Lubicie babrać się w smarze i czuć zapach spalin? Po raz pierwszy na konsole trafia symulator mechanika i naprawdę warto zwrócić na niego uwagę. Osoby, które nie znają się zbytnio na budowie samochodów tym bardziej znajdą tutaj coś dla siebie, ponieważ można nauczyć się sporo podstawowych zagadnień. Mimo wszystko, jak widzę dopisek „Simulator” przy jakiejkolwiek grze, to z góry wiem że nie będzie to produkt z górnej półki. Zdarzają się jednak nieliczne wyjątki i taki właśnie jest Car Mechanic Simulator. Gra co prawda jest wydawana przez polskie studio już od dłuższego czasu na PC i cieszy się tam dość dużą popularnością, a teraz w końcu przyszła pora na konsole. Wydanie jej na pozostałe platformy też nie było bułką z masłem. Początkowo miała ukazać się już w zeszłym roku. Co by nie było, gra w końcu została wydana i muszę przyznać, że warto było czekać.
Nie odkryję Ameryki jak powiem, że wcielamy się tutaj w rolę mechanika, ale i nie tylko. Do wyboru mamy coś w rodzaju trybu fabularnego, piaskownicy oraz trybu eksperta. Skupimy się na tym najważniejszym, czyli normalnym. To tutaj poznacie od podstaw całą grę, nauczycie się robić podstawowe wymiany części, przeprowadzać diagnozę starych gruchotów, aby z czasem dorobić się lepszego garażu z większą ilością podnośników, więcej narzędzi diagnostycznych oraz całej gamie innych ulepszeń. Każda naprawa czy nawet zwykła wymiana koła skutkuje dodatkowymi punktami doświadczenia, a te jak zwykle przekładają się na kolejne poziomy. Wraz z każdym poziomem dostajemy punkt umiejętności, który możemy przeznaczyć na rozwój. Można nawet rozwijać swoją własną postać, poprzez zwiększenie prędkości poruszania się (mało przydatne), albo szybkość odkręcania śrubek (bardzo przydatne). Drzewko perków jest dość mocno rozbudowane, bo aż do 50 poziomu, a te wbija się dość mozolnie, także nie obskoczycie wszystkiego w jeden dzień. Regularnie, co każdy poziom będziemy dostawać jedno zlecenie fabularne, które poza ciekawymi opisami zdarzeń, różnią się nieco od zwykłych napraw. Przykładowo gość pojechał na wycieczkę off-roadową, ale rozwalił zawieszenie + niedźwiedź go zaatakował. Musimy rzecz jasna naprawić zniszczone elementy zawieszenia, a karoserię trzeba wymienić na nową. Z innych ciekawych przypadków, to szwagier proszący nas o „odpicowanie” fury pod sprzedaż, czyli zrobić tak, żeby dobrze wyglądało z wierzchu. Wystarczyło wymienić pokrywy głowic silnika, kolektory, poprawić karoserię i gotowe. Oczywiście możemy naprawić cały samochód jeśli tylko chcemy, pójdziemy w koszty, ale będziemy mieć czyste sumienie. Moralne rozterki niczym w najlepszych grach AAA.
Poza fabularnymi zadaniami, musimy brać normalne naprawy, zaczynając od zwykłej wymiany klocków, poprzez uszkodzony układ wydechowy, a na całkowitej wymianie sprzęgła czy kapitalnym remoncie silnika kończąc. Na szczęście silnik możemy sobie spokojnie wyciągnąć za pomocą żurawia i ustawić na specjalnym stojaku, żeby łatwiej nam się na nim pracowało. Powiem Wam szczerze, że wymiana dźwigni zaworów oraz popychaczy w starej V8 to robota na co najmniej kilkanaście minut, a cały silnik może zająć nawet i dobrą godzinę jeśli nie wiecie za bardzo co robicie. Doceniłem małe ekonomiczne silniki, które można rozebrać i naprawić w przeciągu kilku minut. Gra rzecz jasna zaznacza nam uszkodzone elementy samochodu, ale musimy sami ją do tego „zmusić”. Tutaj w ruch wchodzą wszelkie urządzenia diagnostyczne, takie jak klasyczny miernik, tester kompresji, a nawet urządzenie diagnostyczne OBD. Dzięki temu, dowiemy się czy np. tłoki w silniku wymagają naprawy bez konieczności jego rozbierania. Człowiek doceni dopiero jak zrozumie ile roboty potrzeba, żeby wymienić jeden tłok. Nie brakuje sytuacji, gdy po mozolnej pracy na silniku, wkładacie go z powrotem do komory z bananem na mordce, po czym okazuje się, że nie wymieniliśmy pierścieni na jednym z tłoków. Możemy oddać nieukończone zlecenie, dostać mniejszą premię i oszczędzić sobie roboty, albo wyjąć znowu cały silnik i bawić się od początku. Obok tych wszystkich specjalistycznych narzędzi, najlepsze to nasze oko. Każdy element się zużywa, a te najbardziej zużyte są całe pokryte rdzą. To właśnie rdza jest tutaj wyznacznikiem zużycia elementu, im element bardziej „brązowy” tym większe prawdopodobieństwo jego wymiany.
Im lepszy mamy garaż, tym lepsze dostajemy zabawki, czy to dodatkowe podnośniki, ścieżkę diagnostyczną, a nawet lakiernie i hamownie w jego finalnej wersji. Każdy element garażu ma swoje przeznaczenie, to nie tylko elementy wystroju. Na stole naprawczym możemy ręcznie naprawiać zużyte elementy, a przez to zaoszczędzić trochę grosza, a na ścieżce diagnostycznej dowiemy się co jest nie tak z układem hamulcowym czy zawieszeniem. Dla tych bardziej wymagających, możemy zabrać samochód na tor testowy i dowiedzieć się kolejnych informacji o usterkach. No właśnie, czy można wyjść poza garaż? I tak i nie, ponieważ po kliknięciu na bramę wjazdową, naszym oczom ukazuje się mapa regionu. Mamy tam właśnie tor testowy, nasz parking, dom aukcyjny, złomowisko oraz szopy (szopy odkrywamy poprzez mapy, które dostajemy losowe za ukończone naprawy). W szopie jak to w szopie, ciemno, brudno i pełno gratów, ale jak dobrze poszukacie to znajdziecie w nich stare gruchoty, które można odrestaurować i sprzedać z dużym profitem, albo pójść w ogromne koszta jeśli ściągniemy całkowity złom. Zarabianie to kluczowy element w tej grze, możemy to robić właśnie poprzez zwykłe zlecenia napraw, ale również poprzez całkowitą odnowę porzuconych fur. Gdyby ktoś nie chciał łazić po szopach, może skorzystać z domu aukcyjnego, w którym licytujemy wybrany przez nas samochód. Tutaj rzecz jasna otrzymujemy pojazdy już w dużo lepszym stanie, co wiąże się z większym kosztem zakupu. Także trzeba cały czas kalkulować co się nam opłaca, a co nie i ile nas to wszystko będzie kosztować. Dodam jeszcze, że taka całkowita odnowa samochodu to kupa roboty. Mój pierwszy odrestaurowany pojazd zajął mi około 2 godzin grania, gdzie w tym czasie mogłem zrobić kilka zwykłych zleceń i zgarnąć punkty doświadczenia. Tak jak mówię, trzeba cały czas kalkulować.
Po jakimś czasie będziecie już doskonale wiedzieć co trzeba naprawiać, nawet bez konieczności przeprowadzania diagnozy, elementy powtarzają się praktycznie w każdym samochodzie, z małymi różnicami. Nie uważam to za rażący minus, ale jednak chciałbym żeby po nastu godzinach rozgrywki, gra mnie była jeszcze w stanie czymś zaskoczyć. Dlatego tak lubię zlecenia fabularne, bo nigdy nie wiesz czego się spodziewać, pomimo że i tak naprawia się te same elementy w kółko. Biorąc normalne zlecenie na skrzynię biegów czy rozrząd, mogę to już robić z zamkniętymi oczami, a wymagane elementy kupić w sklepie z wyprzedzeniem. Gra co prawda jest świeżo po premierze, ale liczę na DLC w postaci nowych aut z nowym rodzajem usterek, tak jak to ma miejsce na PC, gdzie pojawiło się nawet DLC z Zondą. Nie mogę jednak złego słowa powiedzieć o dostępnej flocie, ponieważ znalazło się miejsce na Jeepa czy Mazdy ze swoim rotacyjnym silnikiem. Właśnie takich rzeczy chcemy więcej!
Graficznie nie można wymagać cudów, modele samochodów czy terenów poza garażem to era zeszłej generacji jak nie dwóch. Trzeba wziąć pod uwagę, że jest to wersja z 2018 roku, więc dostajemy produkt który jest dostępny na rynku już od jakiegoś czasu. Nie przeszkadza to jednak w żaden sposób, ponieważ większość czasu i spędzamy pod samochodem, albo w komorze silnika, a tam elementy nie rażą już tak w oczy, ale do obecnych standardów jeszcze trochę brakuje niestety. Obok odgłosów odkręcanych śrubek i rozbieranych silników, w tle przygrywa nam naprawdę dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa, w której usłyszymy głównie elektroniczne brzmienia, ale znajdzie się też coś mocniejszego od czasu do czasu. Mamy w garażu nawet radio, więc jeśli ktoś chce, to może sobie zmienić stację radiową w dowolnym momencie. Nie mogę również przejść obojętnie obok tragicznie długich i częstych loadingów. Każda zmiana lokacji czy wyjście do menu głównego to dość długi loading. Nie mówiąc już o podróżowaniu pomiędzy szopami czy innymi miejscami na mapie. Co gorsza, będąc w jednej szopie nie możemy się udać od razu do drugiej, musimy za każdym razem wrócić do garażu i dopiero z niego wybrać kolejne miejsce, a to wiąże się nawet z 3 czy 4 loadingami po drodze. W pewnym momencie miałem dość i po prostu robiłem zwykłe zlecenia, żeby tylko nie oglądać kolejnego paska na ekranie. Chyba jeden z najważniejszych elementów, które koniecznie trzeba poprawić w przyszłych wersjach.
Co by nie było, gra wciągnęła mnie jak bagno. Jest to fantastyczny odstresowywacz. Wszystko robimy we własnym tempie, nie goni nas żaden czas (jedynie ten prawdziwy), a odkręcanie i przykręcanie każdej śrubki jest tak uzależniające, że po prostu chce się więcej i ciągle jest efekt jeszcze jednej naprawy.W każdym momencie możemy zapisać grę, wziąć inne zlecenie (jeśli mamy tyle miejsca w garażu), albo wyjść na poszukiwania. Mamy pełną swobodę w tym co będziemy robić, gra do niczego nas nie zmusza i to jest tutaj piękne. Nawet podczas samych napraw to my decydujemy czy kupujemy świeżutki przedmiot za większą kasę czy podejmujemy się jego naprawy we własnym zakresie. Jest to pierwszy Car Mechanic Smulator na konsole i bardzo mocno liczę, że nie ostatni. Polskie studio naprawdę dało rady w tym przypadku i jeśli będą zwiększać zawartość, a przy tym poprawią kilka niedoróbek, to dostaniemy grę wręcz idealną na spokojne popołudnia. Gra warta swojej ceny, spędzicie tutaj wiele godzin nawet o tym nie wiedząc, a ja już myślę o samochodzie, który stoi mi na podnośniku rozebrany do rosołu.
PLUSY:
- relaksująca rozgrywka, a przy tym jakże ucząca!
- swoboda wyboru kolejnych działań,
- liczba różnych elementów do naprawy,
- silniki naprawdę różnią się od siebie,
- rozwój garażu, a nawet naszej postaci,
- ścieżka dźwiękowa, która idealnie pasuje do dłubania przy furze,
- poszukiwanie skarbu w zapuszczonych szopach.
MINUSY:
- spora ilość długich loadingów,
- graficznie mogłoby być lepiej,
- po czasie będziemy znać już wszystkie usterki na pamięć.
Car Mechanic Simulator udostępnił wydawca – CDP Dystrybucja Gier.