Eternal – Recenzja – 90 minut męczarni

8 października 2024
0
1.5/5
Opis:

Elias, młody naukowiec zajmujący się ochroną środowiska, zakochuje się w aspirującej piosenkarce Anicie. Kiedy jednak nadarza się okazja, aby dołączyć do wyprawy badającej tajemnicze pęknięcie na dnie oceanu, decyduje się poświęcić pracy, kosztem miłości. Kilka lat później, podczas misji, doświadcza wizji tego, jak mogłoby wyglądać jego życie, gdyby dokonał innego wyboru. Jego nową obsesją staje się odzyskanie ukochanej.

Czy połączenie sc-fi i obyczaju ma sens? Kilka lat temu Christopher Nolan w swoim „Interstellar” pokazał, że przemycanie takich wątków jest jak najbardziej na miejscu. Potrafi to wręcz naprawdę wzmocnić siłę emocjonalną filmu. Czy reżyser Ulaa Salim w swoim „Eternal”, podobnie jak kilka lat temu Nolan podołał takiemu zadaniu?

 

FABUŁA

Historia jest absolutnie banalna. Otóż u wybrzeży Islandii zostaje odkryta wyrwa, czy przerwa tektoniczna. Dowiadujemy się, że jej rozrost może doprowadzić do zniszczenia Ziemii, a więc końca świata. Tak więc klasycznie pojawia się grupa naukowców, którzy wyruszają, by zbadać tę – nazwijmy to – anomalię. W ten sposób poznajemy historię jednego z bohaterów tej opowieści. Jest nim naukowiec Elias (Simon Sears), który zajmuje się ochroną środowiska. Dowiadujemy się o nim, że jest on tak zaangażowany w swoją sprawę, że nawet gdy poznał początkującą piosenkarkę Anitę (Nanna Øland Fabricius), w której się zakochał, to postanawia zrezygnować z tego życia i przyłączyć się do wyprawy badawczej wspomnianego wyłomu.  Jego decyzji nie zmienia nawet fakt, że Anita jest z nim w ciąży. Kilka lat później w trakcie misji do wnętrza Ziemi bohater ma wizję jakby jego życie wyglądało, gdyby zdecydował się inaczej ustalić priorytety w swoim życiu. To objawienie sprawia, że bohater postanawia odzyskać swoją dawną miłość.

 

OBSADA

Tak naprawdę należy skupić się na dwójce bohaterów tego filmu. Elias zagrany przez Duńczyka Simona Searsa (znacie go z kilku odcinków serialu „Cień i Kość” od Netflix) jest absolutnie antypatyczny. Mam coś takiego, że w moim spojrzeniu bohaterowie mogą popełniać najgorsze błędy, a dalej będę im kibicować. Czuję, że zasługują na drugą szansę, na odkupienie. Tutaj tak nie mam. Bohater, jak i cała postać, jest tak wykreowana na początku, że jedynym czemu kibicuję to to, żeby został w swoim batyskafie i dał biednej Anicie święty spokój.

Nanna Øland Fabricius (duńska piosenkarka i tancerka, znana pod pseudonimem Oh Land) jako Anita, jest totalnym przeciwieństwem Eliasa. Jest postacią, o której łatwiej ciepło pomyśleć, biedna, skrzywdzona, pełna uroku. Jedna z tych postaci, którym naprawdę życzymy jak najlepiej. Chcemy by była szczęśliwa, by ułożyła sobie życie, po tym jak potraktował ją Elias. Jej postać chociaż momentami infantylna, jest zdecydowanie tym pozytywem filmu. Jeśli się trzymać mojej zasady, że każdy film (nawet ten najgorszy) ma to jedno coś, dla którego warto go zobaczyć to Nanna Øland Fabricius jest tym jasnym punktem. Autentycznie chętnie zapoznam się z jej twórczością i rolami filmowymi (np. „Wybawiciel” z 2014 z Evą Green, Madsem Mikkelsenem, czy Jeffreyem Deanem Morganem w rolach głównych).

 

OPINIA

Normalnie w tym momencie omawiałbym konstrukcję narracyjną filmu oraz walory realizacyjne, ale dla mnie jest ona absolutnie nieciekawa i niewarta szerszego komentarza. Rozumiem zamysł twórcy, skoki czasowe, etc. Jednak w najmniejszym stopniu mnie one nie wciągnęły. Bardzo lubię skandynawskie kino, w którym głównym walorem jest opowiadana historia, a do niej dokładany jest specyficzny klimat. Tutaj jednak mi to zupełnie nie gra. 

Wiem, że porównanie na początku recenzji do filmu Christophera Nolana jest może bardzo dziwne, a zarazem nieuczciwie, jednak nie chodziło mi stricte o walory produkcyjne, a umiejętność podbicia historii wątkiem obyczajowym, wywołania jakiejś emocji u widza. Jednocześnie materiały promocyjne wskazywały na kino sci-fi z mocnymi elementami obyczaju czy melodramatu (jest totalnie na odwrót). Tutaj to absolutnie nie wypaliło. U Nolana mieliśmy sympatycznego bohatera, który zostawia rodzinę, by dać jej szansę przeżycia – tutaj mamy bohatera, który decyduje się na ten krok, bo kocha pracę bardziej niż swą ukochaną będącą w ciąży, a potem jednak zmienia zdanie. Jest ukierunkowany tylko i wyłącznie samolubnymi intencjami.

 „Eternal”, w moim spojrzeniu, na papierze mógł być ciekawą historią o tym, że nasze priorytety teraz wcale nie muszą nimi być za kilka lat. Jednak na ekranie widzimy wszystkie mankamenty i cechy słabego kina. Antypatyczny, papierowy bohater, który w imię swojej wizji postanawia odzyskać to, co zniszczył, nie pytając nikogo o zdanie. W żaden sposób nie czułem, z jego strony, że to co zrobił na pewno się nie powtórzy przy następnej okazji. Brak zaufania do głównego bohatera w filmie, który ma traktować o miłości, wyborach i poświęceniach, no nie jest to dobra emocja do tego typu historii.

Z mojej strony nie polecam tego filmu. Niestety było to dla mnie lekko ponad 90 min męczarni. Wiem, że znajdą się głosy osób, które będą go bronić i mają do tego święte prawo. Poza bardzo solidną rolą Nanny Øland Fabricius oraz typowym dla filmów skandynawskich klimatem, ja niestety nie znalazłem tutaj nic dla siebie. Szkoda, bo zwiastun zapowiadał bardzo intrygujące kino.

dystrybucja: Galapagos Films

Podsumowanie

Poza bardzo solidną rolą Nanny Øland Fabricius oraz typowym dla filmów skandynawskich klimatem, ja niestety nie znalazłem tutaj nic dla siebie.

Zalety

  • Nanna Øland Fabricius w roli Anity,
  • skandynawski sposób opowiadania.

Wady

  • brak zdecydowania twórcy co chce opowiedzieć,
  • okropnie antypatyczny główny bohater,
  • nieprzejmująca historia,
  • najdłuższe 90 min od dawna.