Serial oparty o bestsellerową serię gier Yakuza finalnie trafił na mały ekran. Akcja toczy się w fikcyjnym mieście Kamurocho, dobrze znanym fanom gier i przenosi widza do wydarzeń z lat 1995 oraz 2005. W 1995 roku czwórka przyjaciół decyduje się uciec z sierocińca, aby uwolnić się od rygorystycznych zasad. W 2005 roku ich drogi są już rozdzielone, a napięcie między klanem Tojo, a sojuszem Omi sięga zenitu.
Ostatnio obserwujemy rosnący trend, w którym wiele studiów decyduje się przenosić adaptacje swoich gier na mały ekran, zamiast tworzyć filmy kinowe. Dzięki temu powstały produkcje takie jak Arcane ze świata League of Legends, Dragon’s Blood z uniwersum gry DOTA, czy The Last of Us, oparty na wielokrotnie nagradzanej grze studia Naughty Dog czy chociażby Fallout. Przykłady te sugerują, że serialowa forma adaptacji gier jest obecnie najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Cieszy mnie, że Like a Dragon: Yakuza podążyło tym trendem.
Warto dodać, że Prime Video od dłuższego czasu angażuje się w adaptacje gier – efektem jest wspomniany już Like a Dragon oraz nadchodzące projekty, takie jak God of War czy Secret Level.
Zaznaczam, że moje doświadczenia z serią Yakuza były różne – Jednak najnowsza odsłona, Like a Dragon: Infinite Wealth, która miała premierę w tym roku, całkowicie mnie pochłonęła. To właśnie dzięki tej części zakochałem się w bogatym świecie, niepowtarzalnym klimacie i poczuciu humoru. Dodatkowo, ostatnio mogliśmy obserwować sukces serialu opartego na grze Fallout, który zdobył wysokie oceny zarówno wśród krytyków, jak i widzów. To pozytywne przyjęcie adaptacji Fallouta zwiększyło moje oczekiwania i pozytywne nastawienie wobec serialu Like a Dragon, który po zapowiedziach obiecywał oddać podobne emocje, które mieliśmy okazję zobaczyć w wielu częściach serii gier. Cieszy mnie, że adaptacje gier coraz częściej trzymają wysoki poziom i pokazują to, za co gracze pokochali te światy.
Przyczajony tygrys, ukryty smok…
Już pierwsze ujęcia wprowadzają widza w świat serialu, pokazując jednego z głównych bohaterów i charakterystyczny tatuaż, który natychmiast rozpoznają fani serii. Po klimatycznym, choć krótkim wstępie rozpoczyna się właściwa akcja pierwszego odcinka – niestety, pozostawiając mieszane odczucia i nie do końca satysfakcjonujące wrażenie.
Pierwszy odcinek koncentruje się na grupie dzieci z sierocińca, które postanawiają wyrwać się ze swojej rzeczywistości i dokonują napadu na salon gier. Choć sama koncepcja mogłaby być interesująca to sekwencje, są mało wiarygodne i wydają się oderwane od rzeczywistości: dzieci bez większych problemów okradają salon, by ostatecznie dowiedzieć się, że obrabowali niewłaściwych ludzi – yakuze. Niestety, przewidywalne zwroty akcji i sztampowe rozwiązania sprawiają, że trudno angażować się w losy bohaterów w tym odcinku. Na dodatek, serial prowadzi narrację, skacząc między rokiem 1995 a 2005, często bez wyraźnego powodu, co utrudnia śledzenie fabuły i osłabia przywiązanie do postaci. Akcja przeskakuje chaotycznie między scenami, nie dając widzom szansy na bliższe poznanie bohaterów ani zrozumienie ich motywacji. Ten brak spójności i napięcia w narracji sprawił, że już po pierwszym odcinku miałem ochotę porzucić serial, który – ujmując to łagodnie – pozostawił mnie z mieszanymi uczuciami. Na szczęście, w kolejnych odcinkach wyraźnie czuć ducha gier. Choć kolejne odcinki również mają swoje problemy, są bardziej dopracowane i wciągające.
Like a Dragon…
Kolejne dwa odcinki to dokładnie to, czego oczekiwałem po serialu opartym na tak rozpoznawalnej marce – dynamiczna akcja, dramat w luźniejszym tonie, specyficzny klimat i humor, które są charakterystyczne dla Like a Dragon. Zwłaszcza jeśli ktoś choć trochę zna serię gier, te elementy mają wyjątkowy urok. Już na początku drugiego odcinka, gdy pojawił się utwór Electric Light Orchestra „Mr. Blue Sky” poczułem, że warto było przebrnąć przez pierwszy odcinek, który wyglądał na typowy pilot, stąd te mieszane odczucia. Niemniej jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że Kazuma Kiryu nie do końca pasuje do aktora, który go gra. Być może to tylko moje subiektywne odczucie, ale w tej roli wyobrażałbym sobie kogoś zupełnie innego. Sceny walki i bardziej dynamiczna akcja to zdecydowanie elementy, które chciałbym widzieć w pozostałych odcinkach. Niestety, zaczynam dostrzegać powtarzający się schemat serialu, który bywa dezorientujący – zwłaszcza przez nagłe, dość chaotyczne przeskakiwanie między krótkimi scenami. W ciągu kilku minut widzimy początek planu kradzieży, wejście do biura, szybki koniec akcji, komplikacje, po czym natychmiast następuje przejście do kolejnej sceny w zupełnie nowym miejscu i czasie. Choć z czasem da się do tego przyzwyczaić, wydaje mi się, że można było to rozwiązać bardziej płynnie.
Podsumowanie
Like a Dragon: Yakuza po trzech odcinkach zapowiada się na produkcję, którą prawdopodobnie lepiej będą odbierać osoby zaznajomione z grami – serial na początku nie dostarcza zbyt wielu wyjaśnień dotyczących postaci i ich motywacji. Mimo to, po dość przeciętnym odcinku pilotażowym, oglądanie serialu sprawia coraz większą przyjemność. Pojawiają się interesujące zwroty akcji oraz wątki, które mam nadzieję – zostaną bardziej rozwinięte w przyszłych odcinkach. Na ten moment, po trzech odcinkach, jestem pozytywnie nastawiony.
Zalety
- od drugiego odcinka dobrze oddany klimat gier,
- sceny walki,
- dobry balans pomiędzy żartem i powagą.
Wady
- chaotyczne przeskakiwanie między krótkimi scenami,
- (subiektywnie) Kazuma Kiryu nie do końca pasuje do aktora, który go gra.