Crossing Souls – Opinia

3/5

Pierwsza gra hiszpańskiego studia Fourattic oczarowała w pierwszych trailerach ładną pixelartową grafiką, muzyką przypominającą Hotline Miami, obietnicą kontrolowania pięciorgiem zróżnicowanych bohaterów w ich nastoletniej przygodzie, a to wszystko okraszone, a może nawet przytłoczone, dużą dozą nostalgii do lat 80-tych i 90-tych. Mimo iż gra zasłużyła na kciuki w górę i spełniła większość składanych obietnic, wydaje się, że deweloper Crossing Souls nie przyłożył swojej duszy do wszystkich elementów rozgrywki i część z jego planów została pokrzyżowana.

Crossing Souls jest platformową grą akcji, z elementami innych gatunków wplecionych w jej fabułę w postaci minigierek. Śledzimy w niej grupę przyjaciół, w których małym miasteczku, pewnej nocy, szaleje straszna burza, a uderzenie jednej z błyskawic prowadzi do utraty prądu. Szybko okazuje się jednak, że nie była to ani zwykła burza ani zwykła błyskawica, i nasi protagoniści rzuceni są w wir wydarzeń, który prowadzi ich przez bardzo różnorodne lokacje i sytuacje. O ile pierwsze godziny gry spędzimy głównie w miasteczku – zwiedzając szkołę czy cmentarz – później robi się bardziej egzotycznie, a nawet ezoterycznie. Nie chcę psuć tutaj nikomu zabawy ale Fourattic zaskoczyli mnie w niejednym miejsu kierunkiem, w którym postanowili popchnąć fabułę Crossing Souls. Mimo iż sama opowieść nie należy do bardzo oryginalnych, a niektóre fragmenty wydają się albo zbyt cukierkowe albo zbyt ograne, zdaję sobie sprawę, że cała gra ma nawiązywać do innych znanych dzieł popkultury, więc niekoniecznie należy zaliczyć to do minusów tego tytułu.

Zgadnij – gdzie jest ‚zły’?

Ciekawym rozwiązaniem artystycznym jest wplatanie w pikselową grafikę przerywników filmowych zrealizowanych w postaci znanej z kreskówek sprzed 20-30 lat. Dodano nawet do nich efekt zjechanej kasety VHS – młodszych czytelników zachęcam do zgooglania co to była (jest?) za technologia. Nie do końca rozumiem jednak decyzję o bardzo szybkich cięciach między poszczególnymi scenami przerywników. Czasami jedno ujęcie trwa dosłownie dwie sekundy i ciężko się połapać co dzieje się na ekranie, ale być może to mój wiek daje o sobie znać. Brakowało mi też mówionych dialogów. Ciekawe czy była to kwestia kosztów produkcji, ale gdyby te przerywniki składałyby się w coś podobnego do odcinka serialu animowanego z nagranymi kwestiami i bardziej doszlifowanymi animacjami, mielibyśmy do czynienia z czymś świetnym.

Duży potencjał drzemał też w fakcie, że gracz dostaje do dyspozycji aż piątkę bohaterów o różnych zdolnościach. Na przykład, Chris potrafi skakać a Big Joe jest silny i potrafi przesuwać ciężkie przedmioty. Część zagadek środowiskowych opiera się na fakcie, że tylko jeden z bohaterów jest w stanie przedostać się przez przeszkody, które grupka napotyka na swojej drodze. Niestety, gra nie wymaga od gracza główkowania nad tym jak zastosować ich umiejętności. Od razu wiadomo, że jeśli trzeba pokonać większą przepaść to lewitujące buty Matta są niezastąpione. Tylko w kilku miejscach niezbędne jest szybkie przełączanie się między bohaterami, aby uniknąć zmieniającego się zagrożenia. Powoduje to, że sztuczka z różnymi zdolnościami grupy przyjaciół sprowadza się do wybrania jednej, oczywistej osoby z całego grona i chwilowego zastosowania jej umiejętności. Podobnie sprawa ma się z walką. Z jednej strony, balans między fragmentami platformowymi a bijatyką jest zachowany bardzo dobrze – Crossing Souls rzadko kiedy nudzi i często zmienia tempo, trzymając gracza przyklejonego do kontrolera. Z drugiej strony, mimo różnych sposobów walki wszystkich postaci, większość potyczek załatwiałem kijem baseballowym Chrisa, czasami tylko korzystając z pistoletu Matta. Inni bohaterowie, na przykład Big Joe, który uderza mocniej niż pozostali, nie byli po prostu potrzebni, gdyż wyzwania, które stawia przed graczem Crossing Souls, nie wymagają zmiany stylu gry.

Aby odpocząć od platformowania – sekcja shmup!

Miłym akcentem są znajdźki rozsiane po świecie gry w postaci kaset magnetofonowych, VHS, oraz kartridży, które parodiują ‚stare’ piosenki, filmy i gry. Oprócz humorystycznej przeróbki okładki autorzy postarali się też o ciekawy opis, który stawia znane nam postaci w zupełnie innym świetle. Obstawiam, że nie wiedzieliście, że kaczki z gry Duck Hunt postanowiły zrewanżować się na ludziach i zacząć na nich polować? W ten sposób zwierzyna stała się łowcą w grze Human Hunt… Takich smaczków w grze jest więcej i nie ograniczają się one tylko do ukrytych przedmiotów. Wątki fabularne i spotykane postacie też często wydają się znajome.

Czytając wcześniejsze paragrafy wydaje mi się, że dość krytycznie odniosłem się do Crossing Souls. Nie zrozumcie mnie źle – jest to gra dobra. Niestety, prawie we wszystkich elementach brakuje jej ostatniej warstwy farby i szlifu, dzięki której stałaby się bardzo dobra albo nawet świetna. Pod względem grafiki i dźwięku ten poziom został nawet osiągnięty. Szczególnie główny motyw muzyczny przywodzi na myśl utwory ze starych filmów i jest dobrze używany w odpowiednich momentach fabuły. Tym bardziej smuci fakt, że kilka ciekawych rozwiązań jak różni bohaterowie czy przełączanie się między równoległymi światami (nie powiem nic więcej, wiecie – spoilery) nie rozwinęły do końca skrzydeł. Mimo to, jako dziecko lat 90-tych uśmiechnąłem się kilkakrotnie z nostalgią, lecz i bez tego z Crossing Souls spędzicie miło 8-10 godzin.

Magiczny, lewitujący trójką? Co może pójść nie tak?

PLUSY:

  • oprawa audiowizualna,
  • nostalgiczne nawiązania do ‚lepszych czasów’,
  • brak wymuszonego trybu coop,

MINUSY:

  • ubogie wykorzystanie potencjału piątki bohaterów,
  • epileptyczne cięcia w animowanych przerywnikach.

 

Materiał zrealizowany dzięki uprzejmości Cosmocover Team.