Śmierć. Jest to integralna część ludzkiego życia. Przenika naszą rzeczywistość i definiuje człowieczeństwo. Jest ona także nieodzownym elementem sztuki. Temat ten inspirował artystów na długo przed nami i inspirował będzie także na długo po nas. Przykłady można tutaj mnożyć, od obrazu „Taniec śmierci” Holbeina, po „Boską komedię” Dantego, kończąc na „Requiem” Mozarta, temat śmierci nasyca każdą dziedzinę naszej kultury. Końcu ostatecznemu nie oparła się również kinematografia. Śmierć wielokrotnie pojawia się w wielu dziełach filmowych, a jednym z nich jest „Siódma pieczęć” (org. The Seventh Seal”) legendarnego reżysera – Ingmara Bergmana.
Memento mori
Akcja tego filmu rozgrywa się w połowie XIV wieku. W średniowiecznej Szwecji czarna śmierć dziesiątkuje populację, a ludzie przygotowani są na najgorsze. To właśnie w takich realiach poznajemy naszego głównego bohatera – Antoniusa Blocka. Wraz ze swoim giermkiem Jonsem powracają oni do ojczyzny, po wielu latach spędzonych na wyprawie krzyżowej. Antonius jednak staje przed nowym wyzwaniem. Jego oczom ukazuje się śmierć, a gra w szachy ma zadecydować o odroczeniu tego, co nieuniknione. To właśnie w tym krótkim zarysie fabularnym można poczuć to, co w tym dziele najlepsze. Mamy tu na pozór prostą historię, która z czasem odkrywa wachlarz nawiązań, przesłań oraz ukrytych znaczeń, które jako widz będziemy odkrywać w trakcie seansu.
Inspiracją do stworzenia tego filmu był kryzys wiary, który Bergman przechodził w tamtym czasie. Kryzys ten zaowocował włączeniem do jego dzieła także elementów religijnych. Nic przecież nie łączy się tak dobrze z tematem śmierci, prawda? To właśnie wiara często daje nam nadzieję, że czeka nas coś jeszcze – a jej głównym celem jest pokrzepić nas w najtrudniejszych chwilach. Co jeśli jednak przestajemy wierzyć? Co jeśli stajemy przed wizją nieuniknionej pustki i ciemności, która wypełni nas po tym, gdy nasze wewnętrzne światło zgaśnie? Te i wiele innych pytań stawia przed nami „The Seventh Seal”. Razem z głównym bohaterem szukać nam przyjdzie odpowiedzi, której nigdy nie poznamy.
Nic co ludzkie
Pierwszym charakterystycznym elementem tego filmu jest personifikacja śmierci. Zabieg ten ma na celu sprowadzenie jej do bardziej ludzkiej formy. Strefa „sacrum” zostaje zdegradowana do „profanum”, by pozwolić nam się z nią utożsamić, a czasem nawet zrozumieć. Śmierć jest spokojna, ironiczna i wyrozumiała. Nie da się jej oszukać, podąża naszym śladem, więc permanentnie odczuwamy jej obecność. Taki zabieg otworzył też drzwi do polemiki z nią. Poprzez wprowadzenie rozgrywki szachowej, staje się ona przeciwnikiem głównego bohatera. To wszystko jest przyczynkiem do refleksji na temat egzystencji, wiary i wartości naszego życia.
Ważne jest też zwrócenie uwagi, że śmierć nie jest tutaj bezwzględnym niszczycielem. Często pełni ona rolę przewodnika. Towarzyszy bohaterom, będąc spokojnym obserwatorem w ostatnich chwilach ich wędrówki. To wszystko daje nam obraz końca jako naturalnego porządku świata. Nie jest on przecież w swojej istocie wrogi. Jest nieodłącznym elementem naszego istnienia, a także wszystkiego co żyje.
Nie da się oprzeć jednak wrażeniu, że to, co najbardziej przerażające, to niewiedza. Wydaje się, że Bergman usilnie stara się nam przekazać, że nie należy się bać samej śmierci, należy się bać tego, co następuje po niej. Ta niewiedza jest właśnie główną motywacją naszego bohatera. Antonius za wszelką cenę stara się zdobyć jak najwięcej informacji o tym, co czeka go, gdy zakończy już swój żywot. Nie pomaga w tym też milczenie samego Boga. To ono uwidacznia nam bezradność ludzkiej egzystencji w zetknięciu z ogromem wszechświata.
Przez to rycerz staje się niejako bohaterem zbiorowym, utożsamia on pragnienia i obawy wszystkich ludzi od zarania dziejów. Potwierdzać się to zdają jego własne słowa, które wypowiada do swojego rywala: „Chcę wiedzy! Nie wiary, nie przypuszczeń, tylko wiedzy!”. Staje się on przez to też bohaterem tragicznym. Od początku toczącym nierówną walkę z tym, co i tak musi nadejść.
Koniec końców
Kolejnym istotnym motywem jest tu motyw apokalipsy. Nie bez powodu Bergman wybrał jako tło fabularne XIV wiek. Czarna śmierć na zawsze wrosła w ludzkość, a motywy z nią związane są integralnym elementem dziedzictwa kulturowego. Tak jest również w tym dziele. Sceny procesji pokutnych, wzywania do nawrócenia i motyw kary za grzechy obrazują nam tutaj lęk społeczny przed nieuchronnym końcem. Masowa zagłada jest istotnym faktorem i tworzy spójne tło dla całych wydarzeń. Jako widzowie jesteśmy wciągnięci w świat, gdzie nieuchronny koniec wszystkiego jest ciągle z nami, a każdy dzień może być tym ostatnim.
Nie można też zapomnieć o tym, że Bergman świetnie poprowadził różne postacie. Każda z nich uosabia pewien archetyp, przyjmując inną postawę wobec śmierci. Widzimy więc tutaj postać błazna, ateisty czy agnostyka. Zaprezentowanie różnych postaw wobec końca znów kieruje to dzieło na tory uniwersalne i sprawia, że jest ono ponadczasowe. Istotny w tym kontekście jest także motyw danse macabre. Przewija się on w filmie wielokrotnie i znów pokazuje powszechność śmierci jako zjawiska per se. To nawiązanie do średniowiecznych ikonografii jest w tym filmie kluczowe i definiuje nam jego sens. Równość wobec nieuchronnego końca spaja ludzkość od początku i łączy nasze społeczeństwa, niezależnie od statusu, kultury czy tradycji.
Oczywiście koncepty przytoczone w tym tekście są tylko ułamkiem tego, co możemy wyciągnąć z wybitnego dzieła Bergmana. Mnogość interpretacji daje tu duże pole do popisu, a jako oglądający z każdym kolejnym seansem wydobywać będziemy przesłania i tezy, które na długo zapadną nam w pamięć. Wziąłem na warsztat „Siódmą pieczęć” nie bez powodu. W mojej opinii obraz wybitny, ponadczasowy i po prostu wielki – czysta kwintesencja sztuki, nie tylko tej filmowej, ale sztuki ogólnie. Nie ma tu daty ważności. Nigdy nie straci na aktualności, a poprzez jego wspaniałą formę wizualną nawet po wielu latach wyróżnia się na tle innych dzieł tego gatunku.
Serdecznie zachęcam wszystkich do zapoznania się z filmem szwedzkiego reżysera. Nie jest to jednak seans łatwy. Jako widzowie błądzić będziemy tu w mroku, który skłaniać nas będzie do refleksji nad naszą egzystencją. Nie znajdziemy tu też wiele nadziei, zamiast tego znaleźć możemy tu jednak ukojenie. Oprócz mroku mamy do czynienia tu z czymś pięknym – wizją śmierci, która nie jest bezsensownym zniszczeniem. Jest sensem istnienia, z którym nie możemy walczyć, a który musimy zaakceptować.