Nowy serial Dana Fogelmana, twórcy „This is Us”. „Paradise” to polityczny thriller, w którym pierwszy odcinek wywraca wszystko do góry nogami. W roli głównej Sterling K. Brown.
“Paradise” w teorii mógł być kolejnym generycznym thrillerem politycznym z morderstwem w tle i wieloma dramatyczno-obyczajowymi wątkami, wszak jego twórcą jest znany z “This Is Us” Dan Fogelman. W praktyce to serial, który oferuje jeden z największych “mindfucków” w historii telewizji. To pozycja na tyle oryginalna, że musicie mi zaufać i po prostu ją obejrzeć.
„Paradise” bez spoilerów!
“This is Us” to serial, który kojarzy mi się ze zmierzchem amerykańskiej telewizji publicznej. To jedna z ostatnich produkcji broadcast TV, która w latach 2016-2022 była w stanie przyciągnąć widzów przed telewizory. W raczkującej erze VOD nie było to takie trudne. Twórca “This is Us” – Dan Fogelman – powraca z zupełnie nowym projektem, który wbrew pozorom – ma w sobie sporo z popularnej produkcji NBC. Bo kreowanie pozorów i delikatne oszukiwanie widza w przypadku “Paradise” było niezwykle ważne w całym procesie promocyjnym. Stworzony dla Hulu w USA i Disney+ dla reszty świata serial ma do zaoferowania dużo więcej, niż wiecie z trailerów i opisów. Ja z kolei nie mogę napisać nic konkretnego, by nie popsuć Wam zabawy.
Miałem to szczęście, że o “Paradise” przed premierą nie wiedziałem praktycznie nic. Nawet nie obejrzałem trailerów. Lakoniczne opisy sugerowały morderstwo powiązane z Białym Domem i klasyczny thriller polityczny. I tym “Paradise” jest w istocie, ale jednocześnie zawiera w sobie dużo więcej. To “więcej” odkryć musicie sami. Mocno doceniam decyzję twórców, by nie kombinować i nie przeciągać nieuniknionego. Pierwszy odcinek jest absolutnie rewelacyjny i prowadzi do niezwykłego, kulminacyjnego momentu, przy którym zrobicie wielkie “wow”. No chyba, że jesteście wytrawnymi weteranami współczesnych serii i nieco szybciej zaczniecie dostrzegać pewne “podpowiedzi”. Zwracanie uwagi na detale w pierwszym odcinku mocno się przydaje, choć jednocześnie ogranicza wrażenia w kulminacyjnym momencie.
Tak się pisze pilotowe odcinki
Nie mogę w tym tekście ukrywać wszystkiego, więc postaram się złapać choć zarys tego, co dzieje się na ekranie. Głównym bohaterem serialu jest agent specjalny Xavier Collins, w którego wciela się doskonale znany z “This is Us” Sterling K. Brown. Collins od lat pracuje dla prezydenta USA i dba o jego bezpieczeństwo. Wszystko zmienia się, gdy dochodzi do morderstwa. Klasyczne “murder mystery”? Być może. Collins błyskawicznie zostaje zamieszany w sprawę i staje się jednym z podejrzanych. Trudno się dziwić, skoro noc wcześniej życzył prezydentowi śmierci. O ile pierwszy odcinek skupiony jest wyłącznie na relacji Collinsa z prezydentem (w tej roli James Marsden), tak w kolejnych do głosu dochodzą kolejni bohaterowie na czele z tajemniczą Sinatrą graną przez Juliette Nicholson, czy lekarką Gabrielą Torabi (Sarah Shahi).
Pilotowy odcinek zachwyca scenariuszem, również przez swoją nieliniową konstrukcję. Fogelman bawi się wydarzeniami z teraźniejszości i przeszłości (nawet tej odległej, gdy główni bohaterowie dopiero się poznają), a jednocześnie umiejętnie pracą kamery buduje napięcie. Bo to nie morderstwo jest tutaj kluczowe. Uruchamia ono ciąg zdarzeń, przy których – gwarantuję – opadnie Wam szczęka.
Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, w “Paradise” z każdą kolejną minutą trzech pierwszych odcinków odnajdywałem więcej “This is Us”. Fogelman umiejętnie żongluje wątkami, pozwala wytchnąć postaci granej przez Browna po to, by poświęcić nieco więcej miejsca na innych bohaterów. Co istotne – nikt z nich nie ma sielankowego życia. Stopniowe odkrywanie traumy jaką w sobie noszą praktycznie wszystkie postaci “Paradise” jest dla Fogelmana idealnym momentem na obyczajowo-dramatyczną konstrukcję fabuły. Być może nie wzrusza tak mocno, jak “This is Us”, ale uderza w bardzo podobne tony. Jeśli jesteście wrażliwi na krzywdę dzieci, zrozumiecie o co mi chodzi.
Podsumowanie
Wobec “Paradise” nie miałem żadnych oczekiwań. Odpaliłem jednego wieczora z zamiarem sprawdzenia tylko pierwszego odcinka. Kilka godzin później obejrzałem wszystkie dostępne, jednocześnie wyczekując kolejnego czwartku. Produkcja Hulu szczerze zachwyca i zaskakuje.
I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kiedyś (a dokładnie 11 lat temu) mogliśmy oglądać coś bardzo podobnego. Nie zdradzę co, by nie psuć wam zabawy, ale w drugim i trzecim odcinku odczuwałem poczucie delikatnego plagiatu. Nie przeszkodził on jednak w ostatecznym odbiorze i jestem niezwykle ciekaw, jaki plan na tę historię ma Fogelman. Obym się nie zawiódł.
Zalety
- szokujący plot-twist kończący pierwszy odcinek
- dobrze napisana dynamika pomiędzy głównymi bohaterami
- świetnie znane wątki obyczajowo-dramatyczne w stylu „This is Us”
- niesamowicie wciąga i nie puszcza przez pierwsze 3 odcinki
Wady
- gdzieś to już kiedyś widziałem? I to chyba więcej, niż raz