Pora wypłynąć z Port Royale 4 i dołączyć do kolonialnych potęg Hiszpanii, Anglii, Francji oraz Niderlandów, handlując na siedemnastowiecznych Karaibach.
Szumiące morze, lazurowe wybrzeża, piaszczyste plaże, palmy kokosowe i rum. Czy przedstawiłem właśnie swoje wymarzone wakacje? Być może ale także to z czym zetkniemy się grając w Port Royale 4.
Pierwszy Port Royale wyszedł aż 18 lat temu, tylko na komputery osobiste. Były to złote czasy dla gier ekonomicznych/ build-simów. Fani Tycoonów, Settlersów czy innych podobnych gier mieli w czym wybierać. Port Royale był w pewien sposób rozwinięciem idei i motywów kultowej gry „Pirates!”Sida Meiera. Czasy się jednak zmieniają i gry, które kiedyś uważano za mainstream, zepchnięte zostały do swoich nisz. Ostatnio z serią mieliśmy do czynienia w 2012, kiedy premierę miała część trzecia. Na swój sposób rewolucyjna, ponieważ wydana została również na konsolach (PS3 i X360). Uwielbiałem w nią grać, jednak miała swoje bolączki. Głównie w postaci sterowania padem i średnio dostosowanych pod niego bitew morskich. Czy tym razem udało się lepiej? Przekonajmy się.
Grę stworzyło niemieckie Gaming Minds Studios, weterani w tematyce gier ekonomicznych, odpowiedzialne na przykład za fenomenalne Railway Empire. Gra, jak nietrudno się domyślić, toczy się na malowniczych akwenach Karaibów. XVI i XVII wiek były dla tego rejonu bardzo burzliwe. O te tereny i znajdujące się tu bogactwa rywalizowały za sobą wielkie potęgi kolonialne (Hiszpania, Anglia, Francja i Holandia), a dodatkowo niespokojne wody przemierzali bezlitości piraci, czyhający tylko na bezbronnych kupców. I właśnie takim, teoretycznie bezbronnym, kupcem jesteśmy my, gracze. Zanim jednak przejdziemy do budowania swojego kolonialnego imperium, warto zapoznać się z przygotowanymi przez twórców samouczkami. Zwłaszcza jeżeli wcześniej nie graliśmy w poprzednie części czy też w gry ekonomiczne w ogóle. W miarę przejrzysty sposób zapoznajemy się z podstawowymi mechanikami gry oraz ze sterowaniem. Oczywiście nie są one tak wygodne jak na pc, ale z czasem nie powinniśmy mieć problemów z przyzwyczajeniem się do niego. No może oprócz menu kołowego, które wybieramy wciskając R2 – jest one mega niewygodne i irytujące.
Kiedy już przyswoimy podstawy możemy zabrać się za kampanie. Jest ich w sumie 4, każda dla poszczególnego mocarstwa, które odblokujemy kończąc poprzednie. Dostajemy tam szereg zadań do wykonania w określonym czasie (z reguły bardzo dużym), ale jednocześnie mamy pełną swobodę i możemy gromadzić majątek w nienarzucony sposób. Oczywiście podstawa to budowanie kolejnych okrętów, wykupowanie licencji handlowych i wysyłanie konwojów do miejsc, gdzie można kupić tanio i sprzedać drogo. I tu pewnie dotrzemy do miejsca gdzie wielu graczy odpadnie, ponieważ lwią część gry spędzimy w tabelkach analizując ceny surowców i innych towarów. Wielu uzna to pewnie za nudy, jednak właśnie na tym polegają gry ekonomiczne i Port Royale 4 jest wierne w 100% swoim korzeniom. Oczywiście nie musimy pilnować każdego stateku z osobna. Tworzymy automatyczne szlaki handlowe, wybierając porty z mapy, ustalamy co gdzie kupujemy a co gdzie sprzedajemy (musimy nawet zwracać uwagę na wiatry, czy okręty nie będą przemierzać rejony nawiedzane przez sztormy czy mielizny) i wysyłamy na nie swoje okręty. To jednak tylko wierzchołek góry „lądowej”, ponieważ możemy wykupić pozwolenie na budowę i zacząć stawiać w miastach swoje biznesy, a kiedy osiągniemy odpowiednie wpływy, również budynki administracyjne, kościoły, strefy mieszkalne itp. Oprócz tego, co jakiś czas w poszczególnych portach będziemy mogli przyjąć misje polegające na dostawie w określonym czasie brakujących towarów czy znalezieniu rozbitków. Nie zabrakło również zbierania fragmentów mapy skarbów. Czasami jednak będziemy musieli stanąć do walki. I tutaj spotkamy największą zmianę względem części poprzedniej, bowiem walki prowadzone są w sposób turowy na podzielonej na heksagony mapie. Każdy statek ma określoną ilość ruchów oraz stopni o ile może się obrócić. Ustawiamy się więc bokiem do wroga i dokonujemy salwy z armat. Jeżeli się nam uda, to w jednej turze możemy strzelić z obu burt. I tak po kolei wszystkie statki biorące udział w walce. Mamy również do dyspozycji specjalne umiejętności, które posiadają poszczególni kapitanowie lub które pozyskujemy za wykonywanie misji dla portów. Ogólnie system walki uznaję za ogromne usprawnienie względem poprzedniej części, gdzie musieliśmy walczyć w czasie rzeczywistym, co w połączeniu z niewygodnym sterowaniem na padzie było bardzo męczące.
Innym, równie dużym, usprawnieniem jest pozbycie się osobnych ekranów dla mapy ogólnej i poszczególnych portów. Teraz wystarczy tylko zbliżyć kamerę do miasta, aby móc wykonywać w nim działania. Czasami jednak ciężko wypatrzeć interesujący nas budynek, przydałaby się jakaś rozwijana lista ułatwiająca nawigowaniu w miastach. Wypadałoby również wspomnieć o grafice, a ta jest całkiem ładna. Zmienna pogoda, zachody słońca, ładne efekty falującego morza sprawiają, że kiedy zbliżymy kamerę, aby pooglądać nasze okręty, to ujrzymy widoki niczym z widokówek. Wiadomo, nie jest to gra, która będzie wyciskać ostatnie soki z naszych konsol. ale ciężko tego oczekiwać po grze ekonomicznej. Ważne żeby było czytelnie kiedy przeglądamy menusy (a tak właśnie jest), a w wolnej chwili od zarządzania mogli na czym zawiesić oko.
Jest to gra, która idealnie trafi do swojej niszy fanów gier ekonomicznych. Nie jest w żadnym stopniu rewolucyjna, ale w kilku aspektach wprowadza potrzebne poprawki. Walki dają w dopracowanym systemie turowym dużo więcej satysfakcji niż poprzednio. Brak ekranów ładowania, aby zarządzać budową w miastach, też trzeba zaliczyć na duży plus. Sterowanie na padzie, poza pewnymi wyjątkami, jest zazwyczaj ok – chociaż trzeba się do niego przyzwyczaić. Nic tylko zwinąć kotwicę, rozwinąć żagle i wyruszyć na ekonomiczny podbój wirtualnych Karaibów.
Grę udostępnił wydawca.
Podsumowanie
Zalety
- ładna oprawa graficzna,
- walki turowe,
- szybki podgląd miast,
- przejrzysty interfejs.
Wady
- gra tylko dla fanów gatunku,
- problemy z menu kołowym.