Klasyczny kosmiczny shoot’em up. Dużo wrogów, dużo pocisków, rakiet i laserów. Do tego 18 poziomów z ponad 20 zróżnicowanymi bossami.
Habroxia 2 jest kontynuacją shoot’em upa wydanego we wrześniu 2019 roku przez studio Lillymo Games. Ten niewielki zespół wydał w między czasie grę Twin Breakers, którą również opisywaliśmy na naszej stronie. Niestety, po całkiem dobrym klonie Arkanoida, który wprowadził kilka ciekawych rozwiązań, Habroxia 2 wydaje się być tytułem wybrakowanym i niestety nudnym.
Za młodu nie byłem szczególnym fanem shmupów i do tytułów takich jak Gradius czy Macross podchodziłem raczej na chłodno. Kojarzę je jednak z dość rozwiniętymi, nawet jak na tamte czasy, mechanikami rozwoju statku, ciekawymi walkami z bossami oraz wysokim poziomem trudności. Lubię wyzwanie w grach zręcznościowych, więc nie mam nic przeciwko temu, gdy gra nie poddaje się łatwo graczowi. W przypadku Habroxia 2 żadne z tych elementów nie są satysfakcjonujące. Gra jest na dłuższą metę za łatwa i, co za tym idzie, za nudna.
Sterowany przez nas statek zaczyna swoją przygodę z podstawowym działkiem, który strzela wolno i słabo, oraz bronią specjalną – rakietami. Ciekawym rozwiązaniem jest to, że broń specjalna może być zakładana w różnych wariantach zarówno na przód jak i tył statku. Odblokowuje się je poprzez pokonywanie kolejnych poziomów. Znajdziemy wśród pociski, które same kierują się na wrogów, lasery wystrzeliwujące w wielu kierunkach, wolne, lecz potężne bomby, czy wale relatywistyczne, które pochłaniają pociski wrogów. Arsenał jest pokaźny i jest z czego wybierać, lecz ostatecznie nie ma to większego znaczenia z powodu podstawowego działka, w które wyposażony jest statek.
Przechodząc kolejne poziomy zbieramy kredyty, za które możemy kupować ulepszenia statku. Wśród nich jest siła ataku działka, liczba wystrzeliwanych pocisków oraz tempo ataku. Ulepszenie tych trzech cech powoduje, że pozostałe atrybuty (zdrowie, siła ataków specjalnych, boost) jak również broń specjalna nie są zupełnie potrzebne. Większość wrogów pada od kilku uderzeń a ci, którym uda się przetrwać są łatwi do ominięcia. Jeśli dorzucimy do tego dość hojnie wypadające powerupy w postaci dodatkowego zdrowia czy osłony, bez problemu przebrniemy przez wszystkie poziomy wykorzystując praktycznie tylko podstawowe działo. Sprawa nie wygląda lepiej przy walkach z bossami. Większość z nich posiada jakiś martwy punkt, w którym wystarczy się schować, żeby zachować odpowiedni dystans od przeciwnika. Z tego miejsca naparzamy go cały czas prawą gałką kontrolera, w rzadkich przypadkach unikając jego nieskutecznych ataków. Ze wszystkich bossów tylko przy tym ostatnim miałem jakiekolwiek problemy, związane z jego atakiem 'czarnej dziury’, która zadaje dużo obrażeń i dodatkowo zmienia tor lotu statku.
Być może po prostu znalazłem sposób na 'zepsucie’ gry, inwestując za bardzo w konkretne wzmocnienia, lecz dla mnie świadczy to o słabym zbalansowaniu dostępnych opcji. Nie ma znaczenia, że jest ich dużo i można je ulepszać, jeśli jako gracz nie mam do tego żadnej zachęty. Nawet bez silniejszego ataku podstawową bronią walki z bossami nie zyskałyby wiele – po prostu spędzałoby się w nich więcej czasu. Nie pomaga też tryb New Game+. Przeciwnicy są tam, co prawda, bardziej wytrzymali, lecz do tego czasu wzmocnienia działka są na tyle potężne, że nie robi to większej różnicy.
Dużym rozczarowaniem była dla mnie też warstwa fabularna, a właściwie jej brak. W Twin Breakers nie można było narzekać na niedobór dialogów czy dodatkowych dokumentów, które przedstawiały losy świata gry. Habroxia 2 zaczyna się od ciekawego wprowadzenia tutorialowego, pokazującego ojca (albo dziadka) i dziewczynę, która uczy się latać statkiem, sterowanym przez gracza. Wymiana zdań między nimi jest naturalna i buduje klimat gry. Niestety, poza tym wprowadzeniem podczas całej rozgrywki nie pojawia się ani jedna kwestia dialogowa. Nie ma też nic, co wzbogaciłoby świat, w którym gracz spędza kilka godzin, przebijając się przez 18 poziomów. Zdaję sobie sprawę, że w tym gatunku to gameplay rządzi a fabuła może być pomijalna, lecz w przypadku Habroxia 2 zawiodły oba te elementy.
Pozytywnie odebrałem natomiast nieliniowe podejście do poziomów. Niektóre z nich posiadają dwie drogi wyjścia, czasami ukryte za skałami, które trzeba najpierw zniszczyć. Każda trasa posiada na końcu unikatowego bossa a także prowadzi do innego następnego levelu. Oznacza to, że w całej grze jest ponad 20 bossów. Są oni ciekawie zaprojektowani graficznie, mimo niedoróbek AI, o których pisałem wcześniej. Cała szata graficzna, utrzymana w pixelartowym klimacie, być może nie sięga wyżyn Shovel Knighta, lecz jest miła dla oka i różnorodna. Drobnym minusem jest fakt, że coś, co można nazwać stylem gier Lillymo, przeradza się trochę w poczucie używania tych samych elementów graficznych w kolejnych grach tego studia. Warto też wspomnieć o tym, że niektóre poziomy rozgrywane są pionowo, a niektóre poziomo. Czasami układ planszy zmienia się w jej trakcie, co jest miłym urozmaiceniem.
Mimo kilku interesujących rozwiązań, Habroxia 2 zawiodła mnie bardzo niskim poziomem trudności, co w dużym stopniu wpływa na inne elementy, które ma do zaoferowania. Ulepszenia statku, różne ataki dodatkowe, znajdźki. Wszystkie te rzeczy są niepotrzebne, jeśli całą grę można przejść tylko poprawiając statystyki podstawowej broni. Niewymagające walki z bossami jeszcze bardziej pogrążają ten tytuł. Jeśli szukacie miłej i prostej strzelanki kosmicznej, do której nie musicie się szczególnie przykładać to możecie znaleźć tu coś dla siebie. W przeciwnym wypadku radziłbym szukać dalej.\
Grę udostępnił wydawca.
Podsumowanie
Zalety
- przyjemna dla oka pixelartowa grafika,
- nieliniowe prowadzenie przez kolejne poziomy gry,
- pionowa i pozioma rozgrywka.
Wady
- za niski poziom trudności,
- słabe AI bossów,
- brak zachęty do rozwijania i eksplorowania różnych usprawnień i broni,
- brak warstwy fabularnej,