Chociaż filmografia Eastwooda nie jest jakoś bardzo zróżnicowana, tak w przeważającej większości przypadków podbiła serca miłośników kina na całym świecie. Skupiając się na prostych problemach życiowych, widz odnajduje w filmach prawdę, cząstkę prywatnego życia i swoich problemów. „Przemytnik” nie jest wyjątkiem od reguły, ale produkcja spotkała się z dużym rozstrzałem ocen wśród recenzentów, jak i domowych odbiorców. Zapraszam Was do przeczytania mojej krótkiej opinii o tytułowym obrazie.
Clint zabiera nas w emocjonalną podróż po Ameryce Północnej. Jego bohater, Earl Stone, to osiemdziesięcioletni mężczyzna, który jeszcze ma sporo do zrobienia w swoim życiu. Dręczony przez problemy finansowe, wpada w sam środek siatki meksykańskiego kartelu narkotykowego, w którym pełni funkcję kuriera. Gangsterska historia jest jedynie tłem dla relacji rodzinnych naszego bohatera. Nie ma tutaj niczego nadzwyczajnego, film nie skłoni Was do jakichś oryginalnych przemyśleń, a większość z Was po tygodniu od obejrzenia prawdopodobnie o tej produkcji zapomni.
Postawiono na pewnik – rola Earla jest stworzona na Eastwooda, bo jakby nie patrzeć, „Przemytnik” jest w pewien sposób metaforą jego życia. Ponownie na ekranie zobaczymy Bradleya Coopera i z pełną świadomością słów można stwierdzić, iż między nim a Clintem istnieje filmowa chemia i wzajemny szacunek, który wylewa się z ekranu. Reżyser zaangażował tutaj również swoją córkę – Alison Eastwood i nie zabrakło też takich gwiazd jak Michael Peña, Laurence Fishburne, Dianne Wiest oraz Andy Garcia. Śmietanka Hollywood staje na wysokości zadania i nie można mieć najmniejszych uwag do ich pracy – próbują oni wznieść słaby scenariusz na wyżyny. Mimo tego, iż mamy tutaj świetnych speców w swoim fachu, wszyscy są tylko dodatkiem. I ten niewykorzystany potencjał boli najbardziej. Jest tu tyle wątków, które warte były rozwinięcia i budowania relacji z głównym bohaterem, a wszystko zostało zrobione dosyć powierzchownie.
Z jednej strony film jest dosyć niebezpieczny, bo pokazuje, że wyrządzone zło łatwo można zrekompensować czynieniem dobra, a to właśnie świat powinien dążyć do robienia dobrych rzeczy, bez jednoczesnego powodowania zła. Nie zrozumcie mnie źle – wiadomo, że jest to tylko kinowy obraz, ale nasz bohater postępuje po prostu źle, w szerszej perspektywie – rzeczy, które transportuje, w filmowym świecie spowodują potencjalną śmierć wielu osób. A całość podbarwiona jest w taki sposób, iż praca, jaką on wykonuje, mimo złych pobudek, głównie pomaga. W efekcie, podczas końcowych scen, widz zamiast potępiać poczynania, utożsamia się w pewien sposób z głównym bohaterem i darzy go sympatią. Bardzo dobry zabieg reżyserski, ale obejrzenie tego filmu skłoniło mnie do zupełnie innej refleksji, niż zakładał Eastwood (już się chyba po tych wszystkich opiniach do tego przyzwyczailiście 🙂 ).
Jak mam być szczera, jest to jeden z gorszych filmów Clinta Eastwooda, ale trzeba też brać poprawkę na to, iż nie przepadam za jego stylem reżyserskim, który lubię określać jako nijaki, i samą grą aktorską. Niewątpliwie jest to legenda kina, jednakże na przestrzeni lat po prostu na się z Clintem i jego twórczością nie zaprzyjaźniłam. Większość jego aktorskich kreacji jest do siebie podobna, a wiecznie znudzona mina przekreśla dla mnie głębię postaci. Każdy z nas musi sobie poradzić z przemijaniem czasu i momentami, które nie potoczyły się po naszej myśli. „Przemytnik” próbuje w artystyczny sposób nam to przekazać, ale koniec końców wszystko wychodzi prawie tak samo sztucznie, jak dziecko w „American Sniper”.
WYDANIE:
Graficznie wydanie prezentuje się poprawnie, front jest skromny, z podstawową grafiką promującą film i informacją, że obraz jest oparty na prawdziwych wydarzeniach. Podobnie oszczędny jest bok, w przeciwieństwie do tyłu okładki, na której upchnięto sporo informacji. Menu wydania nie zostało przetłumaczone, więc będziecie musieli poruszać się po anglojęzycznej interaktywnej planszy. Produkcja została kręcona przy użyciu cyfrowych kamer Arri Alexa Mini oraz Arri Alexa XT, co za tym idzie podczas scen nocnych i przy słabym oświetleniu w pomieszczeniach, widoczny jest nieznaczny szum. Paleta kolorów jest raczej utrzymana w zimnych odcieniach, czerń jest zadowalająco głęboka i nie zauważyłam większych problemów z ostrością obrazu. Odnośnie dźwięku, to niestety nie ma fajerwerków. Format DTS-HD MA (taki sam znajdziecie na wydaniu 4K) – tylko 5-kanałowy – wypada poprawnie, ale też sam film jest na tyle niewymagający pod względem dźwięku, iż mniej rozeznani użytkownicy z słabszym sprzętem nawet nie odczują różnicy. Całość filmu skupia się raczej na dialogach, aniżeli na efektach dźwiękowych, więc ta pięcio-kanałówka w zupełności wystarczy. Podsumowując – jakość obrazu i dźwięku jest akceptowalna jak na tego typu produkcję.
Jeżeli chodzi o dodatki , to niestety nie ma co za dużo pisać. Widać, że sami twórcy nie za bardzo przywiązali wagę do tego, by dostarczyć nam ciekawych informacji o produkcji. W efekcie dostaliśmy tylko 10 minutowy materiał z tworzenia filmu „Przemytnik” i teledysk, którego nikt najpewniej oglądać nie będzie. W tej jednej szóstej godziny znajduje się kilka „kwiatków”, jak na przykład dbałość o scenerię w przypadku roślin czy ciekawostki o kostiumach, ale koniec końców nie jestem usatysfakcjonowana.
SPECYFIKACJA WYDANIA „PRZEMYTNIK”:
Czas trwania: | 116 minut |
Obraz: | 1080 High Definition ; 2.4:1 ; 16×9 |
Dźwięk: |
DTS-HD MA 5.1: angielski DD 5.1: czeski, polski (lektor), rosyjski |
Napisy: | angielskie, arabskie, bułgarskie, chińskie, chorwackie, czeskie, estońskie, hebrajskie, koreańskie, litewskie, łotewskie, polskie, portugalskie, rosyjskie, rumuńskie, słoweńskie, tajskie, tureckie, węgierskie |
Menu: | j. angielski |
EAN: | 7321931351768 |
Dystrybucja: | Galapagos |
LISTA DODATKÓW:
- The making of The Mule: Nobody runs forever – 00:10:59 – Jedenaście minut materiału o tworzeniu filmu.
- Toby Keith „Don’t let the old man in” music video – 00:02:54 – Teledysk do przewodniej piosenki produkcji.