Rebel Ridge – Recenzja

27 września 2024
0
4.5/5
Opis:

Terry przybywa do miasteczka Shelby Springs z prostą, lecz pilną misją – ma wpłacić kaucję za swojego kuzyna i uratować go przed grożącym mu niebezpieczeństwem. Jednak gdy oszczędności życia Terry’ego zostają niesprawiedliwie zajęte przez organy ścigania, on sam musi zmierzyć się z lokalnym komendantem policji Sandym Burnne’em i jego bojowo nastawionymi podwładnymi.

Każdy zna ten moment – reklama jedno, a finalny produkt drugie. Czasami takie zaskoczenie potrafi być bardzo negatywne, a czasem wręcz in plus. Tym drugim przypadkiem jest „Rebel Ridge”, w którym Netflix kompletnie skopał promocję. Zobaczcie zwiastun i sami oceńcie. Nie mam z tym będąc szczerym najmniejszego problemu. Dostałem sensację/thriller z krwi i kości, a spodziewałem się generycznego akcyjniaka.

 

FABUŁA

Założenie filmu wywodzi się z bardzo prostej konstrukcji. Naszym bohaterem jest Terry Richmond (w tej roli Aaron Pierre), który jadąc na rowerze, zostaje bardzo brutalnie zatrzymany przez policjantów. Szybko dowiadujemy się, że próbuje się on dostać do sądu, by wpłacić kaucję za swojego kuzyna. Zachowanie policjantów oraz konfiskata pieniędzy mocno wskazują, że coś jest mocno nie tak w ich działaniu. Potwierdzeniem podejrzeń jest spotkanie głównego bohatera z Szeryfem Sandym Burnnem (Don Johnson). W tym momencie Terry rozpoczyna starcie ze znacznie silniejszym przeciwnikiem. Protagonista odpowiedzi skrywa pewien sekret, który wyjaśnia dlaczego nie jest bezbronny w tej potyczce.

 

OBSADA

Głównego bohatera gra Aaron Pierre. Aktor zagrał wcześniej w kilku filmach (m.in. w koszmarku jakim był „Old” reż. M. Night Shyamalan) oraz serialach. Żadnej z jego ról nie zapamiętałem w żaden sposób, aż do „Rebel Ridge”. Jego gra aktorska jest absolutnie obłędna. Świetnie sprawdza się w roli twardziela. Nie jest to taki typowy Rambo style, a właśnie bliżej mu do kogoś pokroju Jacka Reachera. Widać, że aktor doskonale odnalazł się w tej roli. Jego mimika idealnie oddaje emocje postaci i zarazem potęguje poczucie, że coś może się niebawem wydarzyć. Czytałem gdzieś, że te ranym do roli był początkowo John Boyega. Jak to dobrze, że odrzucił tę rolę.

Don Johnson to jak zawsze klasa sama w sobie. Jego rola skorumpowanego szeryfa jest naprawdę świetna. Jednocześnie jest on doskonałą przeciwwagą oraz godnym przeciwnikiem naszego protagonisty. Będąc szczerym nie chciałbym mieszkać w mieście kontrolowanym przez taką personę. Jest jeszcze Anna Sophia Robb, wcielająca się w postać Summer. Osoby, która postanawia współpracować z głównym bohaterem. Postać z ciekawą przeszłością, dobrze przedstawiona, poprowadzona i zagrana. Zdecydowanie wnosi coś do historii, a nie jest tylko „dramatyczną” wstawką.

 

KONSTRUKCJA NARRACYJNA

Całość jest poprowadzona bardzo sprawnie. Prosta historia nie jest mankamentem i od początku do końca trzyma ona w napięciu niczym najlepszy dreszczowiec. Pierwszy akt est naprawdę świetny. Bardzo długo razem z bohaterem nie jesteśmy w stanie zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Drugi akt przynosi trochę odpowiedzi. Dowiadujemy się więcej o naszym bohaterze i spodziewamy się niezłej rozpierduchy. On sam w tej części filmu jest trochę zbyt pewny siebie, więc bardzo cieszy, że takie „niedocenianie” przeciwnika jest piętnowane. Trzeci akt sprawia, że role się odmieniają. Ścigany zmienia się w łowcę. Można powiedzieć, że nasz bohater jest teraz jak „Tommy Lee Jones w Ściganym”, a kara spotyka tych, którzy go nie doceniają. Najsłabszą częścią filmu jest końcówka, gdzie dochodzi do ostatecznej konfrontacji. Jest to ostatnie kilka minut filmu, w którym jest więcej akcji – standardowa finalna konfrontacja.

Bardzo cenię to, że twórcy ani razu nie posunęli się do zagrania „banalną” kartą rasizmu. Bohater jest Afroamerykaninem, cała historia nie jest z tym związana. Powiem więcej, nawet nie próbuje tego sugerować. Miła odmiana, że twórcy szanują widza i nie próbują mu wciskać oklepanych rozwiązań.

 

REALIZACJA

Ciężko się tutaj do czegokolwiek przyczepić. Niski budżet, jak na standardy Hollywood, w żaden sposób nie przeszkadza. Widać, że był pomysł i bardzo dobrze dobrana ekipa, która wiedziała co chce osiągnąć. Jeremy Saulnier (scenarzysta i reżyser) to twórca, który umie opowiadać świetne wciągające historie. Pokazuje, że można osiągnąć niesamowite napięcie odpowiednio prowadząc aktorów. Ja z jego twórczością zetknąłem się po raz pierwszy w 2015 roku przy okazji filmu „Green Room”. Jeżeli nie widzieliście mocno polecam. Jest to jeszcze bardziej minimalistyczna historia z niesamowicie zbudowanym napięciem rozgrywająca się barze. Zobaczyć jak sir Patrick Stewart gra przywódcę grupy neonazistów jest czymś niezapomnianym. 

 

OPINIA O „REBEL RIDGE”

Słowem podsumowania stwierdzam, że jest to film niesamowicie wciągający. Po raz kolejny pokazując, że danie odpowiednim twórcom niewielkiego budżetu i pozwolenie im na przedstawienie swojej wizji robi świetną robotę. „Rebel Ridge” trzyma w napięciu, a jego bohaterowi są z krwi i kości. Twórca bardzo fajnie poprowadził rozwój postaci, co rzadko się spotyka w kinie. Saulnier nie starał się iść na łatwiznę i to opłaciło. Specjalista od marketingu, który stwierdził, że film należy reklamować jak akcyjniak powinien przemyśleć swoją robotę. Główny bohater będący kimś w stylu słynnego Jacka Reachera naprawdę się tu sprawdził. Kronikarski obowiązek wymaga, by powiedzieć, że można się przyczepić do kilku szczegółów. Patrzę na ten film jako przedstawiciela pewnego gatunku i w tym spojrzeniu wypada on świetnie. Osobiście mocno polecam. 

 

Podsumowanie

Rebel Ridge” trzyma w napięciu, a jego bohaterowi są z krwi i kości.

Zalety

  • prosta, wciągająca fabuła,
  • ciekawi bohaterowie,
  • świetne aktorstwo,
  • klimat i zbudowane napięcie,
  • realizacja.

Wady

  • pojedyncze fikołki logiczne,
  • słabsza względem całego filmu końcówka.