Homefront: The Revolution – Opinia

2.5/5

Homefront: The Revolution to kontynuacja uwielbianej (bądź nienawidzonej) produkcji z 2011 roku. Mam z tą grą naprawdę duży problem. Z jednej strony została wypuszczona w fatalnym stanie pod względem płynności, a z drugiej strony… To wcale nie jest zły tytuł. Naprawdę. Jak zwykle włożyłam płytkę i zaczęłam grać bez żadnych uprzedzeń, chociaż  i… wniosek jest taki sam jak przy Spec Ops: The Line – gra jest skrzywdzona przez twórców, ale i przez ludzi piszących recenzję trochę też.

Pierwsze co rzuca się w oczy to niestety spadki płynności i freezy przy każdy checkpointcie. Nie wnikam ile gra była robiona, jak i co w ogóle twórcy myśleli, wypuszczając taki produkt na rynek. Mi osobiście spadki i freezy aż tak bardzo nie przeszkadzały, chociaż pod koniec gry serce mi stawało, kiedy zawiecha trwała czasami nawet 20 sekund. To tortury dla konsoli i dla gracza, chociaż na upartego (czyli tak jak ja) możecie tę grę ukończyć i przekonać się, że cała ta męczarnia w sumie sprawiła trochę funu. Nie zmienia to jednak faktu, że większość osób odpada po pierwszej dzielnicy. Jeżeli ktoś nie jest za dobry w FPSach, gra z takimi spadkami (nawet do 15 kns) może mieć problem z ukończeniem gry nawet na najniższym poziomie trudności. Do tego dochodzi duży odrzut broni i headshoty są praktycznie niemożliwe (co innego, że strzał w głowę z broni palnej nie powoduje od razu śmierci przeciwnika).

Czy jesteś wystarczająco silny i odważny, aby przeżyć rewolucję?

Całą grę przeszłam praktycznie po cichu, mając w ręce kuszę i pistolet z tłumikiem. Szczerze powiedziawszy to sprawiło mi najwięcej frajdy, ale i trochę problemu. Ponieważ niby jest system wykrywania przeciwników – możesz ich oznaczać sobie przez telefon komórkowy – ale problem polega na tym, że wrogowie ni stąd, ni zowąd po prostu znikają lub pojawiają się za Twoimi plecami. To nie jest przyjemne, szczególnie na najwyższym poziomie trudności. Kilka razy przez to pad prawie wyleciał przez okno.

Jeżeli chodzi o poziomy trudności to gra oferuje trzy, ale szczerze mówią nie ma jakiegoś kolosalnego skoku między nimi, wręcz przeciwnie – na łatwym jest tak samo ciężko jak na hardzie. Praktycznie całą grę można przejść po cichu, z drobnymi wyjątkami. Jednak jest tu jedno ale. To wcale nie jest takie łatwe. Oczywiście możesz od razu wbiec w grupę przeciwników w stylu kamikaze, ale nie ma to najmniejszego sensu. Dwie kulki i po Tobie. Co warto też wspomnieć życie niby odnawia się automatycznie, ale jest to tak powolny proces, że bez zbioru apteczek się nie obejdzie.

Lokacje są zróżnicowane i każdy kto uważa, że nie, chyba nie przeszedł całej gry. Dlaczego? Ano bo dlatego, że każda nowa dzielnica znacząco się różni od poprzedniej. Mamy tutaj zakazaną strefę, w której więźniowie przechadzają po wybiegu, na każdym kroku stoi uzbrojony żołnierz KAL, a dla Ciebie najlepiej jest, jak poruszasz się po kładkach i szukasz w opuszczonych pomieszczeniach amunicji. W innej lokacji musimy się przedzierać przez zagazowaną strefę

Graficznie nie wygląda to najlepiej, ale katastrofy też nie można wieścić. Kiepsko zrobione są twarze, aczkolwiek to widać dopiero po bliskim podejściu. Natomiast cienie, światło, kolorystyka i krawędzie są jak najbardziej ok i nawet przełączając się z Uncharted 4 nie miałam negatywnego szoku. Nie jest to grafika Battlefielda czy CoDa, ale spokojnie można to porównać z SOCOMem czy Sniper Ghost Warriorem z PS3. Klasa niżej niż topowe produkcje konsoli obecnej generacji, ale nie jest aż tak źle, żeby raziło po oczach.

Nie mogę zarzucić strzelance FPS braku zróżnicowania rozgrywki, bo przecież na tym polega ten gatunek. Idziesz i strzelasz, odbijasz współtowarzyszy, hakujesz systemy, zabijasz przeciwników. Nie ma tu nic odkrywczego, a całość gry opiera się na pięciu zadaniach: odbij, przejmij, uwolnij, zhakuj, zabij. Nic więcej. I niczego więcej bym od Homefronta nie oczekiwała. Gra jest przeznaczona dla osób lubiących FPSy i w sumie tylko takich, bo zwykły niedzielny gracz rzuci grę w kąt po kilku pierwszych misjach. Monotonia daje się we znaki, chociaż ma to swój urok.

Lokacje nocne robią wrażenie.

Gra posiada cykl dnia i nocy i o ile za dnia zachwycają nas niektóre widoki, tak gra dopiero w nocy nabiera charakteru. Czający się snajperzy, prawie kompletna ciemnia, cisza, latający sterowiec i roboty, grupy opancerzonych żołnierzy KAL pełniących wartę na ulicach… Wszystkie misje nocne bardzo mi się podobały, tym bardziej, że zawsze je próbowałam przechodzić po cichu – bez wszczynania alarmu.

Jakie było moje zdziwienie, gdy po zakończeniu głównego wątku fabularnego nie mogłam wrócić do swobodnej rozgrywki. Wiecie co? Nie ma free roama! Gra jest częściowym sandboxem i taka zagrywka ze strony twórców jest strzałem w stopę. Na szczęście jest rozwiązanie awaryjne, gdyż gra sama zapisuje ostatnie 4 checkpointy, dlatego mamy możliwość powrotu do zrewolucjonowanego miasta. Co nie zmienia faktu, że jest to naprawdę kiepskie rozwiązanie. Pojawia się komunikat przed stosowną misją, że nie można będzie wrócić do wcześniejszych dzielnic itd, ale brzmi to bardziej jakbyśmy właśnie tylko do końca gry nie mogli tam wrócić, żadnego ostrzeżenia o braku swobodnej rozgrywki nie ma. Do poprawy!

Na koniec niestety muszę opisać moje niemiłe doświadczenie z tym tytułem. Mianowicie aż dwa razy gra sama zepsuła save’y w mniej więcej połowie gry. Bug polegał na nadpisaniu statystyk i w rezultacie mapa zadań pozostawała kompletnie pusta, a wszystkie znajdźki, misji poboczne były wykonane w 100%. Co więcej pod koniec gry miałam problemy z załadowaniem misji głównej, która po prostu nie chciała się włączyć. Czarny ekran. Nie są to przyjemne sprawy, bo o ile spadki i freezy mogę jeszcze wybaczyć, tak psucia zapisów i braku możliwości ukończenia gry są po prostu karygodne.

Warto kupić czy nie warto? Osobiście aktualnie odradzam zakup, ponieważ większości z Was spadki płynności będą bardzo przeszkadzać, aczkolwiek po wypuszczeniu przez twórców patcha możecie spokojnie sięgać po ten tytuł. Wcale nie jest taki zły jak się mówi, większość opinii jest oparta na niepełnym ukończeniu gry. Podobna sytuacja miała miejsce przy okazji Spec Ops: The Line, dlatego polecam przekonać się na własnej skórze czy ten tytuł jest odpowiedni dla Ciebie. Ja mogę obiecać jedno – po wkręceniu grać się będzie naprawdę przyjemnie.

W grze znajdują się wysoko opancerzone pojazdy, które wcale nie tak łatwo pokonać.

Jeżeli chodzi o platynę to jest ona znaczniej mniej czasochłonna niż w pierwszej części i w miarę przyjemna. Oczywiście wysoki poziom trudności może niektórym dać się we znaki, ale po uporaniu się z płynnością nie powinno być problemów z wbiciem trofka. Nie ma praktycznie w ogóle zbierania znajdziek, większość  trofeów wymaga konkretnych akcji i wyczyszczenia mapy z zadań pobocznych. Od siebie bardzo polecam, nic tylko czekajcie na dobre wiadomości, związane z poprawą płynności gry i pady w dłoń. Do dzieła!

 

Plusy:

  • fabuła wcale nie jest taka zła,
  • zróżnicowane lokacje,
  • animacja modyfikacji broni,
  • stosunkowo łatwa platyna,
  • soundtrack,
  • możliwość tworzenia grupy czterech sprzymierzeńców, którzy naprawę pomagają,
  • sztuczna inteligencja przeciwników,
  • sympatyczny gameplay,
  • fajne misje coop online…

Minusy:

  • …których jednak jest trochę za mało i szybko się nudzą,
  • spadki płynności,
  • system skradania,
  • znikający przeciwnicy,
  • problemy z save’ami i wczytywaniem misji głównych
  • nawet 10-sekundowe freezy przy checkpointach,
  • bardzo duży rozstrzał w projektowaniu elementów graficznych,
  • brak free roama po zakończeniu gry,
Materiał zrealizowany dzięki uprzejmości Techland Wydawnictwo.