Assassin’s Creed: Origins – Opinia

3.5/5

Dawno się nie widzieliśmy…

Od Assassin’s Creed 2 zaczynałam swoją zabawę z platynowaniem, więc mogę powiedzieć, że darzę tę serię dosyć głębokim szacunkiem i nostalgią. Nie jestem fanką pirackich części i samo pływanie po głębokich wodach nie sprawiało mi większej przyjemności, głównie dlatego, iż calakowanie Black Flaga i Rogue było jeszcze nudniejsze niż zbieranie piórek w pierwszej odsłonie z udziałem Ezio Auditore da Firenze. Przyzwyczajona faktem, iż Ubisoft wydawał przez wiele lat taśmowo gry o asasynach, w taki sam sposób, jak EA postępuje z Fifą, wiadomość o zaplanowaniu Origins na dłuższy okres prac przyjęłam z dużą satysfakcją, bo wreszcie można było zaczerpnąć świeżego powietrza przed kolejną przygodą opowiadającą o losach bractwa w różnych zakątkach globu. Niezwykle długo zabierałam się z napisaniem tej opinii, bo też samo ukończenie gry mi trochę zajęło. Ale wreszcie jest.

Czeka Cię długa i niebywale przyjemna przygoda.

Tym razem zostajemy przeniesienie w sam głąb Egiptu, a nasz główny bohater – Bayek – początkowo żądny zemsty na „oprawcach” swojego jedynego syna, wplątuje się w szereg innych spraw, które mają nie tylko zmienić jego życie, ale i wpłynąć de facto na tłumy. Teoretycznie mamy więc to samo co w poprzednich częściach. Z Syndicate’a został przeniesiony pomysł dwóch bohaterów (no tak nie do końca), więc prawą ręką, a zarazem wybranką życia naszego asasyna jest Aya, w którą będziemy mogli się wcielić podczas konkretnych misji głównych, które można policzyć na palcach jednej ręki. (więc nie ma już takiej dobrowolności w wyborze postaci). Historia nie jest zbytnio rozbudowana i niestety (a może i stety) jesteśmy zmuszani do wykonywania między main questami misji pobocznych, ponieważ musimy dobić swoją postać do konkretnego levelu rozwinięcia.

Przechodząc krótko do misji pobocznych, warto zauważyć, że jest ich mnóstwo, są w pewnym stopniu zróżnicowane, ale najbardziej zadziwił mnie fakt, że po wykonaniu konkretnych misji i następnie po powrocie do miejsc zamieszkania naszych „zleceniodawców”, spotkać ich można było w mieście i porozmawiać jak im tam życie mija po zabiciu X (do czego oczywiście przyłożyliśmy swojej asasyńskiej ręki).

 

Pocztówki z Egiptu

Niewątpliwie na ogromny szacunek zasługują osoby, które zaprojektowały całą mapę. Jest ona ogromna i zróżnicowana jak nigdy dotąd. Mamy pustynie, rozwinięte miasta, podmokłe tereny, wybrzeża, jaskinie, piramidy, górskie tereny i wiele innych. A każda z krain zapiera dech w piersi. Co więcej, twórcy posunęli się o ułatwienie nam rozgrywki (za co szczerze dziękuję, bo w poprzednich częściach mnie to zawsze irytowało) pod względem wspinaczki, już nie musicie się martwić o wolne wspinanie się naszej postaci. Możecie wspiąć się praktycznie wszędzie i to dosyć szybko.

Aż chce się wracać do konsoli…

To jest taka gra, która nie pozwala o sobie zapomnieć. Siedzicie w pracy, myślicie o asasynie. Żona/Mąż/Mama/Tata każą Wam coś robić – myślicie kiedy to znowu wrócicie do Egiptu. I tak jest w 90% przypadkach osób, które zetkną się z tym tytułem. Co prawda nie chce się wracać dla samego poznawania historii głównego bohatera, ale rozrywki, więc twórcy osiągnęli swój cel. Ale chcąc wejść bardziej w szczegóły musimy się zastanowić – co sprawia tak naprawdę, że gra aż tak przyciąga? Skoro nie fabuła to co? I mi w tym momencie naprawdę jest ciężko stwierdzić co jest tym wabikiem. Na pewno duży wpływ ma na to sama lokalizacja, mechanika już tak niekoniecznie, bo mimo iż system walki został deczko zmieniony i został wprowadzony zróżnicowany ekwipunek.

Screen jak ze sceny jakiegoś wysokobudżetowego filmu.

Dla takich gier właśnie został stworzony tryb FOTO. Spędzicie w nim długie godziny, udając przy tym wspaniałych fotografów, którzy potrafią uchwycić niezwykłe momenty normalnego, ale i również niecodziennego życia. Co kilkanaście metrów chce się stawać i cyknąć fotkę. A później na Waszym dysku znajduje się kilka gigabajtów screenów, które przegląda się z uśmiechem na ustach. Niby takie nic, ale daje ogromną satysfakcję – nawet często aż tak dużą, że chwalimy się jakimś zrzutem przed znajomymi.

Rolnik, rolnik, rolnik, pod rolnikiem wielbłąd. Na wielbłądzie rolnik worek maaaaa.

Główny mój zarzut jest głównie związany z tym, że seria skokowo traci swój charakter. Został on całkowicie zmieszany z błotem w BF i Rogue, powrócił w wielkim stylu w Unity i Syndicate. I znowu mamy niejako zastój. Dwie poprzednie części wspominam bardzo dobrze, ponieważ do takiej płynnej, gęstej rozgrywki przyzwyczaiła mnie ta seria. Tutaj mamy duże przestoje, konieczność wykonywania misji pobocznych, aby móc dalej ruszyć z fabułą, martwienie się o ekwipunek itd. Czyli wchodzimy na grunt, który jest podłożem dla wielu innych gier, a sam Asasyn stracił ponownie trochę asasyńskiej wiary. Niemniej jednak, Assassin’s Creed do przyjemna gra, w którą każdy powinien zagrać – ci co uwielbiają serię i ci, którzy jej nienawidzą. Ze swojej strony możemy tylko polecić i w razie pytań, służymy pomocą. Jeżeli chcecie się przenieść w malownicze krajobrazy Egiptu, przeżyć intensywne 50 godzin przed telewizorem i zwieńczyć swój trud platyną – nie mogliście trafić lepiej. 🙂

A propos platyny – w serii AC to jak zawsze masa zabawy. Tu jest nie inaczej i czeka na Was wycalakowanie całej mapy, więc zajmie Wam to trochę czasu. Większość trofeum wpadnie podczas swobodnej gry, a po wskazówki do reszty, zapraszamy Was do naszego poradnika. Wystarczy kliknąć poniżej

PORADNIK DO TROFEÓW 

PLUSY:

+ przepiękna i zróżnicowana mapa,
+ nowy system walki i ekwipunku,
+ ścieżka dźwiękowa – z resztą, jak zawsze
+ feeling gry,
+ przypadkowe interakcje z osobami z misji pobocznych,
+ AI przeciwników na wyższych poziomach trudności stoi na przyzwoitym poziomie,
+ ułatwiona i tym samym przyjemniejsza wspinaczka,

 

MINUSY:

uzależnienie wykonywania misji pobocznych między misjami głównymi,
historia nie jest już tak angażująca jak w poprzednich częściach,
seria sama nie wie czym chce być,
mały nacisk na skradanie się.

 

Materiał zrealizowany dzięki uprzejmości Ubisoft Polska.