Gdy poprzedni papież umiera, nadchodzi czas na wybranie następcy. Gdy jednak w grę wchodzi władza i układy – moralność schodzi na drugi plan. Na światło dzienne wychodzą własne idee i pragnienia, a święta misja okazuje się jedynie podłożem do politycznej walki.
Po oscarowym „Na zachodzie bez zmian” Edward Berger zabiera nas w podróż do Stolicy Apostolskiej, by ukazać nam świat pełen intryg, spisków i ludzkiej ułomności. Gdy umiera papież zbiera się tytułowe Konklawe. Ma ono na celu wybrać następcę, który zasiądzie na tronie Piotrowym. Jako widzowie będziemy świadkami zakulisowych decyzji oraz wyborów, które rzutować będą na to jak potoczy się głosowanie. Za fasadą tego wszystkiego kryje się jednak świat pełen osobistych ambicji, nienawiści i polityki. Nic nie jest takie jak się wydaje, a najważnieszje decyzje podejmowane są w kuluarach.
Trzeba zacząć od tego, że „Konklawe” nie jest filmem kontrowersyjnym. Nie znajdziemy w nim dzielących społecznie tematów wiary czy wielkich skandali. To po prostu opowieść o niedoskonałych ludziach. O ich naturze, żądzy władzy i daleko skrywanych grzechach, które czasem potrafią ciągnąć się za nami do samego końca. Jest to ewidentnym plusem tego filmu – zamiast taniego grania na emocjach dostajemy tu solidną opowieść, za którą kryje się chęć głębszej analizy i autorefleksji na temat ludzkości jako ogółu.
Czego oczy nie widzą
To co wyróżnia się najbardziej w tym filmie, to obraz. Pod każdym możliwym względem film oczarowuje wizualnie. Liczba trafionych zabiegów pozytywnie nas zaskakuje na każdym kroku, sprawiając, że dzieło to będzie jednym z głównych kandydatów, jeśli chodzi o najbliższe oscary w kategorii „Best Picture”. Od ukazywania postaci i ich emocji, po wspaniałe lokacje i kadry, jest to obraz niezwykle spójny i współgrający z koncepcją przedstawianych wydarzeń.
Oczywiście mogliśmy się tego spodziewać, biorąc pod uwagę poprzednie dzieło tego reżysera. Pomimo to ma się wrażenie, że film ten podnosi poprzeczkę wyżej od poprzednika. Wykorzystanie oświetlenia czy symetrii otoczenia w przypadku pojedynczych scen tworzy tu niesamowity efekt, na który moglibyśmy patrzeć bez końca. To co jednak wyszło w przypadku realizacyjnym najlepiej, to emocje postaci i głębia tego co widzimy na ekranie. Odczucia bohaterów przedstawione są bardzo dobitnie. Napięcie odczuwalne jest na każdym kroku, a atmosfera niepokoju towarzyszyć nam będzie do samego końca.
Niezwykle umiejętnie wykorzystywane są tutaj także lokacje. Nie są to puste pomieszczenia, które robią za tło dialogowe. Są to miejsca mające głębie, które czasem same w sobie nadają właściwy klimat budując tym samym tło narracyjne, a tym samym dopełniając przedstawione na ekranie wydarzenia. Dodatkowo wszystko to wzmocnione jest niezwykle klimatyczną ścieżką dźwiękową, która spójnie wpasowuje się w przedstawiany nam obraz.
Ściany mają uszy
Umiejętnie poprowadzone są tutaj także kwestie dialogowe. Wybory castingowe i dynamika scen przez większość filmu satysfakcjonuje i wciąga nas w całą opowieść. Na tej płaszczyźnie jednak film jest bardzo nierówny. Dostajemy momenty, w których nie możemy oderwać się od tego co mówią bohaterowie, a także takie, w których zupełnie nie czujemy wypowiadanych kwestii. Jest to ściśle powiązane z tempem opowiadanej historii. W drugim akcie pojawiają się niestety dłużyzny, przez które film traci na wielu polach sprawiając, że zwyczajnie odczuwamy znudzenie.
Mimo tego dzieło to przez większość czasu jest w stanie nas zaangażować. Nie da się oprzeć stwierdzeniu, że najlepiej działa on gdy trzyma się wątków politycznych. Jednak kiedy tylko zbaczamy z obranego kursu, następują niepotrzebnie przerysowane sceny i dziwne decyzje scenariuszowe. Na plus z kolei działa tu casting. Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się tutaj Ralph Fiennes, który kolejny raz pokazuje niezwykły kunszt aktorski. Wraz z Stanleyem Tucci tworzą oni duet, który świetnie się ogląda, a ich interakcje sprawiają nam najwięcej satysfakcji.
Młot na czarownice
Największą jednak wadą tego dzieła okazuje się być sama historia. Dostajemy tutaj rzetelnie rozwinięte wątki politycznej gry, by później obserwować bardzo miałki i nieciekawy rozwój prawie każdego z bohaterów. Jako widzowie nie jesteśmy w stanie się z nimi utożsamić. Nie widzimy ich wyraźnej przemiany, a jedynie bardzo topornie zrobione przeskoki fabularne. Jest to o tyle dziwne, że sam wstęp jest zrobiony bardzo poprawnie. Początkowo dostajemy barwne postaci, które niestety później giną w gąszczu nieprzemyślanych decyzji scenariuszowych, by na końcu zaskoczyć nas groteskowością działań i decyzji.
To co jednak zasługuje na największą krytykę, to sama końcówka. Ostatnie sceny wydają się zaprzepaszczać wszystko co udało się zbudować, serwując nam bardzo karykaturalne i niesatysfakcjonujące zamknięcie. Boli to tym bardziej, że dzieło to mogło być jednym z najlepszych filmów, które dostaliśmy w tym roku. Niestety ostatecznie załamuje się pod ciężarem decyzji fabularnych i zmarnowanego potencjału.
Mimo wszystko obraz ten jest zdecydowanie warty polecenia. Jest to film solidny, który ma swoje problemy, ale w ostatecznym rozrachunku jest nas w stanie zaangażować, rozbawić i skłonić do refleksji. Świetnie ukazuje on ludzką stronę polityki oraz walki o władzę. Fanom thrillerów politycznych powinien przypaść do gustu, gdy tylko będą w stanie przymknąć oko na wszechobecne banały i uproszczone przekazy, będące największą zmorą tego filmu.
dystrybucja: Monolith
Podsumowanie
Jest to film solidny, który ma swoje problemy, ale w ostatecznym rozrachunku jest nas w stanie zaangażować, rozbawić i skłonić do refleksji. Świetnie ukazuje on ludzką stronę polityki oraz walki o władzę. „Konklawe” koniec końców jest niestety bardziej rozczarowaniem niż pozytywnym zaskoczeniem. Irytuje brak wykorzystanego potencjału i zaprzepaszczenie szansy na dzieło wybitne. W rezultacie dostajemy film tylko dobry, który miał wszystko, by stać się czymś większym.
Zalety
- strefa wizualna,
- udźwiękowienie,
- casting,
- płaszczyzna formalna.
Wady
- spadki tempa,
- dłużyzny dialogowe,
- niewykorzystany potencjał scenariuszowy,
- niesatysfakcjonujące zakończenie.