Girl power nieuchronnie opanowuje hollywoodzkie ekrany. Przywykliśmy do męskich herosów, jednak aktualnie panowie muszą ustąpić i przekazać pałeczkę komiksowych twardzieli nowej bohaterce, Carol Danvers. Kapitan Marvel to pierwszy solowy film Marvela o damskim superherosie, a drugi po Wonder Woman od DC, który odniósł tak znaczący sukces komercyjny. Mamy do czynienia z solidnym origin story, niebanalnie zrealizowanym i przynoszącym ukojenie skołatanym nerwom fanów Marvela.
Akcja filmu toczy się powoli, wprowadzając do rozbudowanego już uniwersum nową postać. Jest tutaj oklepany motyw ewolucji superbohatera – jego walka ze słabościami i szukania własnego „ja”. Nasza bohaterka, wojowniczka rasy Kree, obdarzona supermocą od pierwszych minut filmu stawia czoła rasie Scrulli. Carol Danvers próbując pokonać infiltrujących Ziemię wrogów, odkryje swoją przeszłość oraz stanie na progu rozwiązania intrygi, która zburzy jej dotychczasowy światopogląd i pozwoli rozpoznać prawdziwego wroga. Towarzyszyć jej będzie znany z produkcji Marvela Nick Fury i uroczy kocur Goose. Fabuła filmu jest wręcz kopią innych produkcji tego typu i jest dosyć przewidywalna. Mimo wszystko przepleciona licznymi gagami i kilkoma sympatycznymi zwrotami akcji, staje się przyjemna w odbiorze. Nie jest to kino bohaterskie na miarę ostatniej części Avengers, ale jest świetnym prologiem, wprowadzeniem postaci do uniwersum.
Brie Larson nie należy do moich ulubionych hollywoodzkich gwiazd. Niektóre jej role zasługują na uznanie, o innych wolę zapomnieć. Aktorka z filmu na film gra jak kameleon, w jednych gra świetnie, a w niektórych jest ewidentnie sztywna, sztuczna i jej mimika twarzy nie współgra z emocjami ukazanymi na ekranie. W filmie Kapitan Marvel jej warsztat jest co najwyżej poprawny. Wielokrotnie denerwowały mnie jej nieadekwatne do sytuacji grymasy – twarz nieskalana myślą, wzrok tęskniący za rozumem. Jednak koniec końców ogólny odbiór jej gry w tej akurat produkcji odbieram jako pozytywny. Zdecydowanie lepiej wypadła tutaj – mniej arogancko – niż w ostatnich Avengersach. Aktorka całkiem „przyzwoicie” ukazała ewolucję ze ślepo realizującego cele żołnierza, przez zagubioną kobietę bez pamięci, aż po niezwyciężoną supermenkę. Pracę Brie zdecydowanie podwyższa chemia na ekranie między nią a Samuelem L. Jacksonem. Jego odmłodzony cyfrowo Fury zagrany jest fenomenalnie, z dużą dozą komizmu i jest to zdecydowanie najmocniejszy atut film. Do tego dochodzi urocza relacja między Furym a kotem Goosem. Każde ich wspólne pojawienie się na ekranie budzi uśmiech na twarzy. Kolejno na plus zdecydowanie – ku mojemu zaskoczeniu – wypadł Ben Mendelsohn, który ukazał się w produkcji ze swojej najlepszej strony. Gorzej natomiast wypadł Jude Law, który był po prostu nijaki, miałki, a jego dialogi brzmiały jak recytowane z kartki. Jako wielki minus uznać muszę pojawienie się na ekranie Anette Benning. Potencjał postaci został w tym przypadku zaprzepaszczony. Aktorka pojawia się na ekranie bardzo krótko – a od gwiazdy takiego formatu oczekiwałabym zdecydowanie bardziej rozbudowanej i mimo wszystko lepiej zagranej roli. Dodatkowo brakowało mi większego czasu ekranowego poświęconego przeciwnikom głównej bohaterki. Marvel nie ma ostatnio szczęścia do złoczyńców, bo praktycznie całe show skradł Thanos.
Efektów specjalnych – ku mojemu zdziwieniu – jest w filmie jak na lekarstwo. Cicho oczekiwałam wybuchów, serii niekończących się pościgów i przepięknych lokacji. Niestety na tym polu czuję niedosyt. Efekty zrealizowane są wprawdzie poprawnie, ale nie są tak spektakularne jak np. w Avengersach. Scenerie niestety pozostawiają wiele to życzenia i nie jest to świat zaprezentowany nam w tak fantastyczny sposób, jak np.w Thorze Ragnaroku czy Strażnikach Galaktyki. Duże rozczarowanie, że praktycznie 99% efektów specjalnych ujrzeliśmy w zwiastunie filmu, a akcja 90% filmu toczy się na Ziemi. Zdecydowanie zabrakło większej ekspozycji potęgi kapitan Marvel. Nasza bohaterka od pierwszych minut filmu posiada swoje moce. Rozumiem, że twórcy chcieli ukazywać powolną ewolucję bohaterki i budzenia się jej potęgi, ale mimo wszystko trochę za mało siły w sile. Tutaj nasza Pani Kapitan trochę postrzelała i zagotowała wodę na herbatę za pomocą swoich „mega” płomiennych dłoni. Z zaciekawieniem czekałam na finał i totalne objawienie mocy – owszem był efekt wow – ale poświęcono mu zdecydowanie za mało czasu. Polatała, poświeciła, rozwaliła statek i w „epicki” sposób zademonstrowała swoją moc, niczym Jean Gray vel Dark Phoenix. Film okazał się o wiele bardziej stonowany niż bym sobie tego życzyła – a szkoda, bo jakieś fatum ciąży na tych wszystkich origin story. Nie mniej Kapitan Marvel to chyba pierwszy film uniwersum z odpowiednim wyważeniem walki i historii.
Ale dosyć o negatywach, bo produkcja dostarcza mimo wszystko ogromne pokłady rozrywki. W filmie ukazano wręcz w skali 1:1 klimat lat 90-tych. Muzyka, scenografia, ubiór, pojazdy czy scena „ładowania’ się danych na starym komputerze – to urocze odniesienia do klimatu i uroku lat minionych. Chcę zasygnalizować, że film garściami nawiązuje do innych produkcji tego studia i jest wręcz sztandarowym przykładem prawidłowego (ale i tylko poprawnego) wprowadzenia nowej postaci do uniwersum. Do tego masa smaczków, easter eggów i nawiązań do innych produkcji. Fajnie, że twórcy tak zgrabnie spletli fabułę z innych filmami, wyjaśniając przy tym wiele nieścisłości.
Sporo osób ma problem z tym filmem, jak i sposobem przedstawienia głównej bohaterki. Lubię oglądać produkcje, odcinając się w pewien sposób od nastrojów społecznych, które nas otaczają. I gdy nie patrzy się na ten film przez pryzmat feminizmu – to naprawdę jest to przyjemny seans, na którym się pośmiejecie i na pewno nie znudzicie. Tak, bohaterka miała ciężkie przeżycia z mężczyznami, jest to trochę wyeksponowane, ale wszystko w granicach smaku – przynajmniej mojego. O ile wszystko w Kapitan Marvel jest zrobione subtelnie, tak śmieszna była dla mnie na przykład scena objawienia „kobiecej siły” w końcówce Avengers: Endgame. Tam trochę Girl Power aż nazbyt wylewało się z ekranu. Ono by może było odważne i fajne, ale tak z 20 lat temu. Teraz, gdy nastroje społeczne są takie, a nie inne – NADMIERNA ekspozycja nikomu nie pomaga, a mam wrażenie, że wręcz przeciwnie – szkodzi.
Kapitan Marvel nie jest filmem idealnym. Ogólnie z mieszaną dozą sceptycyzmu i politowania oglądałam kolejne odsłony produkcji Marvela, łapałam się za głowę i pytałam siebie – skąd ten fenomen? Dziwiłam się na rozdaniu Oscarów, skąd to uwielbienie dla Czarnej Pantery czy skąd te pochlebne opinie na temat Infinity War. Oczywiście, te produkcje dostarczają wiele funu i kalorii z jedzenia popcornu, ale mam nadzieję, że być może kiedyś filmy Marvela będą słynęły ze swego artyzmu. Wiem, że od kina suberbohaterskiego wymagamy jedynie zabawy – szkoda jednak, że uniwersalne przesłania ukazywane są w tak banalny – nie wymagający myślenia – sposób. Kapitan Marvel to produkcja bardzo poprawna, ale i pozytywnie odstająca od innych filmów ze stajni Marvela. Nie mniej, patrząc obiektywnie, nadal jest to prosta historia silnej kobiety w lateksie. Wyżej, dalej, szybciej – oby w dobrym kierunku.
WYDANIE:
Od strony wizualnej to naprawdę bardzo ładne wydanie. Z przodu totalnie bez zbędnych elementów, bok jest jednym z najładniejszych u Marvela, a tył cechuje skromny układ postaci i specyfikacja w standardowym stylu. Menu w całości jest polskie i przy jego wczytywaniu zaprogramowano ukłon w stronę lat 90′. Zajmijmy się teraz kwestią obrazu. Na pewno jest to satysfakcjonująca jakość renderu – produkcję kręcono kamerami RED oraz Arri w rozdziałce 8K/6.5K. W ciemniejszych momentach widoczny jest lekki szum, ale przy dobrym oświetleniu (które jednak tutaj króluje) na twarzach postaci widać najmniejsze zmarszczki i wszystko wydaje się być ostre – szczególnie w szerokokątnych ujęciach z lotniska, które po prostu wywołują opad szczęki. Film prezentuje niezwykle szeroką paletę kolorów, ale wszystko zostało przedstawione w stonowanych, rzeczywistych odcieniach. Polskie wydania Disneya nie zawsze dostarczały zadowalający poziom dźwięku, jednak w przypadku Kapitan Marvel jestem usatysfakcjonowana. Film wykorzystuje wszystkie dostępne kanały (DTS-HD MA 7.1) i oferuje spektrum od szeptów po dudnienie subwoofera przy scenach walk. Najróżniejsze dźwięki są również dobrze rozmieszczone, przechodząc z jednego głośnika na drugi i powodując obrót głowy widza.
Jak zawsze na płycie znajdziemy materiały dodatkowe, które w tym przypadku trwają ponad dwie i pół godziny. Najbardziej interesujący jest oczywiście komentarz twórców, który ponownie nie doczekał się tłumaczenia na język polski. W ciągu roku tylko kilka wydań królowało w tym aspekcie, szkoda, że zabiera się widzom nieznającym języka możliwości poznania wielu różnych ciekawostek z procesu tworzenia produkcji. Na krążku znajdują się też usunięte sceny, które subtelnie wprowadzają nowe informacje – np. kto objawiał się Yon-Roggowi jako Najwyższa Inteligencja. Oczywiście nie mogło zabraknąć gagów i reportaży z tworzenia filmu, które są moim zdaniem trochę ubogie – dużo powtórzeń, a najbardziej interesujący filmik dotyczy kota. 🙂
SPECYFIKACJA WYDANIA:
Czas trwania: | 124 minuty |
Obraz: | 1080 High Definition ; 2.39:1 |
Dźwięk: |
DTS-HD Master Audio 7.1: angielski Dolby Digital Plus 7.1: włoski DTS Digital Surround 5.1: hiszpański Dolby Digital 5.1: czeski, polski (dubbing) |
Napisy: | angielskie, czeskie, greckie, hiszpańskie, polskie, włoskie |
Menu: | j. polski |
EAN: | 7321941507049 |
Dystrybucja: | Galapagos |
LISTA DODATKÓW:
- Reportaże – 00:23:25 – Przygotowania Brie do filmu, kulisy Nicka Fury’ego, współpraca na planie i inne ciekawostki.
- Narodziny superbohaterki,
- Najpotężniejsza superbohaterka,
- Historia Nicka Fury’ego,
- Drużyna marzeń,
- Scrullowie i Kree,
- Kociokwik,
- Sceny niewykorzystane – 00:08:47 – Prawie dziewięć minut usuniętych scen:
- Kogo najbardziej podziwiasz?
- Rekruci sił gwiezdnych
- W drodze na Torfa
- A gdzie uśmiech?
- Czarna skrzynka
- Błąd żółtodzioba
- Gagi – 00:02:02 – Jak zawsze u Marvela, dostajemy trochę nieudanych i śmiesznych momentów.
- Komentarz audio – 02:03:42 – Komentarz audio twórców, niestety nie posiada polskiego tłumaczenia.