Naprzód – wydanie Blu-ray – Opinia

3/5
  • FILM
    3/5
  • WYDANIE
    3/5

Animacja Naprzód była dla mnie bardzo dziwnym doświadczeniem i trudno mi jednoznacznie określić, jakie wrażenie na mnie wywarła. Uczucia mam mocno mieszane. Pixar niekoniecznie do mnie przemawia, los nie obdarzył mnie zamiłowaniem np. do serii Toy-Story, która mnie najzwyczajniej – od dziecka – nudziła. Wyjątkiem było rewelacyjne WALL-E, innowacyjne W głowie się nie mieści czy pouczająca Merida. O reszcie produkcji raczej zapomniałam.

Dawny bajeczny świat był pełen magii. Ale przyszedł postęp, komercja i konsumpcjonizm. Różdżki poszły w kąt, magię zastąpiono elektrycznością, technologią, ogrzewaniem, a mieszkańcy bajecznego świata w mig zapomnieli o czarodziejstwie i przyjęli do bólu amerykański, sielski styl życia i bycia. Centaury zrezygnowały z galopu przesiadając się do aut, wróżki zapomniały jak się lata – przechodząc do subkultury motocyklistów, syreny wolą basen niż bezkresy morza, a jednorożce dosłownie zeszły na psy. Magiczny świat zniknął, ale czy na zawsze? Trafiamy do rodziny – niekompletnej: dwójki braci Janka, Bogdana i ich matki. W dzień urodzin jednego z bohaterów, chłopcy otrzymują od zmarłego ojca niebywały prezent – magiczną laskę czarodzieja oraz zaklęcie przywołujące zmarłego ojca na jedną noc i jeden dzień. W trakcie wypowiadania magicznej formuły jednak nie wszystko idzie zgodnie z planem i jedynie dolna połowa ojca powraca do żywych. Bracia robią wszystko, by odnaleźć magiczny kryształ i dokończyć zaklęcie. Wraz z ojcem na smyczy wyruszą w podróż autostradą, by przeżyć przygodę i spędzić efektywnie ten krótki czas z ojcem.

Podobał mi się koncept dwójki braci – o diametralnie różnych charakterach i ich relacji rodzinnych. Każdy ma w sobie cząstkę magii – jeden ma predyspozycje do bycia czarodziejem, drugi wie o niej wszystko. Obaj pragną zobaczyć ojca – jeden uważa to za cel, który trzeba jak najszybciej zrealizować, drugi za cel obrał przygodę według scenariusza gry planszowej. Widać więź między braćmi. Bardzo urzekło mnie to, że starszy brat mimo pewnego rodzaju dziecinności i infantylności pełni rolę ojca. Bohaterowie mają swoje – typowe dla nastolatków – problemy. Młodszy ma problemy z adaptacją w szkole, boi się zrobić prawko, jest nieśmiały – brakuje mu wzorca ojca. Straszy z braci jest jego przeciwieństwem – jest odważny, dla niego życie to wieczna gra, przygoda, kocha historię i robi wszystko, by pielęgnować przeszłość.

Fabuła filmu – jak dla Pixara – jest najzwyczajniej bardzo spłycona, prosta i zwyczajna. Owszem niektóre rozwiązania fabularne są ciekawie przedstawione. Początkowo koncepcję „nóg” ojca uważałam za bzdurną, jednakże z upływem czasu ekranowego biję się w pierś i stwierdzam, że ten pomysł się sprawdził. W filmie przedstawiono wałkowany do bólu motyw drogi. Ot bohaterowie wsiadają do vana i jadą, jadą i powoli pozwalają historii zatoczyć koło. Jest wyjątkowo nudno. Wykreowany świat oferował bardzo wiele, ale niestety 3 zaklęcia, jedna przepaść i spływ chrupko-kajakiem nie rekompensuje po prostu NUDNEJ fabuły.

O filmie w „mediach” było wyjątkowo cicho. Pech chciał, że premiera przypadła krótko przed epidemią. Trochę szumu narobiła postać homoseksualna w filmie – jednakże do polskiej wersji językowej wpadła cenzura i tłumaczenie zmieniono, pomijając wątek tęczowy. Zaznaczyć należy, że „owa kontrowersja” to niepotrzebne tworzenie problemów. Ów kontrowersyjny fragment w filmie, to znaczy: dosłownie jedno zdanie wypowiedziane w filmie było praktycznie niezauważalne, nienachalne i niewulgarne, więc kompletnie nie rozumiem cenzury, ale co zrobić – takie czasy…

Brakowało mi wartkiej akcji, bo historia wlecze się niemiłosiernie, niczym kroczący żel śmierci. Nie ma elementu zaskoczenia w tej – wydawać by się mogło – przygodowej opowieści. Elementów humorystycznych jest naprawdę niewiele, a wszystko praktycznie bazuje na kilku niewyszukanych gagach. Humor jest dawkowany kropelkowo – powiem nawet, że animacja jest nieśmieszna. No dobrze, na kilku scenach się uśmiechnęłam – na scenie w kantorze, gdzie wyrażenie „Jak szybko, to wolno” weszło do mojego słownika, na opowieściach Mantykory na temat skarbówki i w scenie z wróżkami. Mantykora to ogólnie osobny temat – postać poboczna, ciekawa, ale jej potencjału absolutnie nie wykorzystano. Uważam, że jej rolę powinna zająć matka chłopców i to na jej barki należało przenieść elementy humorystyczne.

Nowa produkcja Pixara jest – jak na dotychczasowe filmy – niezwykle zwyczajna. Przesłanie – może i ładne, ale ostatnie 10 minut nie rekompensuje bardzo infantylnej i prostej fabuły. I to właśnie mnie w tej produkcji niezwykle rozczarowało – liniowa i nudna historia. Działania bohaterów – szczególnie starszego brata – jest kuriozalne i uzasadnienie fabularne nie do końca mnie przekonało. Wizualnie jest przeciętnie. Muzycznie – również nie jest ciekawie – kompletnie żaden motyw muzyczny nie zapadł mi w pamięci. Dubbing i tłumaczenie jest jedynie poprawne. Dla dorosłych film będzie – może pouczający, ale nie oczekujcie, że wpadniecie w wir emocji i wrażeń. Jest to animacja dla dzieci i to mali odbiorcy są wyznacznikiem popularności filmu. Moja bratanica była oczarowana filmem, przeżywała historię dwójki elfów, z zapartych tchem oglądała film, ale równie szybko o nim zapomniała i kolejnego seansu nie powtórzyliśmy. Niewątpliwie mocną stroną animacji jest zakończenie – chwyta za serce, jak w każdym filmie Pixara. Jest piękne, wzruszające, pouczające i poniekąd zaskakujące. Dla wielu dzieci – przede wszystkich tych z niepełnych rodzin, przesłanie może być budujące. Cząstka bliskich zawsze jest przy nas, bez względu na okoliczności. Może banalnie – ale to co zaserwował nam Pixar w ostatnich kilku minutach filmu niewątpliwie wykonano ze smakiem. Nie jestem do końca przekonana jak ocenić tę animację… Odstaje on diametralnie poziomem od innych animacji Disneya. Czy jest to najgorszy film spod znaku D? Moim skromnym zdaniem jeden z gorszych. Nie oznacza to jednak, że jest to animacja zła – jest po prostu zwyczajnie poprawna. Disney nam tym razem nie zaserwował karuzeli wrażeń. Przypomniała mi się scena z Ralph Demolka 2, gdzie księżniczki Disneya nie rozumieją co mówi do nich Merida (Pixar), kwitując, że pochodzi z innego studia. Tutaj jest podobnie. Szału nie ma, skrzydła pegazom z wrażenia nie odpadną. Prosta i familijna produkcja na sobotę, oblukrowana patosem i tęsknotą za ojcem. Film do obejrzenia na raz, szkoda.

 

WYDANIE PUDEŁKOWE:

Sympatycznie wyglądające wydanie będzie pasować do Waszej kolekcji animacji Disneya. Z przodu standardowa grafika promująca z głównymi bohaterami i tytuł filmu. Z tyłu sympatyczny kolaż postaci, opis i specyfikacja wydania. Podobnie jak w przypadku Toy Story 4 – ponownie dostajemy bardzo udany pod względem obrazu krążek. Jest kolorowo, przepięknie oświetlenie zapiera dech w piersiach, czego nie można powiedzieć o dźwięku, który osobiście mnie rozczarował. Oryginalna siedmiokanałowa ścieżka DTS-HD MA nie wykorzystuje potencjału płynącego z ekranu. O basie chyba w ogóle zapomnieli, a było tyle okazji, by wykorzystać głośniki, że głowa mała. Wszystko jest jakby bardzo płaskie…

 

Pixar nas nigdy nie dopieszcza opcjonalnymi materiałami na płycie i niestety w tym przypadku jest nie inaczej. Na krążku znajdziecie 20 minut dodatków, które skupiają się na samej genezie filmu i jego postaciach. Oprócz tego dodano również komentarz, ale niestety bez spolszczenia.

 

SPECYFIKACJA WYDANIA „NAPRZÓD”:

Czas trwania: 102 minuty
Obraz: 1080 High Definition ; 2.39:1
Dźwięk:

DTS-HD MA 7.1: angielski

Dolby Digital 5.1: duński, fiński, norweski, polski (dubbing), szwedzki

Napisy angielskie, duńskie, fińskie, norweskie, polskie, szwedzkie
Menu: j. polski
EAN: 7321941507322
Dystrybucja: Galapagos

 

LISTA DODATKÓW:

  • W poszukiwaniu historii – 00:09:21 – Geneza filmu.
  • Mieszkańcy Nowego Grzybniorku – 00:10:08 – Materiał poświęcony postaciom.
  • Komentarze – 01:42:21 – Standardowo bez polskich napisów.