Po świetnej przygodzie z Moss dość szybko miałem okazję zapoznać się z kolejnym tytułem na wyłączność na PSVR – Bravo Team. Reklamowany jako strzelanka, która stawia na pierwszym miejscu taktykę na polu walki, a nie bezmyślne strzelanie do setek wrogów, nowy tytuł od Supermassive Games niestety rozczarowuje niemal na każdym kroku. Po udanym Until Dawn, dwa ostatnie tytuły od brytyjskiego studia, z którymi miałem do czynienia – Hidden Agenda i Bravo Team – zdradzają zbyt szybkie tempo produkcji i ścinanie zakrętów, czego rezultatem są niedopracowane gry.
Skupmy się na produkcji na PSVR. Fabularnie, gra zaczyna się od sceny w opancerzonym wozie bojowym, którym grupka 'dobrych’ żołnierzy eskortuje żonę prezydenta bliżej nieokreślonego wschodnioeuropejskiego kraju. Kobieta pokazuje nam nawet zdjęcia swoich dzieci, więc chyba domyślacie się jaka jest kontynuacja tej historii. Wóz zostaje zaatakowany, 'źli’ żołnierze porywają kobietę i wybijają wszystkich 'dobrych’ żołnierzy, zostawiając na polu walki tylko Ciebie i Twojego partnera. Przez całą grę towarzyszy im dodatkowo wszechwiedzący głos, który kieruje poczynaniami dwójki wojaków, mówi im gdzie iść, jakich wrogów mogą się spodziewać i czy stosować mniej lub bardziej otwarte metody walki. W jaki sposób pani narrator czy dyspozytor pozyskuje te informacje? Nie jestem pewien. Ale w warstwie fabularnej doprowadza to do kilku zgrzytów. Reszta opowieści nie należy do najbardziej oryginalnych. Przebijamy się przez różne lokacje, mordujemy mnóstwo wrogich żołnierzy, a naszym celem jest dotarcie do pałacu prezydenckiego, w którym czeka na nas zwrot akcji. Nie będę oczywiście psuł zakończenia Bravo Team ale nie jest ono zbyt trudne do przewidzenia i nie powala na kolana.
W przeciwieństwie do chociażby gry Farpoint, w której poruszamy się swobodnie przy użyciu gałki analogowej kontrolera, w Bravo Team wydajemy żołnierzom rozkazy, pokazując gdzie mają się udać w kolejnym kroku. Taki zabieg powoduje, że cały czas gra przełącza się między widokiem z perspektywy pierwszej osoby – w momencie kiedy strzelamy do wrogów lub planujemy następny ruch – i widokiem z perspektywy trzeciej osoby – w momencie kiedy każemy żołnierzowi przemieścić się do kolejnej osłony. Mimo iż jest to sensowny zabieg, który miał na celu uniknięcie problemu z zawrotami głowy w goglach VR, czasami doprowadzał mnie do sytuacji, w której nie do końca wiedziałem gdzie się znajduję i w którą stronę patrzę. Po jakieś godzinie, dwóch nabrałem odpowiedniego doświadczenia, szczególnie przechodząc przez poziomy, które ograłem już wcześniej. Z jakiegoś powodu takie rozwiązanie jednak nie do końca przypadło mi do gustu. Nie mam żadnych zarzutów do samego celowania i strzelania. Tym razem nie miałem możliwości grać z użyciem kontrolera Aim i posługiwałem się zwykłym DualShockiem, lecz wszystko przebiegało poprawnie i trafiałem do celu ze standardową dla mnie skutecznością.
Gra oferuje bogaty wachlarz… czterech broni – podstawowego pistoletu, karabinu szturmowego, strzelby i karabinu snajperskiego. Charakteryzują się znanymi z innych gier tego gatunku cechami – strzelba uderza mocno ale na krótki dystans, snajperka zabija jednym strzałem ale wolno się przeładowuje, itp. Bravo Team to 'symulator żołnierza’, więc nie ma co oczekiwać ekwipunku z kosmosu ale mimo wszystko wybór jest dość marny a same bronie bardzo generyczne. Zabrakło granatów, które mogłyby mieć zastosowanie taktyczne, czy choćby możliwości niszczenia elementów środowiska. Gdyby dało się rozwalić mostek, na którym stoją wrogowie lub gdybyśmy dostali do dyspozycji sławne 'czerwone beczki’, które wybuchałyby po strzale. A tak, przedzieramy się przez lokacje, w których każdy element otoczenia jest identycznej jakości osłoną a o tym, czy można kogoś trafić decyduje tylko linia strzału. W momencie, gdy chowanie się za fotelem jest równie skuteczne jak stanie za betonową ścianą, taktyczne planowanie można wyrzucić przez okno. Przyznam się bez bicia, że całą grę przeszedłem na najniższym poziomie trudności. Dzięki temu, przez niektóre z pomieszczeń mogłem spokojnie przebiec prosto do wyjścia, ignorując przeciwników, którzy nie byli w stanie nic mi zrobić. Nawet, gdy udało im się mnie powalić, mój partner przybiegał na ratunek i podnosił mnie na nogi. Nie spodziewałem się wiele, ale zabrakło jakiegokolwiek wyzwania. Dodatkowo, ponieważ gra czasami udaje grę turową – w momencie przemieszczania się z jednej osłony do drugiej – często zdarzały mi się sytuacje, w których mój żołnierz biegł w jednym kierunku, a w tym samym czasie przeciwnik biegł w drugim. Dwaj panowie mijali się grzecznie po drodze do swojego punktu docelowego i otwierali do siebie ogień dopiero, gdy go osiągnęli. Wygląda to dość komicznie w grze, która, przypominam, pretenduje do miana realistycznej i taktycznej.
Wspominałem już o małej liczbie broni. Równie mało różnorodne są lokacje, które zwiedzamy. Elementy otoczenia powtarzają się i poza niektórymi miejscówkami (na przykład kościół na rynku) nie robią dobrego wrażenia, nawet biorąc poprawkę na graficzne możliwości PSVR. Gra ma miejsce w mieście, które trochę przypomina Pragę, lecz mimo prób pokierowania gracza małymi alejkami czy wspomnianym wcześniej rynkiem, nie oddaje magii takiego miasta. Nie lepiej jest z wrogimi żołnierzami, których spotkamy chyba cztery czy pięć rodzajów, z czego dwóch tylko przelotnie w jednym z rozdziałów. Posługując się silną bronią, taką jak strzelba, każdy z nich ulega jednemu lub dwóm strzałom a jedyna różnica między nimi sprowadza się do tego ile strzałów potrzebują, aby powalić naszych żołnierzy.
Największym problemem Bravo Team jest jednak rozdwojenie jaźni. Gra za bardzo próbuje być zarówno strzelanką jak i tytułem taktycznym. Przytoczone przeze mnie wcześniej argumenty pokazują dlaczego i w jaki sposób nie działa to najlepiej. Farpoint pokazał, że shooter ze swobodnym poruszaniem może sprawdzić się w VR. Z drugiej strony mamy na rynku Volume czy nawet Superhot, które lepiej oddają elementy taktyczne. Wszystkie trzy tytuły są bardziej godne polecenia na PSVR niż Bravo Team. Gry nie ratuje nawet fakt, że nad naszym kompanem broni mamy relatywną kontrolę i możemy rozkazać mu gdzie ma iść czy może zatrzymać się i bronić pozycji. Być może ma to większe znaczenie na wyższych poziomach trudności i być może ogólnie elementy taktyczne działają tam lepiej ale nie mogłem się przekonać, żeby dać grze drugą szansę. Na domiar złego Bravo Team obfituje w glitche – przenikanie przez środowisko, błędy animacji, nagle pojawianie się i znikanie żołnierzy. Wszystko to razem sprawia wrażenie gry niedokończonej, być może popędzanej chęcią wypuszczenia większej liczby tytułów VR. W opisywanym niedawno przeze mnie Moss ten problem tez wystąpił, lecz objawiał się ewidentnie skróconym czasem rozgrywki. Mechanicznie i technicznie wszystko działało tam świetnie. Bravo Team niestety zawiodło prawie w każdym elemencie i chyba po raz pierwszy na naszym blogu miałem do czynienia z tytułem na VR, którego nie polecam posiadaczom gogli Sony.
PLUSY:
- zalążki dobrego pomysłu,
MINUSY:
- nietrafione połączenie strzelanki z grą strategiczną,
- zmiany perspektywy kamery,
- powtarzalne i ubogie elementy gry – lokacje, przeciwnicy, bronie.