Pierwszy raz Bulletstorm ujrzał światło dzienne w 2011 roku – całkiem ciekawa i zakręcona strzelanka polskiego studia People Can Fly. Mimo tego, że wprowadziła coś innowacyjnego, niestety nie sprzedała się wystarczająco dobrze, by podbić giereczkowy świat, a szczerze mówiąc byłbym bardzo ciekaw, jak wyglądałaby dwójka – oczywiście gdyby powstała. W 2017 roku dostaliśmy natomiast odświeżoną wersję, Bulletstorm: Full Clip Edition, a minęły niecałe dwa lata i ukazuje się wersja na Switcha, Bulletstorm: Duke of Switch Edition. Już sama nazwa daje nam wskazówkę, na co położono nacisk przy reklamie tej wersji. Zapewne wielu z Was, mówię tu o posiadaczach Switcha, nie miało styczności z grą wcześniej, więc zapoznajmy się z tym, co gra ma do zaoferowania.
FABUŁA
Akcja produkcji rozgrywa się w odległej przyszłości. Galaktyką włada Konfederacja Planet z generałem Sarrano na czele. Żeby wszystko szło gładko, ma do swojej dyspozycji elitarny oddział Dead Echo. Grays Hunt jest jego dowódcą i to właśnie on jest postacią przez nas sterowaną. Wykonując jedną z misji dla generała, nie wszystko idzie po naszej myśli. Bohater z szanowanego dowódcy staje się piratem i szuka zemsty. Cała rozgrywka dzieje się na planecie Stygia – wcześniej było to luksusowe centrum rozrywki, teraz opuszczona dzicz. Obecnie planetą rządzi dzika flora i fauna, a ci co pozostali, podzielili się na bandy.
MECHANIKA
Tym, co wyróżnia tę grę od innych, jest wprowadzenie bardzo prostej mechaniki, tak zwane superstrzały (ang. „Skillshot”). Grayson ma wiele ruchów do wykorzystania – może odepchnąć wroga za pomocą kopniaka, może wykona szybki wślizg czy chociażby użyć energetycznej smyczy. Do tego dochodzą różne rodzaje pistoletów, począwszy od zwykłego karabinu, a skończywszy na wyrzutni granatników. Muszę też wspomnieć, że całe środowisko jest tak zbudowane, żeby w jak najbardziej efektowny sposób łączyć ze sobą akcje naszego bohatera.
Każde wykończenie przeciwnika za pomocą superstrzałów dostarcza nam punktów – im więcej akcji połączymy ze sobą, tym więcej ich otrzymamy. Punkty wykorzystujemy do odblokowywania ulepszeń do naszych broni. Wyobraźmy sobie, że leci na nas przeciwnik, walimy go z buta (przeciwnik jest jakby zawieszony w stazie, dla niego tempo zwalnia), on wzlatuje w powietrze, a my walimy do niego z karabinu, ewentualnie przełączamy na inną giwerę. Za taką akcję dostajemy sporo punktów. Ta sama sytuacja, ale kopiemy gościa w stronę kaktusa, dolatuje tam zanim go wykończymy, akcja kończy się niezłą punktacją, jak i efektowną śmiercią. Tak, możemy wykorzystać środowisko, beczki z paliwem czy chociażby „owoce” roślin. Jest tego masa, a przy tym całkiem przyjemna zabawa.
TRYBY GRY
W głównym menu gry możemy wybrać kampanię lub tryb rozpierduchy. Dodatkową opcją jest możliwość zagrania w całą grę jako Duke Nukem – do tego służy opcja „Duke Nukem’s Tour” – jeżeli ją zaznaczymy gramy jako Duke. Niestety względem oryginału, jak i późniejszej wersji, Full Clip nie mamy rozgrywki online. To w sumie wszystko co wersja na Switcha ma do zaoferowania.
PODSUMOWANIE
Pierwsze co trzeba powiedzieć to to, że wersja na Switcha niestety nie posiada trybu multi. Pamiętam jeszcze z grania na Playstation 3, że całkiem przyjemnie się w to grało online. Trochę szkoda, że to obcięli – można by było trochę pociachać ze znajomymi. Zamiast tego mamy możliwość zagrania całej fabuły jako Duke. Dodanie księciunia jednak niewiele zmienia – dodali czy pozmieniali mu tam linie dialogowe, ale kompletnie nie widać tego podczas żadnej rozmowy. Cała ekipa dalej myśli że to Grays, mogli to trochę lepiej dopracować.
Trzeba powiedzieć, że to właśnie wprowadzenie do rozgrywki superstrzałów trzyma nas przy grze – nie Duke, nie fabuła, ale bardzo dobra zabawa. Skillshoty, które wykonujemy, są szalenie satysfakcjonujące, a każda zmiana otoczenia daje nam nowe możliwości. Naprawdę jest tego sporo, nawet mamy specjalne menu, gdzie możemy zobaczyć co już odkryliśmy a czego jeszcze nie. Sama rozgrywka jest intensywna i dynamiczna, nie ma czasu na nudę.
Z racji tego, że tak naprawdę jest niewiele strzelanek tego typu na Switcha – tym bardziej polecam sięgnąć po Bulletstorm: Duke of Switch Edition, szczególnie jeżeli jeszcze z grą nie mieliście styczności. Produkcja działa bardzo stabilnie, osadzona w stacji dokującej podłączonej do TV, jak i w wersji mobilnej. Ogrywałem tytuł korzystając z kontrolera, bo nadal jakoś nie mogę ogarnąć joy-conów. Cena jest przystępna, jak na tytuł AAA, więc warto po niego sięgnąć. Na koniec dodam, że wiele razy podczas gry miałem dosłownie „wow” na ustach – a to wszystko dzięki świetnej zabawie.
PLUSY:
– mega dobra zabawa,
– kampanię można ograć Dukem,
– zachęcająca cena.
MINUSY:
– brak trybu multiplayer,
– brak fuzji Duka z grą,
– drętwe linie dialogowe.
Materiał zrealizowany dzięki uprzejmości Galaktus.