Filmy historyczne to w przeważającej liczbie przypadków spore wyzwanie – nie tylko dla samych aktorów, ale i całej ekipy tworzącej i promującej dane dzieło. Ogrom pracy, jaką trzeba włożyć w przygotowanie strojów, scenografii i tym podobnym, przyprawia widza o ból głowy. Osobiście jest to jednak jeden z moich ulubionych gatunków, które możemy obejrzeć w kinie. Dlaczego? Ano dlatego, że historia napisała już tyle ciekawych wątków, że z miłą chęcią je poznaję i zagłębiam się później w książkowe szczegóły odnośnie danych postaci czy wydarzeń. Niech tytuł „Maria, Królowa Szkotów” Was nie zwiedzie, bo to nie jest stricte film o naszej bohaterce, lecz o siostrzanym przyciąganiu i rywalizacji między Marią I Stuart a Elżbietą I Tudor.
Maria w wieku 18 lat została wdową, a na jej barkach leżały losy całej Francji i Szkocji, a nie omieszkała też zawalczyć o wpływy w całej Anglii, którą władała Elżbieta. Między kobietami rozpoczęło się dystansowe starcie, które przepełnione było zdradami, intrygami, buntami, ale i też znalazło się miejsce na miłość i przyjaźnie . O ile sama historia jest diabelnie porywająca, tak sposób jej przedstawienia już niekoniecznie. Od razu rzuca się w oczy to, iż film jest dziwnie złożony. Co to znaczy? Wątki tak szybko przeskakują między sobą, że widz wpada szybko w dezorientację, a praktycznie wszystko, co widzimy na ekranie, przebiega w szaleńczym tempie, przez co większość informacji jest potraktowana powierzchownie, a co za tym idzie ciężko wczuć się w sytuacje, które z natury powinny wciągać… Niewątpliwie najlepszym momentem filmu jest moment spotkania się dwóch głównych postaci, chociaż historycznie to nigdy nie zostało potwierdzone. Scena aż kipi od emocji, a Margot Robbie przeszła samą siebie i dziwi brak nagród dla tej aktorki.
Będąc już przy aktorkach, warto zaznaczyć, iż praktycznie cały film ogląda się tylko i wyłącznie dla Saoirse Ronan i wspomnianej Margot Robbie. Dziewczyny poradziły sobie obłędnie ze swoimi postaciami, chociaż większy podziw kieruję w stronę tej drugiej. Cieszy fakt, iż Margot Robbie wreszcie dostaje coraz bardziej dramatyczne role, w których może pokazać swój warsztat, a uwierzcie mi, w tym filmie go wykorzystała fantastycznie. Relacja między bohaterkami jest dosyć specyficzna, ponieważ w prawdziwym życiu nie spotkały się one nigdy ze sobą (nie istnieją historyczne potwierdzenia takiegoż spotkania), ale sama secena niesie za sobą ogromy ładunek emocjonalny.
Jak na tego typu kino przystało, zarzutów nie można mieć do strojów i scenografii, które przenoszą nas do XVI-wiecznej Anglii. Charakteryzacja Elżbiety jest obłędna, a twarz aktorki zdobią liczne rany, które prawdziwa Królowa również próbowała maskować mocnym, białym makijażem.
Ostatnim aspektem, o którym chciałabym wspomnieć jest muzyka, która posiada totalnie przepiękny motyw muzyczny, stworzony przez Maxa Richtera. Usłyszałam kawałek soundtracku przed obejrzeniem filmu i od razu wleciał on na moją playlistę ulubionych utworów filmowych. Posłuchajcie sami jak epickość wylewa się z każdego dźwięku, który nie jest może jakiś skomblikowany, ale szalenie zapadający w ucho.
Iluzja historyczna, w którą wprowadza nas reżyserka Josie Rourke, nie jest do końca udana, ale dla Robbie i Ronan możecie dać się zaczarować. Przeszłość dostarczyła nam ogrom ciekawych historii, które mimo wszystko zasługują na ambitniejsze podejście do tematu. Tutaj jest nudnawo, a całe show ratowane jest przez dwie znakomite aktorki, które już dawno dołączyły do grona śmietanki Hollywood. Szczerze mówiąc myślałam, że „Maria, Królowa Szkotów” będzie filmem lepszym, który zapadnie mi w pamięć. Koniec końców jest to produkcja, którą obejrzycie raz i szybko o niej zapomnicie.
WYDANIE:
Jestem już przyzwyczajona, że najładniejsze polskie wydania leżą w rękach Filmostrady. Dbałość o szczegóły, dobry grafik i obecność slipcovera to coś, co zawsze będę doceniać. Jak widzicie na poniższych zdjęciach, na froncie znajdziemy nazwiska i sylwetki obu aktorek, tytuł oraz krótkie zdanie „Nie ugnę się przed nikim”. Na boku znajduje się tylko i wyłącznie tytuł, a tył jest utrzymany w zupełnie innej stylistyce oraz kolorystyce. Na morskim tle znajdziemy opis dystrybutora, specyfikację oraz 4 screeny, pod którymi znajdziemy jeden cytat, który jest bardzo fajnie wkomponowany w szatę graficzną.
Dodatki posiadają polskie napisy, jest ich dosyć mało, a niestety najdłuższy materiał, czyli komentarz twórców – nie został przetłumaczony. Trochę szkoda, bo reżyserka i kompozytor mają naprawdę dużo ciekawych informacji do przekazania. Pozostałe trzy krótkie filmiki to, przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie, materiały zrobione na odwal, byleby po prostu były. Szkoda, bo historia i aktorki zasłużyły chyba na lepsze potraktowanie. Jeżeli chodzi o dźwięk to na nośniku znajdziemy Dolby Atmos w oryginalnej wersji językowej, a polski lektor standardowo w formacie Dolby Digital 5.1.
SPECYFIKACJA WYDANIA „MARIA, KRÓLOWA SZKOTÓW”:
Czas trwania: | 124 minuty |
Obraz: | 1080 High Definition ; 23.98 PsF ; 2.39:1 ; 16×9 |
Dźwięk: |
DA: angielski DD 5.1: hiszpański, polski (lektor), portugalski, rosyjski, węgierski |
Napisy: | angielskie, bułgarskie, chorwackie, czeskie, estońskie, greckie, indonezyjskie, kantońskie, koreańskie, litewskie, łotewskie, mandaryńskie, polskie, portugalskie, rumuńskie, rosyjskie, słoweńskie, tajskie |
Menu: | j. angielski |
EAN: | 590211560734 |
Dystrybucja: | Filmostrada |
LISTA DODATKÓW:
- Wielka konfrontacja / An epic confrontation – 00:03:58 – Finałowa scena jest bez wątpienia najmocniejszym elementem filmu – tutaj krótko o niej.
- Feminizm w stylu Tudorów / Tudor feminism – 00:03:35 – Dodatek o relacji dwóch głównych bohaterek.
- Kilka słów o Marii / Something about Marys – 00:02:24 – Filmowa chemia na planie między Mariami.
- Komentarz reżyserki Josie Rourke i kompozytora Max Richtera / Feature commentary with director Josie Rourke and composer Max Richter