Horizon Zero Dawn to marka, która zadebiutowała na PlayStation 4 w 2017 roku i szybko zdobyła uznanie graczy dzięki unikalnemu światu łączącym elementy plemienne z nowoczesną technologią oraz mechanicznymi przeciwnikami, dziś powraca jako remaster z zachwycającą grafiką.
Horizon Zero Dawn Remastered to kolejny przykład strategii PlayStation w tej generacji, która, moim zdaniem skupia się na graficznym ulepszaniu wielu gier z PlayStation 4 — nawet tych, które niekoniecznie tego potrzebowały, jak The Last of Us Part II: Remastered czy właśnie wyżej wspomniany Horizon Zero Dawn. Czy jest to świadome działanie, by przygotować gry pod PS5 Pro, czy raczej sposób na przedłużenie życia marek i zwiększenie przychodów na przyszłe sequele? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy. Nie sposób jednak nie zauważyć, że choć te remastery gier z PS4 bywają zbędne, to wizualnie imponują i są solidnie wykonane.
Osoby posiadające Horizon: Zero Dawn w wersji pudełkowej lub cyfrowej na PlayStation 5 lub PC będą mogły zakupić aktualizację do wersji Remastered w cenie około 50 złotych.
Gdzieś już to widziałem…
Warto na początku zaznaczyć, że odświeżona wersja gry nie wprowadza żadnych większych zmian fabularnych ani w mechanice rozgrywki — mamy więc do czynienia z tym samym tytułem, który zadebiutował w 2017 roku na PlayStation 4. Przypomnę, że studio Guerrilla Games przenosi nas do odległej przyszłości, gdzie technologicznie zaawansowane społeczeństwo to już tylko odległe wspomnienie. Ludzie żyją teraz w prymitywnych plemionach, w nieustannym strachu przed maszynami i przed wrogimi klanami. Mimo że kilka lat temu przeszedłem już ten tytuł, nadal fascynuje mnie motyw całkowitego „zresetowania” cywilizacji i jej powrotu do struktur plemiennych. W świecie gry technologia dawnych czasów jest traktowana jak relikt, artefakt, a czasem nawet przedmiot kultu — co wciąż daje poczucie czegoś świeżego, ponieważ nie jest to dość częsty motyw przedstawiany w grach wideo. Fabuła wciąż koncentruje się na podróży Aloy, głównej bohaterki, w poszukiwaniu swojej tożsamości oraz przeznaczenia, które pozostaje tajemnicą dla niej i dla wszystkich osób wokół niej. Przy pierwszym przejściu gry wiele zwrotów akcji wywarło na mnie spore wrażenie, a nawet potrafiły zaskoczyć. Tym razem jednak zabrakło efektu „wow”, ponieważ znajome sceny nie dostarczyły mi już tych samych emocji.
Skupiłem się głównie na nowej grafice, animacjach i krajobrazach, które, miały zbudować złudzenie czegoś świeżego, niestety do końca tym złudzeniem pozostaje, ponieważ nie doświadczymy nic nowego poza nową szatą graficzną. Osoby, które pamiętają fabułę gry, będą prawdopodobnie grały w ten tytuł głównie dla audiowizualnych doświadczeń, ciesząc oczy nowymi animacjami i efektami wizualnymi. Z drugiej strony dla osób, które jakimś cudem przegapiły pierwszą część przygód Aloy mimo, że kiedyś była rozdawana za darmo to pozycja warta sprawdzenia i przetestowania. Rozgrywka pozostała w zasadzie niezmieniona w porównaniu do wcześniejszej wersji. Wciąż mamy do dyspozycji dwa zestawy ataków: lekki i ciężki, które możemy modyfikować dzięki umiejętnościom, pozwalającym zadawać przeciwnikom silne ciosy i krytyczne uderzenia lub nakładając efekt ogłuszenia. Ponadto, korzystając z łuku oraz urządzenia o nazwie „Focus” możemy precyzyjnie celować we wrażliwe miejsca maszyn, wcześniej skanując je, aby uzyskać dodatkowe informacje. Za pomocą łuku możemy również nałożyć różne efekty, takie jak podpalanie, porażenie czy zatrucie, które po połączeniu mogą zadać dodatkowe obrażenia. Czy walka wciąż jest wciągająca? Tak. Czy jest wymagająca? Nie, i nie była taka już w dniu premiery w 2017 roku. W praktyce rozgrywka jest wariacją na temat gier z serii Far Cry, ale w ulepszonej i odświeżonej formie.
Co zostało zmienione?
Największe wrażenie, które pojawia się już w pierwszych chwilach gry, robi zdecydowanie bujniejsza i bardziej szczegółowa roślinność. Jest jej nie tylko więcej, ale także dodaje ona wiarygodności światu, który przeszedł przez kataklizm i teraz odradza się na nowo. Rozrastające się rośliny na ruinach dawnych budynków i niegdyś tętniących życiem terenach tworzą niezwykle sugestywny klimat, który zachęca do zrobienia kilku screenów. Kolejnym elementem, który natychmiast przykuwa uwagę, jest całkowicie nowy wygląd i fizyka wody. Woda nie jest już tylko prostym, jednorodnym strumieniem – reaguje teraz na otoczenie, jak skały, koryto rzeki, a także na postacie i maszyny przemierzające jej ścieżkę. Te detale, choć mogą wydawać się drobne, naprawdę ożywiają świat gry. Podobnie realistyczne są nowe efekty śniegu, który naturalnie opada z drzew, trawy i krzewów, gdy Aloy przedziera się przez roślinność lub wykonuje szybki wślizg.
Horizon Zero Dawn Remastered czerpie wiele zasobów z Horizon Forbidden West, co widać choćby po modelu Aloy, który zyskał więcej detali i poligonów. Choć gra jest określana jako remaster, nosi ślady pracy typowej dla remaku. Poprawione zostały animacje i twarze postaci pobocznych, dzięki czemu dialogi stały się bardziej ekspresyjne, a kamera zyskała na dynamice w porównaniu do bardziej statycznej kamery w oryginale – zabieg na plus. Świat jest teraz bardziej tętniący życiem. Wioski i miasta są pełne mieszkańców. Pojawiły się dodatkowe grupy NPC, jak strażnicy patrolujący miasto czy liczniejsi osadnicy przemierzający otwarte przestrzenie. To z pozoru drobne zmiany, ale sprawiają, że świat Horizon wydaje się znacznie bardziej immersyjny i realistyczny. Dla mnie to ważne, ponieważ w każdej grze single-player staram się grać jak najbardziej immersyjnie, by choć na chwilę uwierzyć w realność przedstawionego świata. Dlatego szczególnie doceniam takie zabiegi, które nadają grze wiarygodności i sprawiają, że świat staje się bardziej żywy, z funkcjonującymi społecznościami i dynamicznym otoczeniem, a nie jak w przypadku oryginału gdzie było to dość mocno okrojone za sprawą mniejszej liczby NPC, które były wtedy bardziej statyczne.
Pod względem optymalizacji Horizon Zero Dawn Remastered na PlayStation 5 prezentuje się dobrze – podczas rozgrywki nie doświadczyłem spadków liczby klatek. Gra oferuje trzy tryby graficzne: wydajności (z wyższą liczbą FPS), zrównoważony oraz jakości, który stawia na lepszą rozdzielczość i wzmocnione wrażenia wizualne. Dzięki temu każdy może dostosować ustawienia do swoich preferencji. Sam grałem na trybie jakości i byłem zadowolony. Remaster w pełni wykorzystuje także możliwości kontrolera DualSense na PS5, oferując efekty haptyczne i dynamiczne triggery, które reagują na podłoże i akcje w grze. Dla niektórych może to być jedynie dodatkowa funkcja, ale dla mnie to sposób na głębsze zanurzenie się w świat gry.
Dla kogo jest Horizon Zero Dawn Remastered?
Jeszcze przed premierą gry wielu zastanawiało się, czy ten remaster rzeczywiście jest potrzebny. Sam miałem podobne pytanie i dopiero po ograniu tego tytułu mogę powiedzieć, że jeśli chodzi o upgrade za 50 złotych dla posiadaczy wersji na PS4 (niezależnie od tego, czy jest to edycja pudełkowa, czy cyfrowa), to warto. Nawet z czystej ciekawości, jak wygląda teraz gra – jest to opcja godna rozważenia. Czy jednak warto płacić pełną cenę za coś, co w zasadzie nie potrzebowało odświeżenia? Raczej nie. Niemniej jednak nie można odmówić twórcom solidnej pracy — to naprawdę dopracowany remaster, jeden z lepszych na rynku. Mimo wszystko trudno nie odnieść wrażenia, że zamiast nowych tytułów otrzymujemy jedynie kolejne reedycje tej samej gry.
Grę udostępnił wydawca.
Podsumowanie
Remaster nie był konieczny, ale dla osób które nie grały i mogą zrobić upgrade za 50 złotych – jest to warte rozważenia. Pomimo pełnej ceny, która może odstraszać, to naprawdę dopracowany remaster, jeden z lepszych na rynku.
Zalety
- odświeżona grafika,
- lepsza animacja postaci,
- dynamiczna kamera w dialogach,
- nowa warstwa dźwiękowa,
- upgrade do wersji remastered za 50 złotych.
Wady
- brak znaczących zmian w rozgrywce,
- walka nadal jest tak samo prosta jak w oryginale,
- cena za pełny produkt,
- słaba optymalizacja (dla wersji PC).