Rzut kostką zadecydował o tym, że Odd musi opuścić swoje rodzinne miasto i udać się do pałacu Królowej. Jej siostra, Even, nie może pogodzić się z tą sytuacją i wyrusza w poszukiwanie Odd, po drodze radząc sobie z przeciwnościami przy użyciu kart i kości.
Pomóż dzielnej Even uratować siostrę z pałacu strasznej Królowej, korzystając z pomocy magicznej kostki, która potrafi przywołać wszelkiego rodzaju pułapki i bronie na pole bitwy. Lost in Random czaruje klimatem i historią, chociaż widać pewne niedociągnięcia techniczne.
Lost in Random zaczyna się z przytupem i od razu rzuca nas w wir walki. Z jednej strony zaznajamia nas z podstawową mechaniką potyczek, z drugiej zaś pokazuje bardzo istotną scenę dla całej historii, lecz której prawdziwą wagę poznamy dopiero na samo jej zakończenie. Nie robię tego często, lecz po zobaczeniu napisów końcowych postanowiłem włączyć grę od początku, żeby lepiej zrozumieć nie tylko tę pierwszą scenę, lecz też motywację głównej antybohaterki Lost in Random – chłodnej i strasznej Królowej. To ta postać jest bezpośrednio odpowiedzialna za wydarzenia całej gry. Z jej rozkazu, każde dziecko w swoje 12. urodziny musi rzucić kostką – jedynym takim przedmiotem w całej krainie Random. Od wyniku zależy do którego z sześciu miast w Random trafi dziecko. Jeśli wyrzuci szóstkę, Królowa zabiera (nie)szczęśliwca do swojego zamku, gdzie… nikt nie wie co dzieje się potem. Even, główną bohaterkę zamieszkującą miasto Onecroft, poznajemy w momencie gdy kostką musi rzucić jej siostra. Mimo iż wszystko wskazuje na to, że na kostce wypadła jedynka, co oznaczałoby że dziewczynka zostałaby u siebie, wynik nagle zmienia się na 6 i Odd zostaje zabrana przez Królową. Even nie może pogodzić się z tym rezultatem i przyrzeka sobie, że uratuje siostrę i pokona złą Królową, co rozpoczyna jej przygodę, trwającą z punku widzenia gracza około ośmiu godzin.
Historia Lost in Random zaintrygowała mnie od samego początku. Dlaczego Królowa zabiera dzieci? Dlaczego ich losem rządzi kostka? Czy istnieją inne kostki? Wszystko co dzieje się w Random owiane jest tajemnicą, którą za wszelką cenę chciałem rozgryźć. Towarzysząc Even w jej podróży przez kolejne 'oczka’ i odpowiadające im miasta powoli dowiadywałem się o przeszłości krainy, o siłach nią rządzących i ostatecznie o tragicznej historii Królowej. Intrygi historii dopełnia też klimatyczny i mroczny świat Random, wyglądający jakby został wyrwany z ostatniej produkcji filmowej Tima Burtona. Spotykając kolejne postacie na swojej drodze nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że świetnie odnalazłyby się w Soku z żuka lub w Miasteczku Halloween. Jedyne, co psuje trochę atmosferę jest fakt, że nierzadko lokacje zapełnione są dokładnie takimi samymi modelami postaci, jakie spotykałem już wcześniej. Jest to szczególnie dokuczliwe, gdy Even rozmawia z taką postacią-klonem. Przydałaby się choćby delikatna zmiana ubioru czy koloru.
Cechą wyróżniającą Lost in Random na tle podobnych gier akcji jest system walki. Oparty jest tutaj na kartach i kościach, a konkretnie na jednej kostce o imieniu Dicey, którą Even spotyka niedługo po rozpoczęciu swojej podróży. Walki odbywają się w z góry określonych lokacjach, zamieniając je w zamknięte areny, które pozwalają kontynuować rozgrywkę dopiero po pokonaniu wszystkich wrogów. Podczas potyczek Even musi rozbijać swoją procą kryształy, które pojawiają się na przeciwnikach. Gdy to robi, dociąga kolejne karty z talii, przy czym maksymalnie może wylosować pięć kart. Dziewczynka rzuca następnie Diceyem i dostaje do wydania tyle punktów, ile oczek pojawi się na kostce. Każda z kart posiada koszt od 0 do 3 i przedstawia rzecz, jaka może pojawić się na polu walki po jej zagraniu – na przykład pułapkę lub broń. Niektóre karty mogą też pasywnie wzmacniać Even, powodując choćby że ataki zbijające kryształy dodatkowo zadają przeciwnikom obrażenia. Podczas rzucania kostką i wybierania kart czas się zatrzymuje, co pozwala spokojnie zaplanować kolejność zagrywania kart i obmyślić najlepszą strategię walki. Na początku przygody Dicey potrafi wyrzucić tylko 1 lub 2 oczka a karty, jakie Even ma do wyboru są dość ograniczone. Wraz z postępem rozgrywki dwójka bohaterów dostaje dostęp odpowiednio do lepszych rzutów i kart, które można kupować w sklepiku lub odbierać w nagrodę za wypełnianie zadań pobocznych. O ile cała mechanika kart i kości bardzo przypadła mi do gustu byłem trochę rozczarowany faktem, że dość szybko znalazłem pasującą mi kombinację talii i nie zmieniałem jej prawie wcale przez całą rozgrywkę. Z pojedynczymi wyjątkami gra nie stawia na tyle poważnych wyzwań, aby do konkretnych walk odpowiednio dostosować karty, a grając na niższym poziomie trudności większość potyczek sprowadza się do szybkiego wciskania kwadratu na kontrolerze. Jestem pewien, że ktoś inny wybierze inne karty do swojej idealnej talii i na tym polega różnorodność dostępnych narzędzi. Nie miałbym jednak nic przeciwko, gdyby potyczki były bardziej zróżnicowane i wymagały od gracza ogarniania ciekawych kombinacji kart.
Prowadząc Even do jej siostry zwiedziłem z nią cztery miasta, świetnie utrzymane w tematyce odpowiadającej im liczby. Two-Town, pierwszy cel podróży, to miasto, którym rządzi gigantyczny burmistrz Mayor, lecz z jego kapelusza zaczęła wyrastać do góry nogami postać o imieniu Royam, która stworzyła konkurencyjne miasto do góry nogami. Z kolei Threedom pochłonęła wojna domowa, w której trójka dzieci zmarłego króla walczy o prawo do rządzenia, obwiniając przy tym rodzeństwo za śmierć ojca. Historie tych postaci, jak i tych poznanych w kolejnych dwóch lokacjach są równie ciekawe i zróżnicowane jak główny wątek fabularny. W każdym z miast Even może też rozejrzeć się za zadaniami dodatkowymi, rozmawiając z niektórymi mieszkańcami. Jedną dziwną rzeczą, która dzieje się podczas tych dialogów jest to, że dziewczynka nie wypowiada na głos wybieranych przez gracza kwestii, chociaż robi to przy wszystkich innych wypowiedziach. Niby drobna rzecz, lecz trochę psuje klimat. Same misje poboczne pozwalają poznać jeszcze więcej szczegółów na temat krainy Random i jej mieszkańców i warto się nim przyjrzeć zarówno z tego powodu jak i z powodu nagród, które dostaje się za ich ukończenie.
Głupotą, do której muszę się przyczepić to sprawa nagminnego używania rzeczownika „dice” w liczbie pojedynczej. Zdaję sobie sprawę, że jest to od jakiegoś czasu forma dopuszczalna, lecz w grze, która tak bardzo opiera się na kostkach do gry spodziewałbym się większego puryzmu językowego. Autorzy scenariusza na pewno byli świadomi tego, co robią, gdyż w jednym momencie decydują się na użycie słowa „die”, korzystając przy tym z jego podwójnego znaczenia. Drobne potknięcia techniczne, takie jak niedopasowanie kwestii mówionych z napisami czy powtarzanie tych samych linii dialogowych zdarzają się okazjonalnie, lecz na tyle często, że są zauważalne. Zdziwiło mnie też to, że między poszczególnymi obszarami w każdej lokacji Even przechodzi przez mgłę, która ewidentnie spowija się w tych miejscach, aby pozwolić grze na ich załadowanie. Miasta nie są ogromne i liczyłbym na to, że na konsolach obecnej generacji załadowanie ich w całości nie powinno być problemem.
Lost in Random oczarowało mnie od pierwszych scen i trzymało w napięciu do samego końca pięknej, lecz tragicznej historii. Warto poznać tę grę dla samej fabuły, szczególnie jeśli lubicie mroczne, baśniowe opowieści. Nowatorskie podejście do walki również przypadło mi do gustu, chociaż wolałbym aby mechanika budowania talii oferowała trochę więcej głębi. Drobne niedoróbki techniczne można zrzucić na karb niewielkiego rozmiaru studia a ich wpływ na ogólny odbiór gry nie jest bardzo duży.
Podsumowanie
Zalety
- klimat świata,
- ciekawa mechanika walki,
- historia Odd i Even.
Wady
- mało zróżnicowane postacie poboczne,
- drobne problemy techniczne,
- Even nie mówi podczas dialogów z innym postaciami,
- dla purystów językowych - "dice" zamiast "die".