ma bardzo duży wpływ na ogólny czas levelowania). Czas maleje wraz z zakupem lepszych samochodów (np. te najlepsze mają już maksymalne karty, ale bez żadnych bonusów), ale farma wciąż pozostaje w grze, nie unikniecie jej jeśli nie chcecie wydawać prawdziwej kasy. Nie są to na szczęście tak chore wartości czasowe jak w przypadku sławnego już Battlefronta II, jednak fakt jest taki, że system z gier F2P został zaimplementowany do gry za 250 zł. Nie przypominam sobie żadnego NFS’a, w którym musiałbym powtarzać po kilkanaście razy ten sam wyścig, żeby móc sobie ulepszyć jeden samochód. Zapewne wielu z Was przytoczy tutaj tytuły takie jak Gran Turismo czy Forza, gdzie przecież nieraz się powtarzało wyścig, żeby zarobić trochę grosza. Różnica jest jednak taka, że tam było czuć progres i im dalej w las tym więcej zarabialiśmy (w NFS zarówno za pierwszy jak i ostatni wyścig otrzymujemy praktycznie tyle samo kredytów). Poza tym było to opcjonalne, mogliśmy przechodzić od wyścigu do wyścigu, a i tak spokojnie byśmy awansowali coraz dalej i stać nas było na większość rzeczy. Tutaj jesteśmy wręcz zmuszeni do żmudnego powtarzania poszczególnych czynności. Sam fakt zapowiedzi patcha, który ma wprowadzić sporę zmiany w tym systemie tylko utwierdza mnie, że to wszystko jest po prostu nie na miejscu, żeby nie napisać gorzej. Bunt graczy dał o sobie znać, co jest bardzo dobrym znakiem, jednak nie możemy na tym poprzestać, ponieważ inne studia już pewnie zacierają ręce na tego typu chore rozwiązania.

Czuję się jakbym był na innej planecie…

To jest właśnie największą bolączką nowego NFS’a, czyli system progresji. Gdyby nie to, grę można by uznać za naprawdę udaną i wartą zakupu nawet w dniu premiery. Jak już pisałem, mógłby to być najlepszy NFS od czasów produkcji Criteriona. Świetnie zaprojektowana mapa, sporo samochodów, zróżnicowane klasy wyścigów, masa wyzwań pobocznych, odnajdywanie wraków oraz sam klimat zasuwania po pustynnej drodze tworzą naprawdę udany produkt. Pomijając tonę grindu, oszczędzania kasy i żetonów części, bawiłem się przyzwoicie. Fabuła oraz kolejne misje fabularne były na tyle ciekawe, że chciało się zrobić jeszcze jeden wyścig, ten „ostatni”, żeby tylko nieco pchnąć wydarzenia do przodu. Jednak te wszystkie zalety zostały zniszczone przez chciwość i zakulisowe zagrywki, które mają nakłonić nas do zakupu skrzynek, aby było łatwiej w drodze po wymaksowany wózek. Stanowcze NIE dla takich praktyk.  Moja rada jest taka, żebyście poczekali na zmiany systemu progresji, zobaczymy jak duże one będą i jak wpłyną na rozgrywkę. Jeśli jednak nie możecie wytrzymać bez kolejnego NFS’a to pamiętajcie, że zostaliście ostrzeżeni 🙂

Plusy:

rozbudowana i ciekawa mapa wraz z cyklem całodobowym,
dużo różnego rodzaju aktywności pobocznych,
5 różnych klas samochodów,
poszukiwanie wraków,
fabuła i bohaterowie, którzy nie odrzucają od ekranów na dzień dobry,
przystępny dla każdego model sterowania,
brak wymogu stałego dostępu do sieci,

Minusy:

 system progresji uzależniony od losowości kart,
 spora ilość grindu, gdy chcemy ulepszyć swój samochód,
 ilość otrzymywanych kredytów za wygrany wyścig to kpina,
 graficznie bez szału,
 cywilne samochody AI pojawiają się znikąd.

Grę do opinii udostępnił wydawca - Electronic Arts Polska.