Nastoletnia idolka zachodzi w ciążę. Chce urodzić, ale też utrzymać swoją pozycję i sławę. Zwraca się o pomoc do ginekologa, który jednak krótko przed jej porodem zostaje zamordowany. Odradza się jako jedno z bliźniąt, które rodzi idolka, jako druga z bliźniąt odradza się jego była pacjentka Sarina.
Słowem wstępu chciałbym podkreślić, że drugi sezon Oshi no Ko jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń zawartych w pierwszej odsłonie i tak naprawdę powinno się oba traktować jako całość. Lojalnie ostrzegam, że w tekście mogą pojawić się spoilery z pierwszego sezonu. Jeżeli macie pierwszy sezon za sobą, zapraszam do lektury.
Historię przedstawioną w drugim sezonie możemy podzielić na dwa segmenty – pierwszy skupia się na sztuce teatralnej opartej na bestsellerowej mandze pt. Tokyo Blade – drugi na dalszym rozwoju kariery zespołu B-Komachi. Ten wyraźny podział uznaję za duży plus, który pozwolił wprowadzić jasną chronologię wydarzeń, a przede wszystkim wyraźnie zarysował i pogłębił charakterystykę postaci, których, podobnie jak w pierwszym sezonie, mamy całkiem sporo.
Życie odbija się w teatrze
Jako się rzekło, pierwsza część to przedstawienie, do którego zaangażowano aktorów trupy Lala Lai oraz Kanę, Aquę i Melta, którzy zostali poleceni przez zaprzyjaźnionego z reżyserem producenta. Początkowo historia skupia się na scenariuszu, który staje się kością niezgody między reżyserem oraz Abiko, autorką pierwowzoru. Ich historia ukazuje nam problemy zespołu produkcyjnego, konieczność balansowania między, nierzadko, przesadzonymi wymaganiami autorki, a specyfiką teatru. Możemy się w niej także przyjrzeć problemom młodej, ambitnej autorki, u której szybki sukces przyczynia się do ogromnego wzrostu ego, ale czyni z niej również narzędzie w rękach wydawnictwa, które poleca jej redaktorowi skupienie się na tym, żeby mangaczka zbyt szybko nie zakończyła swojego dzieła. Już ten fragment pokazuje nam dobitnie w czym tkwi siła Oshi no Ko. Z jednej strony duet autorów serwuje nam czystą rozrywkę, w postaci śledzenia prób, a z drugiej prezentuje często gorzką prawdę na temat bezwzględnych realiów tego rynku. Jego dynamika powoduje, że zawsze trzeba kuć żelazo póki gorące doprowadzając osoby kreatywne do wypalenia, problemów z balansem między życiem a pracą lub nawet zdrowiem.
Z drugiej strony mamy również aktorów. O ile ci, pracujący dla Lala Lai to profesjonaliści w każdym calu, na których historia zbytnio się nie skupia (wyjątkiem jest Akane, ale osoby znające komiks lub pierwszy sezon znają powód), o tyle Kana czy Melt to bohaterowie, których charaktery zostały pogłębione w trakcie przedstawienia.
Pierwszy sezon przedstawił nam Kanę jako postać cyniczną i zgryźliwą, która nie potrafi zaufać dorosłym. Jej przeszłość determinuje jej sposób gry stając się hamulcowym jej talentu, aczkolwiek bohaterka jest świadoma, że w taki sposób nigdy nie rozwinie się jako aktorka. Jej rozterki są pokazane w formie bogato animowanych wewnętrznych monologów, które odwołują się głównie do przeszłości Kany. Choć nie jestem fanem retrospekcji wplecionej w dynamiczne wydarzenia, to przyznaję, że pozwoliły one na głębsze zrozumienie tej postaci i były konieczne do jej rozwoju.
Ciekawy przypadek stanowi Melt, którego rola w pierwszym sezonie była epizodyczna, a który jest przykładem pewnych praktyk pokazujących nam, że ładna twarz i koneksje mogą pozwolić komuś na szybkie dobicie się do sławy bez posiadania faktycznych umiejętności (czyżby przytyk w stronę influencerów?). Na szczęście Melt stosunkowo szybko zderza się ze ścianą, co zmusza go do zrewidowania mniemania o sobie i rozpoczęcia pracy u podstaw. Scena, w której widzimy owoc jego starań należy do jednej z najbardziej widowiskowych w całym sezonie i nie zdziwiłbym się, gdyby kogoś wzruszyła.
Na osobny akapit zasługuje Aqua, dla którego przedstawienie na podstawie Tokyo Blade stanowi podstawę do ponownego zmierzenia się wewnętrznymi problemami.
W pierwszym sezonie jego gra aktorska pokazana jest jako umiejętność idealnego skopiowania widzianej wcześniej gry. Bohater nie wkłada w to żadnych emocji, odcina się, niejako dając się przejąć wspomnieniom. Tokyo Blade wymaga od niego odmiennego podejścia i zaangażowania własnych uczuć w spektakl. Odkrywanie przyjętego przez niego sposobu potrafi dostarczyć ambiwalentnych emocji – z jednej strony doceniam, że próbował się z tym zmierzyć, a z drugiej przyjęte przez niego rozwiązanie dalekie jest od idealnego.
Po idolkach do celu
Druga część sezonu skupia się na B-Komachi, które próbuje ugruntować swoją pozycję w świecie show-biznesu. Próby te skupiają się na pokazywaniu prywatnych fragmentów z życia dziewczyn oraz przygotowania nowej piosenki oraz klipu wideo. Autorzy wykorzystali także ten fragment, żeby opowiedzieć o wypaleniu zawodowym, które prędzej czy później dotyka każdego, kto pracuje w branży kreatywnej. Najistotniejsze w tej części są jednak zmiany, jakie zachodzą w Ruby. Niestety wiąże się to z pierwszym zgrzytem jaki towarzyszył mi podczas seansu, otóż wydarzenia te poprzedzone są bardzo korzystnymi splotami okoliczności. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że nastąpiło ich zbyt dużo, co finalnie odziera ten fragment z pewnej dozy autentyczności. Nie ma to jednak wpływu na zachodzącą przemianę Ruby, która można potraktować jako zapowiedź interesujących wydarzeń, a przede wszystkim daje autorom możliwość na zbudowanie tej postaci na zasadzie kontrastu.
Gwiazda ze skazą
Nie jest jednak tak, że wszystkie jest w tym serialu idealne. O naiwnych splotach okoliczności już wspomniałem, ale większym problemem jest dla mnie kreacja postaci Akane. Jej wnikliwość, umiejętność analizowania i wyciągania wniosków każe sądzić, że mamy do czynienia z absolutną geniuszką, której talent marnuje się w aktorstwie. Moim zdaniem powinna pracować w policji. Sukces w tej pracy ma murowany, więc może z czasem dorobiłaby się statusu celebrytki? Piękna i niezwykle inteligentna policjantka na tropie kolejnych złoczyńców. A już na poważnie, odnoszę wrażenie, że Aka Akasaka wykorzystuje ją jako narzędzie do wyjaśniania co trudniejszych wątków. Już pierwszy sezon budził we mnie wątpliwości, a drugi, ujawniający przeszłość Akane, tylko jeszcze je wzmógł. Odnosiłem wrażenie, że momentami niebezpiecznie zbliżał się do parodii.
Dziwi mnie także pojawienie się pewnej postaci w końcowych odcinkach, która może zwiastować kolejne pójście na łatwiznę w kontekście pewnych wydarzeń. Obym się mylił, ale widząc jak powierzchownie traktowano pewne wątki (wymagające od widza de facto bezrefleksyjnego przyjmowania pewnych wydarzeń) mam wątpliwości. Oby się nie sprawdziły!
Ostatecznie zawarte w drugim sezonie wydarzenia wciągają bez reszty za sprawą sprawnie poprowadzonej reżyserii. Gdy możemy zacząć powoli odczuwać znużenie sztuką, ta zostaje zakończona, a akcja przenosi się w zupełnie inne rejony, skupiając się na wydarzeniach o mniejszej skali, ale za to o zdecydowanie większej wadze. W ogóle realizacja tego serialu zasługuje na duże wyróżnienie. Bogata scenografia wykorzystana podczas spektaklu, znakomita animacja pojedynków (choć uczciwie trzeba przyznać, że momentami przesadzona, bo bliżej jej było do walk np. w Kimetsu no Yaiba aniżeli w sztuce), podkreślająca wydarzenia ścieżka dźwiękowa. Wszystko to pozwoliło rozbudzić we mnie zainteresowanie rzeczonym przedstawieniem, nawet jeżeli jego fabuła nie była zbyt interesująca (aczkolwiek uważam, że przedstawienie miało na celu pogłębienie charakterów postaci i z tego wywiązało się wzorowo). Znakomicie prezentuje się także gra aktorska. Megumi Han jako Kana, Manaka Iwami jako Akane czy Kouki Uchiyama jako Himekawa z pasją oddają specyfikę sztuki teatralnej, w trakcie której konieczne jest mówienie z emfazą. Poza wątkiem związanym z Tokyo Blade także prezentują się świetnie.
W przypadku ścieżki dźwiękowej trudno mówić o zachwytach. Jest poprawna i solidnie podkręca wydarzenia dziejące się na ekranie, ale nie zapada w pamięć. Za to zupełnie inne odczucia towarzyszą mi przy słuchaniu tyłówki pt. Burning autorstwa Hitsujibungaku, które pewnie większość z was będzie kojarzyć z szalenie popularnej piosenki pt. More Than Words, która towarzyszyła napisom końcowym drugiego sezonu Jujutsu Kaisen. Burning zaczyna się przesterowanym riffem momentalnie zapadającym w pamięć, który przywodzi rockowe kawałki z przełomu XX i XXI wieku. Ten grunge’owy charakter jest jeszcze podkręcony przez gitarę basową. Dodam, że wspomniany riff jest często wykorzystywany do podkreślenia końcowych sceny, co zdecydowanie im służy. Znakomita robota! Fanów gitarowych brzmień zdecydowanie zachęcam do zapoznania się z tą piosenką.
Ta gwiazda jednak błyszczy
Bez względu na wypomniane przeze mnie wady, drugi sezon Oshi no Ko dostarczył mi kilka naprawdę przyjemnych wieczorów. Przedstawione w nim wydarzenia opowiedziane są na tyle sprawnie i widowiskowo, że za każdym razem dawałem się im pochłonąć. Serial kontynuuje wątki z pierwszego sezonu rozwijając przy tym bohaterów. Umiejętnie łączy także rozrywkowy charakter z poważniejszym, który może zachęcić widza do pewnych przemyśleń dotyczących jego idoli lub mediów społecznościowych i ich roli w codziennym życiu. Ostatecznie jest to też historia o fanach, którzy w swoich idolach chcą widzieć postacie bez skazy, herosów, którzy zawsze pomogą lub pocieszą w trudnych momentach za sprawą swojej twórczości. Warto jednak pamiętać, że są to są po prostu ludzie. A skoro są ludźmi to mają swoje przywary, gorsze momenty, a przede wszystkim nie są żadnymi bohaterami. Pamiętajcie o tym, gdy kolejny raz przyjdzie wam okrzyknąć kogoś swoim idolem.
Podsumowanie
Drugi sezon Oshi no Ko dostarczy Wam kilka naprawdę przyjemnych wieczorów.
Zalety
- spójny z pierwszym sezonem i wiarygodny rozwój większości bohaterów,
- dalsze zgłębianie i odkrywanie tajemnic świata show-biznesu,
- oprawa wizualna.
Wady
- Akane w roli Deus Ex Machiny,
- tylko poprawna ścieżka dźwiękowa.