Call of Duty: Vanguard – Opinia

4/5

Jesień oprócz spadających liści oraz coraz krótszego dnia, przynosi graczom stałe już wydawnictwa z popularnych serii, takich jak FIFA czy Call of Duty, który jest głównym podmiotem tej opinii. Tegoroczna odsłona tej szalenie popularnej serii strzelanek nosi podtytuł Vanguard, pojawiła się na rynku 5-tego listopada i dostępna jest na większości popularnych platform (Playstation 4, Playstation 5, Xbox One, Xbox Series X/S oraz na PC). W poniższej opinii dowiecie się jak wypadła gra i czy Call of Duty: Vanguard okaże się wielką rewolucją, poprawną ewolucją czy po prostu tym samym cukierkiem zawiniętym w nowy papierek.

Tę krótką recenzję muszę zacząć od istotnej informacji – nie jestem fanem serii, a moje poprzednie doświadczenia z grami Activision ograniczałem tylko do zapoznania się z kampanią fabularną. W związku z tym ciężko mi jest ocenić zmiany względem poprzednich części w trybie wieloosobowym i zombie, jednak starałem się o zebranie wystarczających informacji potrzebnych do przedstawienia poniższej opinii. Teraz możemy już przejść do mięska, czyli do opisania zawartości gry, która składa się z trzech głównych trybów: kampanii, trybu wieloosobowego i trybu zombie. W mojej hierarchii historia i fabuła zawsze są na pierwszym miejscu, jednak w przypadku Call of Duty wziąłem pod uwagę, że jest to tylko jeden z trzech modułów w grze, który przez fanów multi bywa zupełnie pomijany. Historia przedstawiona w grze nie jest długa (przejście wszystkich dziewięciu misji zajmuje około pięciu godzin), jednak jest niesamowicie efektowna, przerywana świetnymi cutscenkami ocierającymi się o filmowe standardy i przede wszystkim skonstruowana w taki sposób, żeby dostarczyć graczu jak najwięcej różnorodności. Główny wątek fabularny dzieje się u schyłku drugiej wojny światowej, tuż przed upadkiem III Rzeszy, wyspecjalizowana drużyna do zadań specjalnych składająca się z szóstki żołnierzy z całego świata dostaje misję odnalezienia tajnego projektu Feniks, niestety dość szybko misja ta kończy się niepowodzeniem i osadzeniem w więzieniu. Tu poznajemy głównego antagonistę – Hermana Freisingera (znawcy historii w tej kreacji mogą rozpoznać szefa Gestapo Heinricha Müllera, którego okoliczności śmierci do tej pory nie są znane, co jest świetnym gruntem dla wielu hipotez), który odpowiedzialny jest za projekt wskrzeszenie upadającego państwa z popiołów. Co miałem na myśli, pisząc o ciekawej konstrukcji kampanii? Otóż gra poza główną linią czasową wielokrotnie przenosi nas w miejscu i czasie w ramach retrospekcji poszczególnych członków naszego specjalnego oddziału. Dzięki temu możemy po raz kolejny przeżyć operację Overlord, bitwę stalingradzką czy bitwę pod Midway, jednak twórcy przedstawiają te wydarzenia w zupełnie inny i świeży sposób (dla przykładu przygodę w Stalingradzie odgrywamy dosłownie minuty przed pierwszym bombardowaniem). Całe zagranie w postaci stworzenia tak „różnorodnej” drużyny ma sens, bo dzięki temu retrospekcje poszczególnych bohaterów pozwalają nas rzucić w dowolny ciekawy moment i miejsce akcji, wszystko trzyma się kupy i nie pozostawia wrażenia, że historia jest szyta grubymi nićmi. Jak już wspomniałem nie brakuje tu efekciarstwa, wizualnie i dźwiękowo kampania jest dopieszczona w każdym aspekcie i najzwyczajniej cieszy oko, zaspokaja również pod kątem rozgrywki bo kompresuje w sobie wiele elementów takich jak szturmowanie umocnionych fortyfikacji, ciche etapy ze skradaniem w roli głównej, wcielanie się w rolę śmiercionośnego snajpera czy też bitwy powietrzne. Czego chcieć więcej? Może jedynie czasu gry, bo ta jest krótka i można powiedzieć, że urywa się w momencie kiedy zaczyna się robić najciekawiej. Jednak ten zabieg może zwiastować to, że historia będzie kontynuowana – z aktualnym zakończeniem twórcy zostawili sobie otwarte drzwi, za rok przekonamy się, czy skorzystali z tej sposobności i poznamy dalsze perypetie alianckiej drużyny do zadań specjalnych.

Kolejnym trybem jest rozgrywka wieloosobowa znana doskonale wszystkim fanom serii. Może to zabrzmi jakbym wyszedł spod kamienia, ale to była moja pierwsza styczność z multi w serii Call of Duty i moje uczucia są mieszane. Przede wszystkim zauważyłem, że rozgrywka jest niesamowicie szybka, dynamiczna, a w takich trybach jak blitz pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że jest w niej doza chaosy. Osobiście zostałem tym trochę przytłoczony, tym bardziej, że to, co czasem widziałem na ekranie, przypominało bardziej starcia w Quake’a, a nie potyczki w klimacie wojennym. Mimo tego pierwszego wrażenia jestem w stanie postawić się w miejscu fanów serii, dla których taki design rozgrywki jest znany od wielu części, a skoro są fanami to za pewne dokładnie tego oczekują od trybu wieloosobowego. Multi w Call of Duty: Vanguard to bezpieczna ewolucja znanych patentów, które znane są już z poprzednich części. Twórcy udostępnili graczom na start 20 map i 8 trybów (deathmatch, deathmatch drużynowy, dominacja, zabójstwo potwierdzone, znajdź i zniszcz, umocniony punkt oraz dwa nowe tryby: patrol oraz wzgórze mistrzów), co daje w ogólnym zestawieniu ogromną liczbę różnorodnej rozgrywki. Zdecydowanie polecam sprawdzenie nowych trybów, pierwszy z nich polega na dominacji ciągle przemieszczającego się terytorium, natomiast drugi z nich to ciekawe połączenie battle royal i team deathmatch, w którym dwu/trzyosobowe drużyny walczą między sobą, a zwycięzcą zostaje ta ekipa, która przetrwa jako ostatnia. Dodatkowo tryb wieloosobowy posiada mechaniki progresji i każda minuta spędzona w grze rozwija nasz główny poziom, poziom operatora czy też poziom broni, którą używamy. To wszystko przekłada się na realny rozwój, dostęp do nowych ulepszeń broni, atutów, wyposażenia i wielu wielu innych, a okraszone dodatkowymi wyzwaniami pokazuje, jak olbrzymi jest tryb i ile rzeczy czeka w nim na graczy.

Na deser zostawiłem ostatni tryb oddany graczom przez twórców, czyli zombi. Tu opis będzie najtrudniejszy, bo na premierę gry otrzymaliśmy coś, co można nazwać wersją demo, a nie pełnoprawny tryb – ten zostanie dostarczony dopiero w grudniu w ramach darmowego DLC, wtedy dopiero będzie można rozegrać pełne, fabularyzowane doświadczenie w tym trybie. To, co dostępne jest na chwilę obecną można nazwać pewnego rodzaju piaskownicą. W przeciwieństwie do poprzednich odsłon wycofano się z modelu opartego na kolejnych rundach/falach potworów i wprowadzono coś na kształt głównego huba, z którego przenosimy się na krótkie misję oparte na prostych celach (przetrwaj określony czas, zbierz określoną liczbę demonicznych kamieni z poległych zombiaków czy eskortuj artefakt z punktu A do punktu B). Pomiędzy misjami możemy wydawać zdobyte punkty i materiały na ulepszenie naszej postaci do walki z coraz mocniejszymi wersjami przeciwników, oprócz tego możemy eksplorować hub, który co prawda jest niewielki ale po każdej rundzie pojawiają się w nim nowi przeciwnicy czy też skrzynie z zaopatrzeniem pomocnym w dalszej walce. W momencie kiedy wykonamy pięć misji, gra daje nam możliwość eksfiltracji, czyli wycofania się z rozgrywki i zyskania dodatkowej ilości XP, a to przekłada się na wspomniany w akapicie wyżej rozwój postaci, operatorów czy broni (postępy są dzielone między tryb zombi i wieloosobowy, świetna decyzja twórców, dzięki której można ogrywać oba te tryby bez konieczności grindowania poziomów od nowa).

Werdykt końcowy jest niełatwym orzechem do zgryzienia. Kampania jest widowiskowa i widać w niej ogrom pracy, jednak kończy się bardzo szybko. Tryb wieloosobowy to w dużej mierze kopia znanych rozwiązań z delikatnymi szlifami i dwoma nowymi trybami – ciężko jednak stwierdzić czy to wada czy zaleta, jedni gracze szukają świeżości, a inni wręcz oczekiwali na te doskonale znane mechaniki. No i na końcu zostaje tryb zombie, który powinien być wyjęty z jakiejkolwiek oceny i zostać ograny dopiero w grudniu po ukazaniu się DLC. Fani serii Call of Duty doskonale wiedzą czego oczekiwać od Vanguard i ich do niczego nie trzeba przekonywać, co jednak w przypadku osób wahających się? Tu sytuacja staje się bardziej skomplikowana. Zdecydowanie nie polecam gry dla samego doświadczenia fabularnego, bo to jest na najwyższym poziomie, ale ze względu na długość trwania nie jest warte pełnej ceny. Jeśli lubisz strzelanki wieloosobowe, nie przeszkadza Ci szybkie tempo rozgrywki, to swój radar możesz skierować na Call of Duty: Vanguard.

Grę udostępnił wydawca.
PODSUMOWANIE

NAZWA GRY: Call of Duty: Vanguard

OPIS GRY : Jedna z najbardziej uznanych serii gier, Call of Duty® powraca w nowej odsłonie, Call of Duty®: Vanguard, w której gracze wezmą udział w globalnym konflikcie, wcielając się w bohaterów II wojny światowej, uwikłanych w wydarzenia, które skrzyżowały ich drogi. Vanguard został opracowany przez Sledgehammer Games jako gra z wciągającą historią o grupie żołnierzy z różnych krajów i środowisk, którzy stają ramię w ramię, by odwrócić losy wojny i zostać jedną z pierwszych jednostek nazywanych dziś siłami specjalnymi.

OCENA
4
Sending
OCENA UŻYTKOWNIKÓW
0 (0 votes)

PODSUMOWANIE:

Fani serii doskonale wiedzą, czego oczekiwać od Vanguard i ich do niczego nie trzeba przekonywać. Jeśli lubisz strzelanki wieloosobowe, nie przeszkadza Ci szybkie tempo rozgrywki, to swój radar możesz śmiało skierować na Call of Duty: Vanguard.

ZALETY

  • efektowna kampania fabularna, dopracowana w najdrobniejszych szczegółach,
  • odwiedzenie dobrze znanych nam frontów drugiej wojny światowej w zupełnie nowym podejściu,
  • tryb wieloosobowy oferujący 20 map i 8 różnych trybów (z czego dwa zupełnie nowe),
  • mechaniki progresji dosłownie wszystkiego (bronie, operatorzy, poziom postaci) dodatkowo dzielone są między trybem zombi i wieloosobowym,

WADY

  • długość kampanii,
  • tryb wieloosobowy to kalka tego, co już znamy (chociaż dla niektórych to może być tak samo wadą jak i zaletą),
  • niekompletny tryb zombie,