Tails of Iron to przygoda z gatunku RPG z ręcznie rysowaną grafiką, którą cechuje niezwykle wymagający system walki. Wciel się w postać Redgiego – następcy tronu szczurzego królestwa. Przemierzaj mroczny, spustoszony wojną świat, by pokonać nienawistne klany żab i ich przywódcę, Zieloną Brodawkę – bo tylko tak odzyskasz koronę i uratujesz swój lud.
Królestwo szczurów oraz buntowniczy i żądny krwi Klan ropuch. Nie brzmi to jak bajkowy świat, jednak do takiej krainy zaprasza nas brytyjskie Odd Bug Studio w swojej nowej produkcji, reklamowanej jako przygodę z gatunku RPG, dodatkowo okraszoną systemem walki inspirowanym grami typu souls. Intrygujące wariacje na temat tych gatunków nieraz już pokazały, że to może się udać (przykładem może być fenomenalny Hollow Knight). Czy w przypadku Tails of Iron możemy mówić o sukcesie? Zapraszam do opinii.
Gra Tails Of Iron jest nową grą opracowaną przez Odd Bug Studio i wydaną przez polskie United Label. Jak wspomniałem na wstępie, gra reklamowana jest jako bajkowa przygoda i tak też jest w rzeczywistości. Królestwo szczurów przez wiele lat toczyło zaciekłą wojnę z Klanem żab. Szala przechylała się raz w jedną, raz w drugą stronę. Jednak Królestwo rządzone przez ukochanego Króla Szczurzaka po wielu latach wyniszczających bojów zwyciężyło, zmuszając płazy do odwrotu. Na wiele lat nastała cisza, a życie w Królestwie toczyło się w swoim rytmie. Jednak ta pozorna cisza nie mogła trwać wiecznie. Sielanka została przerwana przez najazd żab, które niegdyś pokonane, nigdy nie złożyły broni. W ciemnych zakamarkach Królestwa rosły one w silę, a w ich głowach coraz bardziej rozwijała się chęć zemsty. Dokładnie w tym momencie wcielamy się w role Redgiego – najmłodszego królewskiego syna. Redgi na pierwszy rzut oka nie wydaje się być najlepszym kandydatem do objęcia tronu – rozmiarami odbiega od swoich rosłych i starszych braci, którzy pełnią zdecydowanie ważniejsze role w Królestwie. Jednak to jego Król wybiera jako swojego następcę i tym samym musimy udowodnić całemu światu, że jesteśmy godni tej roli. Będziemy przemierzać różne zakamarki Królestwa, walcząc z przeciwnikami, pomagając swoim poddanym, powoli odbudowując zniszczoną twierdzę, a nad tym wszystkim przyświeca nam jeden główny cel – pomszczenie ojca.
Tails Of Iron to typowy indyk stworzony przez niewielkie studio. Niski budżet widać w wielu miejscach, a najbardziej w długości gry oraz udźwiękowieniu (jedyny głos, który słyszymy podczas gry, to interesujący lektor, który pełni rolę narratora całej bajki). Nie uważam tego za jakieś poważne minusy, tym bardziej że gra jest sprzedawana w adekwatnie „indyczej” cenie. Moim największym zarzutem wobec tytułu jest lekko naciągany slogan z pudełka o połączeniu RPG z soulsowym stylem walki. Nie ma tu typowej dla gatunku możliwości rozwijania cech bohatera – jedynym, na co mamy wpływ, jest pasek zdrowia, który zwiększa się, gdy odnajdziemy odpowiednie składniki do nowej potrawy.
Redgiego można wyposażyć w hełm, zbroję i tarczę – dzięki temu wpływamy na kilka kolejnych statystyk takich jak obrona, odporność na poszczególny typ przeciwników czy waga ekwipunku (w zależności od niej, nasza postać będzie się poruszała/walczyła szybciej lub wolniej). Następne w kolejności są bronie, na szczęście ich wachlarz jest satysfakcjonujący jak na tak mały tytuł. Początkowo nasz arsenał składający się z jednego ostrza, w dość szybkim tempie rozrasta się o coraz mocniejsze zabawki. Dodatkowo wraz z postępem w fabule odblokowują się inne rodzaje broni (oprócz jednoręcznych, pojawiają się też dwuręczne, łuki, kusze, kończąc na pistoletach na proch). Różnią się one nie tylko statystykami, ale każdym z typów walczy się troszkę inaczej, co pozwala na dopasowanie orężu do własnych preferencji – mi zdecydowanie najbardziej do gustu przypadły włócznie, które pozwalają na szybkie doskoczenie do oponenta. Jak już jesteśmy przy broniach, to warto opowiedzieć coś o systemie walki. Ten miał być inspirowany grami studia From Software, ale w mojej opinii jest to pusty slogan. W grze można robić uniki i kontry, a przegrana walka kończy się klasycznym napisem „Nie żyjesz” i wznowieniem od ostatniego checkpointu. To są jedyne soulsowe elementy, jakie zauważyłem, dla mnie to zdecydowanie za mało. Samej walce ciężko coś zarzucić, jest responsywna, intuicyjna i przede wymagająca uwagi – zwłaszcza w sytuacji, kiedy walczymy z wieloma przeciwnikami. Samych przeciwników jest wystarczająco dużo, walki ze zwykłymi oponentami przeplatane są starciami z nieco bardziej wymagającymi minibossami. Nie miałem nigdy poczucia przesytu i znudzenia walką. Dodatkowo większość przeciwników jest związana z fabuła i znika bezpowrotnie po zabiciu. Dzięki temu nie napotykamy tej samej „żaby”, przechodząc ponownie przez ten sam korytarz. Na końcu dosłownie parę słów o grafice. Na PS5 gra chodzi w 4k i solidnych 60fpsach. Pomimo tego, że nie ma tu żadnych wodotrysków graficznych to i tak gra może się podobać. Ręcznie rysowane tła są strzałem w dziesiątkę. Połączone wraz z głosem lektora powodują, że bajkowy klimat momentami wylewa się z ekranu.
Podsumowując – ciężko mi oceniać gry indie, bo w dzisiejszych czasach jesteśmy bombardowani tytułami AAA z budżetami, które przyprawiają o zawrót głowy. Dlatego jeszcze bardziej warto docenić mniejsze tytuły, takie jak Tails Of Irons – pokazują one, że w branży ciągle są twórcy, którzy zamiast płynąć z mainstreamowym nurtem, chcą żyć w swojej bajce – tej o żabach i szczurach. Sama gra ma drobne niedociągnięcia, ale w ogólnym rozrachunku to dobry tytuł, który przykuł mnie do ekranu na wiele godzin i puścił dopiero po napisach końcowych. Jeśli szukacie odprężającej przygody na weekendowy wieczór to ten tytuł może być dla Was.
Grę udostępnił wydawca.
Podsumowanie
Zalety
- ręcznie rysowana grafika,
- całkiem spora różnorodność przeciwników (tych zwykłych, jak i bossów),
- system walki jest responsywny i pomimo prostoty sprawia, że walki są satysfakcjonujące.
Wady
- gra jest zbyt krótka,
- za mało elementów RPG/soulslike.