Blackwood Crossing można podsumować zdaniem „chłopiec robi coraz mroczniejsze psikusy swojej siostrze, jadąc z nią pociągiem”, lecz jest to tak samo dokładne jak powiedzenie, że „Kevin sam w domu” to film o nadpobudliwym dziecku, które próbuje zamordować dwóch bezdomnych mężczyzn. Niby jest to poprawne stwierdzenie, lecz nie oddaje do końca głębi danego kawałka multimedialnej rozrywki. Gatunkowo Blackwood Crossing pada gdzieś na spektrum symulatorów chodzenia i gier przygodowych z perspektywy pierwszej osoby. Zdecydowanie bliżej jest mu Virginii niż Everybody’s Gone to the Rapture, lecz nie dorównuje temu pierwszemu tytułowi pod względem schizowości, aczkolwiek tajemniczego klimatu tutaj też nie brakuje. Gdybym powiedział cokolwiek więcej wszedłbym w tak zwane terytorium spoilerów, więc na temat fabuły już zamilknę.
Pod względem mechaniki gry Blackwood Crossing nie oferuje nic nowego. Kontrolujemy rudowłosą Scarlett z perspektywy pierwszej osoby, a nasze akcje ograniczają się do badania elementów środowiska i czasami podnoszenia przedmiotów potrzebnych do rozwiązania bardzo prostych zagadek. Nie stanowią one jednak dużego wyzwania i nie są przeszkodą w posuwaniu do przodu fabuły gry. W trakcie rozgrywki Scarlett zdobywa też kilka umiejętności, lecz wykorzystuje je potem tylko raz lub dwa razy, więc ciężko tutaj mówić o jakimkolwiek rozwoju postaci. Gra nie nudzi jednak sposobem rozgrywki, a przeplatanie dialogów krótkimi przerwami na zagadkę dodaje jej różnorodności, której brak przeszkadzał mi we wspomnianym wcześniej Everybody’s Gone to the Rapture. Tutaj nie ma czasu na długie, nudne spacery, aczkolwiek sama gra jest też zdecydowanie krótsza.
Graficznie Blackwood Crossing prezentuje się bardzo dobrze. Twórcy skorzystali z silnika Unreal do stworzenie świata gry i zrobili to z odpowiednią dawką klimatycznej bajkowości. Zadbano nawet o takie szczegóły jak widok stóp głównej bohaterki, gdy spojrzymy w dół, czy animacje dłoni przy wchodzeniu po drabinie. Największe wzmocnienie klimatu zapewnia jednak muzyka, która miejscami brzmi tak złowrogo, że zdaje się poprzedzać sceny niczym z najmroczniejszych horrorów. Gra nie próbuje jednak zaskakiwać nagłymi ruchami kamery czy ostrymi cięciami. W ogóle nie ma na celu przestraszyć gracza, lecz bardziej pogrążyć go w świecie zagubienia i zadośćuczynienia. Być może brzmi to bardzo górnolotnie, lecz autorzy gry poruszają w niej dość mroczne tematy. Szkoda, że w ich zrozumieniu przeszkadzają miejscami niespójne dialogi. Wymiana informacji między bohaterami odbywa się głównie przez jednozdaniowe wypowiedzi, którym brakuje rozwinięcia.
Utwór studia PaperSeven nie odbił się w świecie gier szerokim echem, lecz jest to pozycja, do której namawiałbym graczy, chcących odskoczyć na chwilę od kilkudziesięciogodzinnych gier z otwartym światem czy ogromnych RPGów, których ostatnio nie brakuje na rynku. Interesująca, zwięzła historia, tajemniczo zaprojektowany świat i porządna oprawa audiowizualna zapewnią wieczór dobrej rozrywki przed telewizorem.
PLUSY:
- tajemnicza atmosfera
- klimatyczna muzyka
- interesująca historia
MINUSY:
- nierówne dialogi
- ograniczona interakcja
Materiał zrealizowany dzięki uprzejmości ICO Partners & PaperSeven.