Dawno nie miałam tak rozdartych myśli, pisząc dla Was opinie gry. Dzisiaj na celowniku produkcja Hello Games, które postawiło przed sobą trudne zadanie – stworzenie gry, która się nie kończy. No Man’s Sky intrygowało od pierwszego zwiastuna, a im bliżej premiery, tym mniej graczy było zainteresowanych. Pograłam w to może z czterdzieści godzin. Najpierw na surowej grze bez patchy, a później na swoim koncie zaczęłam podbijać załatany świat. Jak to z tym No Man’s Sky naprawdę jest?
I od razu na wstępnie stwierdzam, że nie mam pojęcia co napisać o NMS. Z jednej strony wiem, że to świetna zabawa dla osób, które nie potrzebują świetnej fabuły, ani soczystej rozgrywki, aby się dobrze bawić. A z drugiej strony… ta gra nie oferuje nic poza zbieraniem surowców i lataniu od planety do planety. Nie chcę karać tej gry za to czym nie jest, więc skupię się na tym co naprawdę oferuje No Man’s Sky. Niekończący się świat, z ogromną ilością planet, którym możesz nadać nazwę. Lata świetlne, które możesz pokonywać za pomocą hipernapędu.
Pierwszą misją jaką musimy odbyć jest po prostu naprawa naszego statku, którym będziemy się poruszać po całej galaktyce. Głównym zadaniem gracza jest dotarcie do centrum galaktyki, ale to nie na tym się tak naprawdę skupiamy. Żeby do niego dotrzeć musimy przedrzeć się przez kilkanaście układów planetarnych, w których znajdziemy od 4 do 6 planet, zróżnicowanych (w teorii) pod względem położenia terenu, warunków atmosferycznych, surowców, fauny i flory. W praktyce jest tak, że przerażająca większość planet jest… skalista, zwierzęta po odwiedzeniu kilkunastu planet zaczynają się powtarzać, zmieniając przy tym tylko swój rozmiar i kolory. I od razu zaznaczę – nie, to nie jest gra multiplayer. Nie, nie spotkasz w niej innych graczy nawet jeżeli będziecie się znajdować na tej samej planecie, w tym samym miejscu o tej samej porze. Nawet „star warsowe pju pju” ze statkami kosmicznymi nie daje tutaj frajdy, bo jest strasznie sztywno zrobione.
Ale co mogę rzec – gra to totalne odprężenie. Dawno nie było takiej produkcji, która wymagałaby praktycznie zero skilla, zero zaawansowania ze strony gracza i tyle… zabawy. Przez pierwsze godziny strasznie sceptycznie odebrałam tę grę – samouczek prawie zerowy, tu mi każe gdzieś lecieć, coś zebrać, coś stworzyć… No dobra, ale co dalej? Znowu muszę coś zbierać, coś tworzyć, chodzić po planecie, odkrywać zwierzęta, poznawać nowych obcych i słowa, które przydadzą się do zrozumienia istot, zdobyć ogniwo warpowe do hipernapędu, aby dotrzeć do centrum wszechświata i tak kółko. W tej monotonii jest taka mała iskierka, która potrafi wciągnąć na kilka godzin. Ale żeby z tej iskry był ogień, to musicie się w NMS zakochać, co nie jest wcale łatwe. W moim przypadku im więcej w tej grze siedziałam, tym bardziej mi się podobała, ale wiem też, że nie każdy, tak jak ja, kończy gry na 100%, więc w przerażającej większości ta gra może stać się po prostu nudna.
Cena startowa jest zdecydowanie za duża. Optymalna wartość to dla mnie mniej więcej 100 złotych. Dlaczego? Bo to typowy indyk, który nie próbuje być czymś zupełnie innym i nie ma aspiracji do tytułu AAA. Twórcy zapewnili, że będą NMS jakoś rozwijać, ale nie liczcie na cuda – to jest nadal bardzo solidny indyk. Co do ścieżki dźwiękowej (o którą zawsze zahaczam) to mogę wypowiedzieć tylko jedno określenie – kapitalna. Nawet teraz, pisząc dla Was tą opinię mam odpalone Spotify i leci cały soudntrack. Jest niesamowicie klimatyczny i przede wszystkim nienużący, co by kompletnie zabiło grę.
Strasznie irytowało mnie doczytywanie i pojawianie się obiektów. Lecisz sobie spokojnie między planetami, a nagle przed Twoimi oczami pojawia się ogromna skała pierwiastka TAM9, który służy jako paliwo. Inny przykład – wlatujesz na planetę, widzisz jej zarys z góry i im bardziej podchodzisz płasko do lądowania tym więcej obiektów, a nawet gór, pojawia się na Twojej drodze. Po kilku godzinach się przyzwyczaisz, ale i tak wygląda to mniej więcej jak w GTA IV.
Podsumowując… Poczekajcie aż ta NMS stanieje (już w tym momencie możecie ją kupić mniej więcej sto złotych taniej) i nie nastawiajcie się na GOTY 2016. Jest to produkcja, w którą można zagrać kiedyś tam. Nie mniej jednak… No Man’s Sky dało mi zabawy na około 40 godzin, teraz jak jeszcze widzę, że czeka mnie jeszcze jedno wbicie platyny – to aż mnie odrzuca, bo wiem co mnie czeka. Jakbym miała opisać tę produkcję jednym zdaniem – świetnie pokazuje jak mali i nieistotni jesteśmy w całej galaktyce i jak niewiele mamy do roboty.
Łowcy! Jeżeli lubicie łatwe platyny to No Man’s Sky jest zdecydowanie dla Ciebie. Gra nie wymaga skilla, dziesiątek godzin przed telewizorem, ani też dużego zaangażowania. Większość trofeów wpadnie podczas swobodnej eksploracji, jeżeli tylko gra wciągnie Cię na dłużej. Wszystko kręci się wokół nabijania licznika – zabić, przetrwanych dni, poznanych obcych, nowych słów czy też zeskanowanych zwierząt. Brzmi nudno? I tak też jest, ale czego nie zrobi się dla platynowego pucharka, co nie? 🙂 Pady w dłoń, płyta do napędu i let’s get started! Pragnę jeszcze zauważyć, że grałam na początku bez patchy, a teraz na swoim koncie sprawdziłam co się zmieniło w dwóch teoretycznie najtrudniejszych trofeach. Mam nadzieję, że poniższy poradnik będzie pomocny.
PLUSY:
- ogromy świat gry,
- różnorodność flory i fauny oraz samego ukształtowania planet,
- system ulepszeń pancerza, narzędzi i statku,
- łatwa platyny,
- totalne odprężenie i fun,
- wolność Tomku w swoim domku,
MINUSY:
- największym problemem jest monotonia, która wkrada się po kilku godzinach gry,
- katastrofalne doczytywanie tekstur,
- wnerwiające walki w piratami,
- nie ma tu za dużo do roboty,
- kiepsko wyglądające zjawiska pogodowe
Materiał zrealizowany dzięki uprzejmości Sony Computer Entertainemnt Polska.