Ciekawa, chociaż krótka, przygoda w wirtualnym świecie detektywistycznej intrygi. The Room VR: A Dark Matter świetnie wykorzystuje możliwości gogli VR w gatunku gier przygodowych i pozwala graczom zwiedzić kilka zróżnicowanych i klimatycznych środowisk. Gry przygodowe w nurcie point and click wydają się być świetnie przygotowane do integracji ze środowiskiem wirtualnej rzeczywistości. Przechodzenie między lokacjami, podnoszenie i łączenie przedmiotów, manipulacja elementami otoczenia i rozkminianie zagadek – te wszystkie elementy działają dobrze w VR. Ponieważ nie jest tutaj wymagana duża dynamika, a liczy się bardziej spostrzegawczość, problemy związane z nudnościami czy szybkim ruchem też nie powinny występować. Wszystkie te punkty są obecne i bardzo dobrze zaimplementowane w The Room VR: A Dark Matter.
W grze wcielamy się w rolę brytyjskiego detektywa na początku XX w., którego zadaniem jest rozwiązanie zagadki zaginionego archeologa, który specjalizował się w egipskich artefaktach. Doktor był ostatnio widziany w pracowni w British Institute of Archeology i zniknął bez śladu, więc wydaje się to być dobrym miejscem do rozpoczęcia śledztwa. Zanim jednak zdążymy się tam udać, dostajemy tajemniczą wiadomość i magiczne szkiełko, które sugerują, że w sprawę zaginięcia mogą być też uwikłane moce nadprzyrodzone. I tak zaczyna się nasza przygoda, która poprowadzi nas przez kilka ciekawych lokacji.
Przyznam się bez bicia, że chyba nie do końca nadążałem za tym, o co fabularnie chodzi w grze. The Room VR nie oferuje żadnych kwestii mówionych, więc o fabule dowiadujemy się tylko z nielicznych kartek z notatkami i wiadomościami. Jednak już w drugiej czy trzeciej lokacji pogubiłem się kto jest autorem danej kartki i o kim jest mowa w tekście. Być może (a nawet na pewno) nie przyłożyłem do tego bardzo dużej uwagi ale w pewnym momencie po prostu przestało mnie to interesować. Wiedziałem, że mamy do czynienia z jakąś tajemną i bardzo potężną mocą, którą ktoś chciał zawładnąć a nasz detektyw musi go (ją?) powstrzymać. Ale kto dokładnie był uzurpatorem, a kto nam pomagał – tego nie jestem teraz w stanie powiedzieć.
O ile sama treść fabuły mnie nie porwała to klimatyczne lokacje odebrałem już pozytywnie. Autorzy gry upchali sporo zagadek w muzeum archeologicznym, gdzie pracujemy z różnymi artefaktami egipskimi, w średniowiecznym kościele niczym z książek Dana Browna, czy w domu leśnej wiedźmy z wielkim kotłem. Problemy do rozwiązania są także różnorodne. Część z nich to standardowe użyj X na Y, niektóre wymagają obserwacji symboli w otoczeniu i ustawianiu odpowiednich elementów przeróżnych mechanizmów, aby je aktywować lub otworzyć. Gogle VR pokazują swoją wartość w sytuacjach, gdzie trzeba się konkretnie ustawić lub spojrzeć na środowisko z odpowiedniego miejsca, lub przy manipulacji przedmiotami rękami detektywa. Grałem w The Room VR przy wykorzystaniu dwóch różdżek PS Move i wydaje mi się, że jest to jedyny właściwy sposób. Dostajemy niezależną kontrolę nad lewą i prawą ręką i możemy dokładnie operować obiektami w otoczeniu. Niczego nie można zarzucić precyzji odwzorowania ruchów, co bywa niekiedy problemem w grach tego typu. Największy problem w The Room VR miałem w kościele, gdzie trzeba wciskać odpowiednie klawisze organów. Równoczesne patrzenie na mechanizm, którym sterujemy i na klawiaturę było trudne, więc zdarzyło mi się nie trafić we właściwy klawisz. Nie był to jednak poważny kłopot i po chwili nabrałem w tym większej wprawy.
Ciekawym rozwiązaniem, który urozmaica zagadki środowiskowe, są wspomniane wcześniej magiczne okulary. Pozwalają one na obejrzenie środowiska gry w dosłownie innym świetle. Pokazują się ukryte symbole albo scenki z przeszłości, które ujawniają dodatkowe wskazówki czy przedmioty. W poszczególnych lokacjach dostajemy też ulepszenia naszego magicznego szkiełka, dzięki któremu zajrzymy pod zakryte powierzchnie lub wejdziemy przez portal do środka mechanizmu, na przykład zegara.
Dużą zaletą jest fakt, że prawie wszystkie zagadki dobrze komunikują to, do czego się odnoszą i w jaki sposób należy je ugryźć. Nie twierdzę przy tym, że są one prostackie ale ani razu nie poczułem frustracji rozwiązaniem, które wydaje się nielogiczne i bez sensu. Wszystko jest tutaj poukładane a wskazówki można znaleźć w otoczeniu. Poziom łamigłówek nie jest tak wysoki jak w starych Mystach czy niedawnym Obduction, lecz dobry miks zagadek logicznych i zręcznościowych pozwala popracować zarówno szarym komórkom jak i palcom.
Z punktu widzenia grywalności moją najpoważniejszą uwagą jest fakt, że A Dark Matter można skończyć w 2, góra 3, godziny. Przy obecnej cenie 125 PLN wydaje się, że jest to trochę mało. Nie byłbym zwolennikiem sztucznego podnoszenia poziomu trudności łamigłówek ale jedna czy dwie dodatkowe lokacje byłby mile widziane. Szczególnie ostatni rozdział gry wydaje się być pospieszony i niedokończony, gdyż bawimy się w nim dosłownie 5 minut. Jeśli chcecie wesprzeć małego dewelopera Fireproof Studios i lubicie ten gatunek gier to na pewno będziecie się przy A Dark Matter dobrze bawić. Nie wiem czy nie warto jednak poczekać na przecenę.
PLUSY:
– intrygujący klimat,
– ciekawe, zróżnicowane lokacje,
– wyważony poziom łamigłówek,
– dobry miks zagadek logicznych i zręcznościowych.
MINUSY:
– krótki czas gry i dość wysoka cena,
– pomijalna fabuła.
Grę udostępnił wydawca.