W pokoju obok – Recenzja – W obliczu końca

3 listopada 2024
0
3/5
Opis:

Dwie przyjaciółki spotykają się po latach w obliczu tragedii, którą jest śmiertnelna choroba. Martha nie chce jednak ostatnich chwil swego życia spędzić samotnie. Prosi ona dawną koleżankę Ingrid o towarzystwo na końcu drogi, a wszystko to staje się przyczyną do rozważań na temat przemijania i kruchości ludzkiej egzystencji.

Gdy ogłoszono pierwszy anglojęzyczny film Pedra Almodovara, cały filmowy świat wstrzymał oddech. Reżyser, który przez lata dostarczał nam świetne produkcje, wreszcie pełnoprawnie wkroczył w świat Hollywood. Pomóc w tym miał mu duet uznanych aktorek, jakimi niewątpliwie są Julianne Moore i Tilda Sweenton. Czy jednak Almodovar podołał wygórowanym oczekiwaniom i możemy mówić o kolejnym sukcesie tego reżysera? Zapraszam do przeczytania recenzji filmu „W pokoju obok”.

Naszym oczom ukazuje się historia dwóch przyjaciółek ze szkolnych lat, które pod wpływem tragedii mają okazję odnowić znajomość. Gdy Martha (Tilda Sweenton) słyszy diagnozę wskazującą na nowotwór, postanawia że chce odejść z tego świata na własnych warunkach. W końcowych etapach życia ma jej towarzyszyć Ingrid (Julian Moore), której największym lękiem okazuje się być właśnie śmierć. Tematyka samego dzieła skupia się głównie na motywie przemijania i ostatnich chwilach życia.

 

Chemia organiczna

Mówiąc o tym dziele, nie sposób nie zwrócić uwagi na dobór duetu aktorskiego. To właśnie on wybija się na pierwszy plan i jest najmocniejszym elementem tego filmu. Dostajemy tu świetnie dobrane aktorki, których chemia na ekranie jest dla widza magnetyzująca. Zarówno Sweenton, jak i Moore błyszczą na ekranie, kolejny raz dostarczając nam świetny warsztat aktorski, który na długo zapada w pamięć. To co jednak dobrze wspomaga główne bohaterki, to kameralność samej historii. Nie dostajemy tutaj pełnych patosu rozważań na temat śmierci. Zamiast tego doświadczamy przyziemnej refleksji o przemijaniu i próbie pogodzenia się z końcem.

Taki zabieg okazał się być niezwykle trafiony w kontekście pomysłu fabularnego. Oczywiście, dostajemy tu momentami poetyckie wtrącenia czy egzystencjalne wstawki dotyczące śmierci. Nie są one jednak ordynarne. Są raczej subtelnym wtrąceniem, które ma skłonić widza do pochylenia się nad przytaczaną tematyką. W tej kwestii udało się scenarzystom wypracować bardzo sprawny balans pomiędzy przyziemnością prezentowanych wydarzeń a podniosłością poruszanych zagadnień.

 

Nie wszystek umrę

Kolejnym plusem są tutaj wizualia. Bardzo dobrze wpasowują się one w ogólny klimat dzieła, sprawnie wywołując efekt intymności. Jako widzowie mamy czasem wrażenie, że przedstawione sytuacje nie są dla naszych oczu. Są one w jakiś sposób prywatnym i bardzo osobistym oddaniem emocji bohaterów. Tworzy to osobliwy klimat i nadaje całemu dziełu autentyczności. Przez zamknięcie tego obrazu w skromnych ramach dostaliśmy efekt, który w samej warstwie wizualnej jest w stanie wywołać u widzów pozytywne odczucia.

Oczywiście nie jest to dziwne, zważywszy na wcześniejsze dokonania reżysera. Kolejny raz pokazuje on niezwykle solidny kunszt artystyczny, prezentując nam świetne kadry oraz nieszablonowe nasycenie kolorami. Pastelowe i bardzo natężone barwy w połączeniu ze scenografią tworzą tu spójną i miłą dla oka kompozycję, a każdą pojedynczą scenę odbiera się jak obraz. Jako widzowie często oczarowani będziemy tu sprytnym wykorzystaniem scenografii jako środka do opowiadania historii, a także estetyką lokacji i otoczenia.

 

Memento mori

Niestety jednak nie wszystko w tym filmie działa. Almodovarowi zdarzało się już mierzyć z podobną tematyką chociażby w świetnym „Ból i blask”, jednak nie zdołał on powtórzyć tego sukcesu w swojej najnowszej produkcji. Dobór duetu aktorskiego wydaje się trafiony, natomiast z czasem ginie on pod ciężarem błędów scenariuszowych i samej prostoty opowiadanej historii. Ma to ścisły związek z dialogami, które są w tym filmie bardzo toporne. Nie mają one odpowiedniego tempa, a czasem mamy nawet poczucie sztuczności wypowiadanych kwestii.

To co jest jednak największą wadą tego dzieła, to brak silnych emocji. Mamy do czynienia z poważną i trudną tematyką, jednak w trakcie seansu nie jesteśmy w stanie przyswoić żadnych większych uczuć względem prezentowanych wydarzeń. Jest to o tyle rozczarowujące, że chcielibyśmy chłonąć od postaci ich przemyślenia, emocje czy przeżycia, ale dzieło to bardzo nam to utrudnia. Ciężko powiedzieć, czy jest to spowodowane przejściem reżysera na obcy dla niego język, czy raczej szeregiem błędów scenariuszowych. W ostatecznym rozrachunku jednak dostajemy film wypruty z jakichkolwiek większych uczuć, a śladowe ich ilości musimy sami łapać z obrazu, który widzimy na ekranie.

Ciężko powiedzieć tutaj o kolejnym sukcesie Almodovara. Nie jest jednak tak, że „W pokoju obok” to film zły. Jest to film solidny, który niestety wpada w pułapkę przeciętności. Szumne zapowiedzi kolejnego dzieła uwielbianego reżysera rozbijają się niestety o produkt końcowy, który nie dostarcza nam obiecywanej wielkości. Zamiast tego dostajemy tutaj film niekompletny. Starający się poruszać tematy istotne i ważne, ale robiące to niestety w sposób zbyt prosty i zbyt schematyczny. Końcowe wrażenie jest dla nas o tyle rozczarowujące, że nie mówimy tu o początkującym filmowcu. Mówimy tu o reżyserze, który dostarczył nam wiele wspaniałych filmów, a który nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań.

 

dystrybucja: Gutek Film

Podsumowanie

Jest to film solidny, który niestety wpada w pułapkę przeciętności. Najnowsze dzieło Pedro Almodovara jest przykładem niewykorzystanego potencjału. Mamy tu świetny pomysł na historię i dwie wybitne aktorki. Efektem końcowym jest jednak film, który ugina się pod ciężarem nieprzemyślanych decyzji i braku warstwy emocjonalnej.

Zalety

  • kompozycje wizualne,
  • muzyka,
  • duet aktorski,
  • kameralność.

Wady

  • brak emocji,
  • nieprzemyślane decyzje scenariuszowe,
  • dialogi,
  • banalność przkazu.