Opanuj całkowicie unikalny system bitew z łamigłówkami w tej 16-bitowej grze przygodowej inspirowanej JRPG, zawierającej epicką historię, urocze postacie, oszałamiającą grafikę pikselową i epicką muzykę. Śledź wspaniałą historię osadzoną na tajemniczych wyspach Ocean’s End, pełnych utraconych wspomnień, starożytnych ruin, piratów, skarbów i żab.
Czy wierzycie w miłość od pierwszego wejrzenia? Ja tak, więc gdy tylko odpaliłam wydaną niedawno Flowstone Sagę, poczułam motyle w brzuchu. Z pewnością wpłynęła na to silna chemia, ponieważ produkcja prezentuje to, co uwielbiam w wirtualnej rozrywce. Gatunkowo jest RPG-iem w pixel arcie, z gagami w dialogach i z silnym motywem retro. Po pierwszej posiadówce wiedziałam, że już po mnie. Jako że jednak ideałów nie ma, zarówno o blaskach, jak i cieniach gry opowiem Wam w tej recenzji.
Trochę się uzewnętrzniłam, ale czas uporządkować tę opowieść. Jako gracz wcielamy się z młodą rudowłosą Mirai. Dziewczynie towarzyszy nieodłączny kompan, lis Spring, którego początkowo brałam za psa. Pewnego razu, podczas zwiedzania ruin, protagonistka odkryła, że posiada pewną starożytną moc. Uzdalnia ją ona do toczenia zwycięskich bojów, ale i choćby naprawiania budynków. Oba te działania wprowadzone zostają dzięki jednej mechanice.
Jest nią znany i przez wielu lubiany Tetris. Pomysł wplecenia go w ten sposób rozgrywki najpierw wydał mi się wręcz absurdalny, ale po chwili obcowania z Flowstone Saga naszła mnie inna myśl. Dlaczego nikt wcześniej na to nie wpadł? Impact Gameworks stworzyło naprawdę świetną grę, a wspomniana mechanika nie jest bynajmniej jedyną. Co najlepsze, różne dodatkowe systemy, które jeszcze opiszę, nie są obligatoryjne. Na najniższym poziomie trudności wystarczy tak naprawdę sprawnie układać klocki.
Twórcy nie rzucają nas na głęboką wodę. O wszystkich nowych umiejętnościach i możliwościach powiadamia nas Profesor Frog. Żaba ze studenckim biretem cierpliwie tłumaczy, jak Mirai może korzystać ze swoich zdolności. Nasza bohaterka to pojętna uczennica, dlatego szybko wykorzystuje wiedzę w praktyce. Sam Tetris jest doskonale znany. Układamy klocki w taki sposób, by zapełniać nimi rzędy. Wówczas postawione przedmioty znikają, zadając obrażenia naszym rywalom. Innowacjami są za to moce Mirai. Może dzięki magii wspomóc się obroną lub skorzystać z magicznego ataku. To wygodne, gdyż nie wymaga dodatkowego skupienia, wystarczy wcisnąć spację. W ogóle sterowanie jest bardzo przystępne i szybko się go uczymy.
Więcej walk daje więcej doświadczenia, co przekłada się na levelowanie postaci. Znacząco poprawiają się dzięki temu nasze statystyki, wspomagane również przez określone przedmioty z ekwipunku. Jeżeli liczne potyczki zaczną nas nudzić (nie sądzę), warto eksplorować dostępne nam miejsca. Trafimy w nich choćby na niewielkie obeliski rozsiane po mapie. Aby zdobyć doświadczenie, należy rozwiązać logiczną zagadkę. Otrzymujemy pewien szablon, wedle którego musimy ułożyć klocki. Dla lepszej przejrzystości umieszczę screen, który to obrazuje.
Dla jasności. Nasi przeciwnicy też mogą nieco namieszać w rozgrywce. Mają swoje umiejętności, które wpływają na naszą tetrisową planszę. Jeżeli rzucą w nas piaskiem, nie widzimy, co dzieje się na ekranie. Mogą podciągnąć łańcuchem klocki, przenosząc grę nieco wyżej. Posiadają także zdolność zablokowania naszych elementów, przez co nie możemy ich obrócić w żaden sposób. To bardzo urozmaica rozgrywkę.
Rozpisałam się nieco o mechanikach, ale fabule też należy się więcej miejsca. Mirai mieszka w wiosce Riversdale. Jako typowy pleasure maker, pragnie pomóc, komu tylko może. Ta dobroduszność sprowadza na miejscowość spore problemy, gdy do wsi przybywają głodni piraci. To wydarzenie, niby niepozorne, staje się napędem dla dalszej opowieści. Początkowo wydaje się, że to korsarze stanowią problem, ale to tylko pozory. Więcej nie zdradzę, aby nie pozbawiać Was przyjemności poznawania losów bohaterki i jej lisa.
Środowisko Riversdale jest bardzo różnorodne. Prócz ludzi znajdziemy tu także ich krzyżówki z kotami oraz szopa, specjalistę od kuchni. Każdy z mieszkańców prosi bohatera o pomoc, by mógł zbudować lub rozbudować swój biznes. Potrzebne są do tego materiały z kopalni, o czym jeszcze wspomnę, oraz ważny artefakt. Ten najczęściej jest w posiadaniu bossa, dlatego Mirai musi wyjść poza swoją strefę komfortu i znaleźć szefa do ubicia.
Niektóre nowości w Riversdale mają charakter dekoracyjny, ale z większości możemy w pełni korzystać. Wymienię tu choćby kopalnię, działeczkę, sklep czy wspomniane bistro szopa. Górnictwo to nowa minigierka, w której – jakżeby inaczej – gramy w Tetris przez określony czas. Spadają nam różne surowce, które otrzymujemy po pokonaniu planszy. Market zaopatruje nas w ekwipunek, jedzenie, a także meble i ozdoby, którymi możemy dekorować dom Mirai i Springa. W końcu w barze u szopa możemy posiedzieć i porozmawiać z mieszkańcami, ale dopiero wtedy, gdy gra nam na to pozwoli. Tu naprawdę jest co robić.
Nie każdy musi lubić styl pixel art. Ja jestem jego fanką i uważam, że we Flowstone Saga jest pięknie zrobiony. Dużo tu kolorów, postaci się od siebie różnią. Gdy podchodzimy blisko drzew, ich korony wyglądają na przejrzyste, by było widać, co jest pod nimi. Podczas dialogów dostrzegamy za to miniaturki postaci, a ich ekspresja odpowiada treści rozmowy. Momentami po prostu wchodziłam do lokacji i się nią zachwycałam.
Wiele dobrego mogę powiedzieć także o muzyce. Kompozycjom Andrew Luersa bliżej do prostych utworów z Suikodena niż adaptacji na orkiestrę z serii Final Fantasy, ale i tak przyjemnie się ich słucha. Kiedy nieco rozbudujemy wioskę, w jednym z punktów możemy wybrać playslistę utworów, które towarzyszyć nam mogą podczas walki. O ile każda miejscowość ma swoje motywy muzyczne, tak już potyczki, których jest od groma, możemy sami udźwiękowić. W momencie pojawienia się nowego utworu, odblokowuje nam się do wyboru. OST oferuje masę kawałków, każdy znajdzie coś dla siebie.
Czas wspomnieć o tym, co nie do końca w tej produkcji się udało. Na pewno brakowało mi tutaj jakiejś mapki dla poszczególnych lokacji. Pierwsze, które odkryjemy, są dość proste, jednak na dalszym etapie naprawdę można się gubić. Sama miałam takie odczucie na poziomach z laboratoriami. Kolejna sprawa ma wymiar bardziej subiektywny. Jeżeli ktoś nie lubi Tetrisa, nie zagrzeje tu długo miejsca, mimo fajnej opowieści. Rzadko, ale jednak, zdarzało mi się, że gra się zacinała podczas walki. Problem stanowi także jedna z minigierek. Podczas łowienia ryb nie udało mi się złapać ani jednej, choć postępowałam zgodnie z instrukcjami. Wobec tego albo ten element jest zabugowany, albo nieprzejrzyście opisany.
Mogłabym tu jeszcze rozpływać się nad tym, jak Flowstone Saga mi się podoba, ale koniec tego. Czas najwyższy, abyście i Wy mogli po nią sięgnąć. To naprawdę wielowarstwowa produkcja, idealna zarówno na krótkie partie, jak i długie posiedzenia. Ostrzegam jednak, jeśli podoba Wam się ten koncept, ciężko będzie się od niej oderwać.
Podsumowanie
Wspaniałe połączenie Tetrisa ze Stardew Valley.
Zalety
- ciekawa historia,
- bardzo wciągająca rozgrywka,
- ciekawi wrogowie, m.in. kalafior,
- mnóstwo różnych aktywności poza główną fabułą,
- bohaterowie, którym się kibicuje.
Wady
- brak map poszczególnych lokacji,
- problem z minigrą związaną z łowieniem ryb,
- zdarza jej się zepsuć i wyłączyć.