Ostatniego dnia przed wakacjami samotna matka Elizabeth zostaje wezwana do szkoły, by skonfrontować się z oskarżeniami dotyczącymi jej 6-letniego syna, posądzanego o molestowanie kolegi. Okazuje się jednak, że zeznania obu stron są sprzeczne, a za oskarżeniami kryje się coś więcej. Zostajemy uwikłani w sieć kłamstw, niedopowiedzeń i sprzeczności, a wszystko skąpane jest w socjologicznych refleksjach i próbie odnalezienia prawdy.
Norweskie kino słynie z serwowania nam kameralnych dramatów psychologicznych. Nie inaczej jest w przypadku „Armand”. Pełnometrażowy debiut Halfdana Ullmanna Tøndela wydaje się czerpać pełnymi garściami z dokonań poprzedników. W wyniku czego dostajemy ciekawą opowieść, która w osobisty sposób porusza ważne społecznie tematy, dokładając do tego spójny wizualnie obraz i angażujące dialogi.
Recenzję tego filmu należy zacząć od tego, że jest on bardzo nierówny. Jako widz w naturalny sposób możemy rozgraniczyć dwie części, z których składa się ten obraz. Gdy pierwsza część daje nam ciekawy zarys histori, bardzo naturalne wprowadzenie bohaterów i wątek tajemnicy, tak druga już zdecydowanie stawia akcenty gdzie indziej – serwując nam podróż w głąb bohaterów, ich problemów oraz skomplikowanych relacji. Dysproporcja ta jednak nie do końca działa. O ile pierwszy etap tego filmu sprawdza się znakomicie, tak drugi zdaje się nie wykorzystywać mocnych fundamentów poprzednika wytracając tempo i znacząco odbiegając od wytyczonych torów.
Obraz malowany słowem
Początkowy etap filmu przenosi nas do małej sali lekcyjnej. Tutaj poznajemy bohaterów, z którymi przyjdzie nam przeżyć tę podróż do samego końca. Główną postacią jest Elizabeth, której syn – Armand – zostaje oskarżony o molestowanie swojego kolegi – Jona. To właśnie jego rodzice będą oskarżycielami, a role sądu będzie tu pełnić ciało dydaktyczne. Ten krótki opis definiuje nam pierwszą część filmu. Mimo zmienionej scenerii mamy tu do czynienia z dramatem sądowym, który w umiejętny sposób przedstawia nam problematykę całego dzieła oraz buduje jego spójny klimat.
To właśnie na tej płaszczyźnie film sprawdza się najlepiej. Dostajemy tu bardzo dobrze wykreowanych bohaterów, świetne sekwencje dialogowe oraz wspaniale rozegraną kameralność. Królikiem, którego będziemy gonić, jest tutaj prawda. Stawiamy się w roli rodzica, którego dziecko zostaje oskrażone. Dwie strony konfliktu mają zupełnie sprzeczne zdanie w tym temacie, a opierać się możemy jedynie na zeznaniach sześcioletnich dzieci i szczątkowych obserwacjach nauczycieli. Tempo fabularne rozwija się tutaj z minuty na minutę, wyobrażenia rodziców o własnych pociechach skonfrontowane zostają z nowymi faktami, a sytuacja staje się coraz bardziej napięta.
Bardzo dobrze sprawdza się tutaj też zastosowanie kontrastu między bohaterami. Z jednej strony mamy poważny temat, w który zaangażowane są dwie strony konfliktu, a z drugiej niekompetentnych nauczycieli. Takie rozwiązanie scenariuszowe wprowadza świetny balans między powagą sytuacji, a kuriozalnością wymiaru sprawiedliwości reprezentowaną przez pedagogów.
Zapraszam do sali
Film błyszczy także od strony wizualnej. Ciasne, wręcz klaustrofobiczne lokacje idealnie współgrają z tematyką dzieła, a kadry potrafią zachwycić swoją kompozycją. Świetnie jest też poprowadzona praca kamery. Widać to szczególnie w scenach dialogowych, gdzie panujący chaos nadaje wszystkiemu jeszcze większej naturalności. Takie rozwiązanie potęguje uczucie immersji i sprawia, że czujemy się częścią obserwowanych wydarzeń.
To co od strony estetycznej wydaje się być jego największą zaletą, to spójność. Mimo tego, że w drugiej części film uderza w zupełnie inne tony, to nadal jest on obrazem spójnym wizualnie, który konsekwentnie podąża wytyczoną wizją artystyczną. Pochwalić należy też grę aktorską. Casting został świetnie dobrany, a każdy z aktorów w sposób bardzo naturalny urzeczywistnia nam to, co widzimy na ekranie. Na specjalne wyróżnienie zasługuje tu rozchwytywana obecnie Renate Reinsve w roli Elizabeth. Bardzo dobrze gra niejednoznaczną emocjonalnie i psychicznie postać, kolejny raz udowadniając, że jest aktorką, którą z uwagą należy śledzić w przyszłych projektach.
Ostatni dzwonek
Niestety nie wszystko w tym filmie działa. Druga część znacząco odbiega od pierwszej, odsłaniając psychologiczny i społeczny aspekt dzieła. Nie sposób uwolnić się tutaj od porównań do dzieł Ingmara Bergmana. Fanom tego szwedzkiego reżysera nieobce będzie odejście właśnie w tę stronę. Niestety na tej płaszczyźnie film przestaje sobie radzić z własną konwencją. Mamy tutaj szereg wątków, takich jak piętnowanie społeczne, problemy psychiczne czy tragedie rodzinne. Wątki te jednak, choć istotne, nie wybrzmiewają. W efekcie dostajemy uproszczone przekazy i zmarnowany potencjał rozwoju bohaterów.
Mimo wszystko „Armand” jest filmem solidnym. Nie radzi sobie ze wszystkimi zastosowanymi tam zabiegami, ale jest w stanie nas oczarować. Jego największym problemem zdaje się być niekonsekwencja scenariuszowa. Nie sposób oprzeć się wrażeniu zmarnowanego potencjału i niedosytu. Irytuje to szczególnie w kontekście samego początku, który trzyma bardzo dobry poziom, po to, by w drugiej części zaprzepaścić wszystko, co udało mu się zbudować.
Śmiało można polecić ten film osobom, które kochają kameralne produkcje bez wielkiego rozmachu. Fani dramatów sądowych powinni odnaleźć się w jego pierwszych sekwencjach, druga natomiast może w jakiś sposób oczarować miłośników skandynawskiej kinematografii. Jest to dzieło poruszające ważne tematy, na przeszkodzie staje nam natomiast jego słaba forma końcowa, przez którą jako widz będziemy musieli przebrnąć.
dystrybucja: Best Film
Podsumowanie
Debiut pełnometrażowy Halfdana Ullmanna Tøndela jest filmem solidnym. Dostajemy tu rzemieślnicze dzieło, które jednak na końcu nas zawodzi. Z jednej strony mamy do czynienia ze świetnymi zdjęciami, ciekawą historią i genialnym klimatem, z drugiej zaś z nieudolnie poprowadzonymi wątkami psychologicznymi i przerostem formy nad treścią.
Zalety
- dynamiczne i ciekawe sekwencje dialogowe,
- oprawa wizualna,
- budowanie klimatu,
- naturalni bohaterowie.
Wady
- niekonsekwencja przekazu,
- nieangażujące wątki psychologiczne,
- słabo poprowadzone zakończenie.