Dragon Quest III HD-2D Remake – Recenzja

2 lutego 2025
0
4/5
Opis:

Remake wydanego w 1988 na platformę Nintendo Entertainment System kultowego jrpga. Wcielamy się w młodego bohatera który wyrusza śladami ojca w wielką wyprawę której celem jak to zwykle w tego typu grach bywa jest uratowanie świata i pokonanie pradawnego zła. Setki turowych walk, wbijanie poziomów i zdobywanie nowych umiejętności, klasyka gatunku.

Cover Art:Dragon Quest III HD-2D Remake – Recenzja

Square-Enix wśród wielu graczy uważane jest jako jeden z filarów gatunku gier jrpg. Serię „Final Fantasy” chyba nie muszę nikomu przedstawiać. Jednak Square-Enix to nie tylko dawne Squaresoft ale jak sama nazwa również wskazuje: Enix. Zanim powstało pierwsze FF gracze zagrywali się na swoich Famicomach i NESach w stwrzone przez Yujiego Horii i wydane przez Enix Dragon Quest. Mimo iż na zachodzie seria była nieco w cieniu finali, to w Japonii DQ zawsze był na piedestale popularności wśród fanów gatunku, a wizerunek slime’a, uśmiechniętego niebieskiego glutka jest niemal tak samo ikoniczny jak wąs Mario czy zielona czapka Linka. Nic więc dziwnego że zdecydowano się na ponowne przypomnienie początków serii, wypuszczając remake wydanej pierwotnie w 1988 gry „Dragon Quest 3”. Czy jest to dobra gra dla nowicjuszy do zaznajomienia się z serią? Czy raczej przeznaczona jest dla starych wyjadaczy? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w poniższej recenzji.

Zaczynamy od trójki?

Na wstępie warto wyjaśnić dlaczego Square-Enix postanowiło zremasterować trzecią a nie pierwszą odsłonę. Wszystkie numerowane odsłony serii nie są jakoś bardzo ze sobą powiązane, zawsze dostajemy nowego protagonistę i zupełnie nowe historie. Fani jednak dokonali segregacji na te które dzieją się w tych samych uniwersach (a przynajmniej są na to jasne dowody). I tak pierwsze 3 części „Dragon Quest” dzieją się w krainie Alefgard i mimo iż oddalone od siebie setkami lat tworzą jedną linie czasową. Określane są one trylogią Erdricka, od tytułu jaki nadawy zostaje wybawcą świata. Chronologicznie trylogia Erdricka rozpoczyna się właśnie od 3 części, była ona bowiem prequelem dwóch wcześniejszych odsłon. Square-Enix zdecydowało się więc na wypuszczanie reamków kolejnych części chronologiczne względem osi czasu gier a nie daty ich wydawania.

Już teraz zapowiedziane są remaki pierwszej i drugiej odsłony które ukażą się jeszcze w tym roku. Osobiście mam nadzieję że odświeżanie nie zakończy się tylko na trylogii Erdricka, bardzo chętnie zagrałbym w kolejne części które oryginalnie pojawiły się na SNESie.

Oprawa niczym z baśni

W moim odczuciu samym pretekstem do remakowania mogła też być popularność „Octopath Traveler”, a uściślając niezwykłej stylistyki HD-2D. Łączy ona elementy 2D w postaci pixelartowych sprite’ów osób, oraz 3D świata gry i efektów, doprawiając to wszystko kamerą zawieszoną pod kątem z wyraźnym efektem rozmycia dalszych obiektów. Daje to wyjątkowy wygląd niczym pixelartowej dioramy co idealnie współgra z baśniową stylistyką Dragon Questów, pełną ciepłych kolorów i słodko wyglądających potworków. Strona wizualna to zdecydowanie mocny punkt tej produkcji, pomimo swojej prostoty od strony technicznej. Zresztą od lat jestem fanem unikatowego stylu graficznego serii, za którym stał kultowy mangaka Akira Toriyama. I tutaj za sprawą HD-2D jego rysunki koncepcyjne przełożone są na grę wręcz idealnie oddając ducha retro jednocześnie pozostając atrakcyjną dla współczesnych graczy. Na równie wysokim poziomie stoi warstwa audio gry, pełna doniosłych orkiestralnych brzmień jak i melancholijnych instrumentalnych utworów.

Powrót do przeszłości

A jak się gra w DQ3, spytacie? No cóż, jak w klasycznego jrpga, takiego bardzo, bardzo staroszkolnego jrpga. Mimo iż zaimplementowano kilka uwspółcześniaczy, potencjalnie może być największą wadą dla nowych graczy. Nasz bohater jest w zasadzie pustą kartką, ma co prawda ustaloną historię oraz rodzaj osobowości który ustalamy na początku odpowiadając na serię pytań ale wpływa to jedynie na to jak statystyki będą się zmieniać z kolejnymi poziomami doświadczenia. Jest to bohater niemy który tylko wysłuchuje co do powiedzenia mają inni. Tak samo pozbawieni osobowości są członkowie drużyny gracza których dostajemy na początku gry.

Podczas przygody możemy dowolnie zmieniać drużynę, wymieniając predefiniowane postacie na stworzonego przez nas od zera nowego kompana. Daje to sporo swobody jednak łatwo zrozumieć dlaczego z biegiem lat twórcy częściej narzucali konkretne cechy i umiejętności bohaterów i kompanów nadając im tym samym więcej osobowości i charakteru. Co nie zmienia faktu że mechanika dowolnego zmieniania zawodów i osobowości jest bardzo przyjemna. Każda zmiana zawodu wiąże się z ponownym resetem punktów doświadczenia jednak wszystkie czary, umiejętności i część statystyk przechodzą na kolejną klasę postaci. I tak możemy bawić się w tworzenie optymalnych ścieżek rozwoju dla członków naszej drużyny, co mnie osobiście wciągnęło bardzo.

Do tej wersji DQ3 dodano nową klasę, poskramiacza potworów, który zyskuje nowe umiejętności wraz z liczbą zebranych potworów. Bo tak, w grze jest całkiem przyjemna aktywność poboczna w poszukiwanie i rekrutowanie przyjaźnie nastawionych potworów, a następnie wysyłanie ich do potyczek na arenie. Kolejnym elementem świadczącym o tym że gra ma swoje korzenie w epoce ośmiobitowców jest bardzo wysoki poziom trudności. Musimy się przygotować że na normalnym poziomie trudności ginąć będziemy bardzo często i to nie tylko w starciach z bossami ale też w losowych walkach, których w tej grze nie brakuje. Całe szczęście do gry dodano autozapis po każdej walce i wejściu do nowego pomieszczenia więc zazwyczaj nie utracimy dużo postępu (możemy też wskrzesić się w świątyni ale stracimy wtedy 50% waluty).

Gra wymusza na nas sporo grindowania poziomu oraz złota na kupno lepszego ekwipunku. Coś co kiedyś było standardem jednak dziś już niekoniecznie. Twórcy zdawali sobie sprawę że dla wielu będzie to za dużo do przełknięcia więc wprowadzono łatwiejszy poziom (oraz trudniejszy dla prawdziwych masochistów ze zbyt dużą ilością wolnego czasu), który całkowicie niweluje ten problem ale robi to idąc nieco na łatwiznę. Otóż na łatwym poziomie (nazwanym Dracky) nasze postacie nie umierają! Zostaje im jeden punkt zdrowia i tak mogą już przetrwać aż do końca gry. Niweluje to w moim odczuciu całkowicie emocje związane z walką, nawet słabe postacie i bez żadnej taktyki mogą z łatwością pokonać wszystkich przeciwników. Z drugiej strony średni poziom potrafi bardzo często horrendalnie zwiększać poziom trudności i frustrować swoimi nieczystymi zagrywkami. Dawno nie widziałem tak niezbalansowanej gry pod względem trudności. Podejrzewam że twórcy chcieli jak najdokładniej odwzorować pierwowzór ale dało się to zrobić lepiej, mogli zaimplementować łatwiejszy tryb który nie wywala całkowicie zagrożenia. A tak jedyne co nam pozostało to przełączanie się między średnim a niskim poziomem, co na szczęście możemy robić dowolnie w trakcie gry.

Nowa warstwa pudru dla leciwego slimea

To jednak nie jedyne zmiany jakie twórcy dodali aby uprzyjemnić nam obcowanie z tym niedzisiejszym z perspektywy designu tytułem. Na wielki plus zaliczam markery pokazujące nam kolejne cele wędrówki. Nie wyobrażam sobie szukania niektórych przedmiotów czy miejsc na ogromnej mapie świata, w sytuacji kiedy w każdej chwili może nas zaatakować stadko potworów. A tak wszystko jest czytelnie określone na mapie. Wiem że niektórym purystom może to psuć charakter zabawy ale specjalnie dla nich twórcy dali możliwość wyłączenia tych znaczników. Poza tym istnieją też opcjonalne miejsca czy wydarzenia które nie są oznaczone nigdy, więc i tak warto zwiedzać każdy kąt, nawet z włączonymi markerami. Inną ogromnie przydatną funkcją jest przyśpieszenie walk. Pamiętam jak podczas grania w DQ11 w aktywności pobocznej gdzie drużyna zostaje przeniesiona do innych światów DQ, (zmieniając wygląd na retro 2D i upodobniając się do starych odsłon) dosłownie zasypiałem w trakcie walk. I tu na początku się przeraziłem bo pierwsze walki stoczyłem w tym samym mega powolnym tempie. Na całe szczęście szybko odkryłem że istnieje możliwość znaczącego przyśpieszenia, do całkowicie znośnego poziomu.

Podsumowanie

Podsumowując bawiłem się przy Dragon Quest 3 HD-2D świetnie, mimo okazjonalnych zgrzytów z bardzo nierównym poziomem trudności. Była to moja pierwsza styczność z tą konkretnie częścią i dzięki temu HD-2D remasterowi była to najlepsza możliwa opcja.

Sporo usprawnień i ułatwień sprawia że nie musimy siedzieć z nosem w poradnikach aby czerpać radość z tego klasycznego tytułu. Mimo wszystko zdaję sobie sprawę że mogę mieć troszkę większą tolerancję niż inni gracze na niedzisiejszą szkołę projektowania gier jrpg. Bo w dalszym ciągu u podstaw jest to 36-letnia gra i jeśli oczekujemy tu czegoś innego to możemy się zawieść. To nie jest nowa Persona, Final Fantasy czy Dragon Quest 11 z wciągającą historią, masą ciekawych osobowości, czy unikatowym podejściem do rozgrywki, to jest ich pradziad, w który wiele elementów jest jeszcze trochę uproszczona.

Więc jeśli chciał(a)byś się zapoznać z serią Dragon Quest ale boisz się archaizmów to poleciłbym raczej rozpoczęcie od części 11. Jak na wstępie pisałem kolejne odsłony nie są ze sobą specjalnie powiązane, a ta część to dla mnie wciąż  czołówka pod względem jakości współczesnych gier jrpg. Ale jeśli masz ochotę na powrót do przeszłości i grind Ci niestraszny to uderzaj śmiało. Ja już się szykuję na 1 i 2 część odświeżonej trylogii Erdricka.

Zalety

  • Śliczna oprawa graficzna nadająca bajkowy klimat
  • Warstwa audio gry
  • Sporo funkcji uprzyjemniających obcowanie z klasykiem

Wady

  • Bardzo nierówny poziom trudności na domyślnym poziomie
  • Łatwy poziom trudności całkowicie trywializujący walkę