Legionu Samobójców, czyli The Suicide Squad, nie trzeba nikomu przedstawiać. Wersja Davida Ayera podzieliła widzów na dobre, w większości jednak w internecie można usłyszeć głosy niezadowolenia. Ja, musicie mi wybaczyć, wersję z 2016 lubię, pamiętam poszłam na ten film po godzinie 22 do multikina, po ciężkim dniu w pracy i po prostu się dobrze bawiłam – a chyba właśnie taki powinien być cel tych komiksowych produkcji. Tegoroczną wersję ciężko nazwać rebootem, ciężko sequelem, więc nie odnośmy tego w ogóle do filmu z 2016 roku, bo powiązań jest na tyle mało, że możemy potraktować to jako dwa osobne światy.
Bloodsport, King Shark, Peacemaker, Rick Flag, Polka-Dot Man, Ratcatcher oraz Harley Quinn, początkowo wysłani na pełną wrogów wyspę Corto Maltese, tracą swoich towarzyszy broni, których starannie dobrała do samobójczej misji Amanda Waller – szefowa całego projektu, przedstawicielka rządu USA. Już na pierwszy rzut oka widać, że nowy Legion to dzieło spod ręki Gunna – jego szalony styl, który znamy ze Strażników Galaktyki, znajdziecie na każdym kroku, mnóstwo easter eggów rozsianych jest w różnych zakamarkach, a i sam humor, który często ociera się o pozytywny kicz, na pewno spodoba się rzeszy fanów.
Trzeba przyznać szczerze – sekwencja otwierająca jest kapitalna i to nie ulega wątpliwości. To samo tyczy się momentu poświęconego Harley, ponieważ zarówno od strony technicznej, jak i choreografii walk, jest to istny majstersztyk i na pewno wizytówka tego filmu. Niestety sam „villain” pozostawia dużo do życzenia, śmiem twierdzić, że jest to jeden z najgorszych złoczyńców w filmowym świecie DC, po prostu to się wszystko w pewnym momencie nie klei i następuje kolosalna zmiana tempa filmu. Dodatkowo – moim najwźkszym zarzutem jest to, że drużyna nie jest drużyną – mamy mnóstwo postaci, między którymi nie czuć ekranowej chemii, przez co widz ma wrażenie, że każdy złoczyńca idzie swoją drogą. Ciężko mi powiedzieć, czy to przez brak odpowiedniego nadania charakteru naszym antybohaterom, czy to po prostu wina aktorów. Początkowa kumulacja postaci również wydaje się być trochę na siłę – przez co równie dobrze mogłoby ich po prostu nie być i niewiele by to zmieniło.
Do samej gry aktorskiej nie można się tutaj przyczepić. Rick Flag wreszcie jest jakiś, Bloodsport nie umywa się do postaci granej przez Willa Smitha, John Cena natomiast jest na tyle irytującą dla mnie postacią, że nie wierzę, że otrzyma on swoje własne produkcje – we mnie targetu na pewno nie znajdą. Margot Robbie to już oscarowo doświadczona aktorka, której postać na pewno na przestrzeni lat ewoluowała i widać, że jest świadoma swojej roli i możliwości – brawa za to. Amanda Waller jest nadal taką samą zimną kobietą (;)), jak poprzednio, natomiast ekran, według większości internetowego fanbase’u, skradła postać grana przez Daniela Melchior – Ratcatcher. Jej wątek poboczny jest tak jakby najbardziej zarysowany, ze wszystkich postaci, więc nic dziwnego, że trafia do widza z największą uwagą.
Film wznosi na wyżyny nie tylko wizualnie piękna paleta barw i liczba detali na ekranie, ale i udźwiękowienie i muzyka. John Murphy stworzył kilkanaście kawałków, które piekielnie szybko wpadną Wam w ucho i trzeba przyznać, że jest to jeden z najlepszych soundtracków w tym roku. Tak po prostu, jest to kawał dobrze wykonanej roboty.
Jest to raczej produkcja, która nie wnosi do kanonu nic nowego, ale to wcale klasyfikuje się jako wada. Większość z Was powinna być zadowolona z seansu, reszta pewnie będzie woleć bardziej stonowany charakter DCEU i też nie można mieć o to pretensji. The Suicide Squad to odjechana jazda bez trzymanki, brutalność wylewająca się z ekranu i sympatyczna komedia. Zabrakło być może trochę filmu w filmie i jakiejkolwiek poważniej skonstruowanej osi fabularnej, ale jeżeli ktoś nastawia się na czystą „marvelową” rozrywkę – to tu ją na pewno znajdzie.
WYDANIE PUDEŁKOWE:
Pudełko ma wygląd równie odjechany, co charakter filmu – z przodu grafika promująca film i tytuł – dzięki Bogu nic więcej nie zostało tu upchnięte. Bok jest utrzymany w czerwono-białej stylistyce, a tył jest naprawdę dosyć uporządkowany – trochę wyciętych postaci, trzy kadry z filmu i standardowe informacje o dodatkach, fabule filmu i specyfikacja wydania. Niestety transfer do najlepszych nie należy – znajdziemy sporo artefaktów, tekstury do najostrzejszych nie należą, a paleta barw jest dosyć spłaszczona. Miałam okazję sprawdzić płytkę UHD, więc jeżeli chcecie się cieszyć z obrazu żylety – zaopatrzcie się w 4K. Natomiast do dźwięku większych zastrzeżeń mieć nie można – Dolby Atmos radzi sobie w każdych filmowych warunkach świetnie, wszystkie kanały zostaną jak najbardziej wykorzystane, przez co dźwięk otacza widza, prawie jak w sali kinowej.
Z 2-3 sceny są na tyle dobre, że spokojnie powinny się znaleźć w finalnej wersji, bo tak naprawdę są dużo śmieszniejsze niż to, co koniec końców zostało w filmie. Do tego dostaliśmy obszerny materiał z wpadkami z planu, które są czasem przekomiczne – na pewno warto na to zerknąć. Na krążku znajdziecie również omówienie konkretnych scen, trochę tajników z planu, dodatek o kostiumach i oczywiście pokuszono się o komentarz reżysera, który ponownie niestety nie posiada polskich napisów.
SPECYFIKACJA WYDANIA „LEGION SAMOBÓJCÓW: THE SUICIDE SQUAD”:
Czas trwania: | 132 minuty |
Obraz: | 1080 High Definition ; 1.85:1 ; 16×9 |
Dźwięk: |
Dolby Atmos-TrueHD: angielski Dolby Digital 5.1: angielski, czeski, hindi, hiszpański, japoński, polski (lektor), tamilski, telugu, węgierski |
Napisy |
angielskie, bułgarskie, chińskie, czeskie, duńskie, fińskie, hiszpańskie, japońskie, koreańskie, norweskie, polskie, rumuńskie, szwedzkie, węgierskie |
Menu: | j. angielski |
EAN: | 7321931400480 |
Dystrybucja: | Galapagos |
LISTA DODATKÓW:
- Deleted & Extended Scenes – 00:17:27 – Osiem usuniętych scen z finalnej wersji.
- Gag Reel – 00:10:23 – Wpadki z planu.
- Bringing King Shark to Life – 00:05:40 – Tworzenie postaci King Sharka
- Gotta Love the Squad – 00:11:37 – Bardziej skupiono się na kostiumach niż samych postaciach.
- The Way of the Gunn – 00:07:50 – Gunn i jego styl.
- Scene Breakdowns – Omówienie konkretnych scen:
- It’s a Suicide Mission – 00:06:37
- My Gun’s Bigger Than Yours – 00:05:44
- Harley’s Great Escape – 00:07:16
- The Fall of Jotunheim – 00:05:38
- Starro: It’a a Freakin’ Kaiju! – 00:06:17 – Trochę o głównym antybohaterze.
- Trailer:
- War Movie Retro Trailer – 00:03:24
- Horror Movie Trailer – 00:01:23
- Buddy-Cop Retro Trailer – 00:01:17
- Commentary by Director/Writer James Gunn – 02:12:06 – Materiał, jak prawie zawsze, bez polskich napisów.