Resident Evil 4 Remake – Recenzja

6 kwietnia 2023
2
4/5
Opis gry:

Kolejna odsłona stworzonej przez studio Capcom kultowej serii Resident Evil doczekała się swojego remake’u. Leon S. Kennedy rusza do tajemniczej Hiszpańskiej wioski uratować córkę prezydenta.

Kolejna odsłona stworzonej przez studio Capcom kultowej serii Resident Evil doczekała się swojego remake’u. Chętnie ogrywam te odświeżone tytuły i muszę przyznać, że wypadają one przynajmniej solidnie. Zresztą poprzednie były bardzo ciepło przyjęte przez graczy. Czwórka przez wielu graczy uznawana jest za najlepszą w dorobku tej marki, więc i oczekiwania były wysokie. Czy firmie udało się utrzymać dobrą passę w dalszym odświeżaniu klasyków? Zapraszam do zapoznania się z moją opina odnośnie Resident Evil 4 Remake.

Na wstępie muszę od razu ustosunkować się do mojej relacji z pierwowzorem. Otóż należę do tego grona osób, których czwórka nie urzekła. Ukończyłem ją swego czasu w wersji na PS3 i w zasadzie tyle. W moim osobistym rankingu ustawiłbym ją jednak gdzieś w dole listy. Dlatego też nie będzie tu przeze mnie przemawiać nostalgia związana z oryginałem. Do remake’u jednak byłem nastawiony pozytywnie, gdyż cenię sobie takie solidne przystosowanie klasycznej gry pod współczesne oczekiwania.

W grze wcielamy się w znanego już między innymi z dwójki Leona S. Kennedy’ego. W ramach zlecenia dla rządu otrzymujemy misję uratowania porwanej córki prezydenta. Lądujemy na totalnym wydawałoby się odludziu gdzieś w Hiszpanii. Szybko się jednak okazuje, że odwiedzana wioska skrywa bardzo mroczną tajemnicę, a jej mieszkańcy nie okażą się skorzy do współpracy. Skażeni bowiem pasożytem Las Plagas są pod kontrolą niebezpiecznych przywódców sekty, którym a jakże marzy się coraz większa kontrola. Historia może i trąci banałem oraz nie sprawia wrażenia zaskakującej tak śledzi się ją przyjemnie. Ogólna jej jakość została poprawiona względem oryginału dając niektórym bohaterom więcej cech i motywacji.

Ale jak ma się rozgrywka? Pierwowzór zapamiętałem jako mocno toporne doświadczenie. No i w odświeżonej wersji trzeba przyznać – jest lepiej. Niemniej osobiście liczyłem na coś więcej. Otóż od tej właśnie części seria Resident Evil obrała już kierunek konkretnie w akcję, kosztem horroru. Może się to podobać lub nie. Kwestia preferencji, choć trudno nie przyznać, że to podnoszenie akcyjnej poprzeczki w kolejnych dwóch numerowanych odsłonach zaczęło przypominać ewolucję Szybkich i Wściekłych pod kątem związanych z tym absurdów. Wracając jednak do omawianej produkcji. Mam spory problem z tym, że gra jest wybitnie nastawiona na starcia pozostając jednak przy modelu sterowania w stylu poprzednich odsłon. To niestety potrafi zazgrzytać jak nie bardzo pasujące elementy tej samej układanki. Pojawia się w sumie też opcja skradania, ale jest bardzo ograniczona.

Strzelanie jest przyjemne i daje poczuć siłę pocisków. Tym bardziej jak ruszymy z porządniejszym, ulepszonym sprzętem, którego swoją drogą nie brakuje. To o tyle dobrze z uwagi na fakt jak często będziemy musieli korzystać z rozwiązań militarnych. Wielokrotnie z naprawdę solidnymi tabunami przeciwników. Mijanie wrogów metodą pacyfisty nadarzy się dosłownie okazjonalnie. I z tego względu bardzo brakowało mi w tym większej mobilności głównego bohatera. Nie porusza się za szybko. Nie potrafi biegiem przebić się przez tłum, a robią to na przykład szarżujące z widłami wieśniaki. Przede wszystkim jednak boli mnie brak solidnego uniku, czy odskoczenia gdzieś w bok tak w dowolnym momencie. Uniki się trafiają ale tylko raz kiedyś w postaci QTE. Oprócz tego możemy parować ataki nożem. Jest to jednak zupełnie inny typ umiejętności defensywnej i nie może tłumaczyć braku uniku. To tak jak hamulec i hamulec ręczny w grach wyścigowych. Zupełnie dwie różne rzeczy.

Jeśli chodzi o noże to mam następną rzecz do grymaszenia. Mianowicie – zużywają się. Jest to niepotrzebna upierdliwość wymagająca jedynie zapychania ekwipunku kolejnymi ostrzami bądź wydawania pieniędzy na naprawę naszego głównego noża. Nie rozumiem po co to wprowadzono. Ktoś powie – większy realizm, noże się niszczą. Realizm? W Residencie? Przypomnę, że Leon w tej konkretnej części ma możliwość zablokowania nożem ataku piły łańcuchowej! To się nie klei. Kolejna sprawa – ekwipunek. Konieczność zarządzania naszą walizą, którą z czasem możemy powiększać jest bardzo spoko. Upierdliwością jest jednak fakt, że przy maszynie do pisania możemy magazynować wyłącznie broń palną oraz spreje lecznicze. Zioła, amunicja, elementy do kraftowania zabronione. Nie podoba mi się to, gdyż kłuci się z moim instynktem zbieracza. Jak już jest opcja by gdzieś sprzęt przechować to już dajcie tam wszystko wrzucić. Bo dochodzimy do momentów, gdzie znajdujemy coś nowego i nie możemy tego już podnieść.

Wspominany ograniczony ekwipunek dotyczy jednak tylko rzeczy użytkowych w kontekście przetrwania. Klucze oraz także skarby chowamy w innym menu. W grze bowiem mamy możliwość pobawić się też w łowcę skarbów. Cała droga usiana jest drogocennymi klejnotami, złotem, biżuterią i innymi wartościowymi przedmiotami. Możemy później nawet zdobyte klejnoty montować na przykład w koronie, by zwiększyć jej wartość. Świecidełka te opychamy u handlarza zyskując walutę na nowe zakupy. Sam tajemniczy sprzedawca ma też bardziej specjalne zasoby, które możemy zakupić znajdując odpowiednie kamienie. Lub też zdobywamy je realizując specjalne zlecenia dla handlarza. Bardzo przyjemnie urozmaicają one rozgrywkę. Tu ustrzelimy ukryte talizmany, tu złowimy rybę, tu ubijemy jakiegoś mini-bossa.

Resident Evil 4 znany jest z tego, że lądujemy kolejno w trzech lokacjach: wioska, zamek, baza żołnierzy. Mocno zmienia to ogólny klimat, bo każde z tych miejsc znacząco się różni. Wioska to w sumie ruina pełna wieśniaków z widłami i pochodniami czekającymi na nas za każdym rogiem spróchniałych domostw i bagnistych rejonów. Osobiście bardzo mnie zmęczyło jej zwiedzanie i odrzuciło od gry. Wiem, że jestem w tym raczej osamotniony sądząc po opiniach, ale jak będzie tak i u was – nie zrażajcie się. Kolejne obszary zmieniają ton. Zamek to moje ulubione lokum. Ścigają nas tam tajemniczy, wiecznie mamroczący mnisi uzbrojeni w średniowieczny oręż. Miejsce to ogólnym klimatem przybliżyło się mocniej do pierwszej odsłony cyklu. No i na koniec czeka nas nieco krótsza wizyta w bazie wojskowej, gdzie już totalnie się robi gra akcji z wrogami uzbrojonymi w broń palną i pałki elektryczne.

Przemierzając te wszystkie lokacje można stwierdzić, że czeka nas jedna wielka misja eskortowa. Na ratowaną bowiem Ashley wpadamy dość szybko i od tego momentu będzie nam towarzyszyć przez większość czasu. Dziewczyna jednak jest całkowicie bezbronna i cały czas musimy uważać, by coś jej nie ubiło lub nie porwało. Brzmi irytująco, ale nie jest tak źle. Zdarzyły mi się może ze dwie sytuacje niczym gdzie niczym z Killera komisarzowi Rybie wlazła w linię strzału obrywając kulkę. Jednak biorąc pod uwagę natężenie akcji takie sporadyczne wpadki można wybaczyć. Trafi się też nam cały grywalny etap Ashley i jest naprawdę spoko. Niestety jednak gra w obecnej wersji już nie posiada grywalnego etapu Ady Wong znanego z oryginału, co bardzo smuci. Ma ponoć się pojawić jako dodatek, no ale to dopiero pieśń przyszłości.

Ogólnie jeśli chodzi o tryby gry to jest dość biednie. Brakuje wspominanego etapu Ady. Na premierę nie dostaliśmy też trybu Mercenaries. To akurat mi nie przeszkadza, bo nigdy nie lubiłem tego strzelania na czas za punktami. Napotkane w grze strzelnice mogłyby być też dostępne gdzieś z głównego menu jakby ktoś chciał sobie w tam dobijać rangi bez konieczności docierania do nich w grze. Choć nie jest to specjalnie ciekawa aktywność.

Seria znana była też z tego, że udostępniała różne ciekawe bonusy na kolejne przejścia. No i w RE4 jest regres w tym stopniu. Kultowa nieskończona wyrzutnia rakiet jest tylko w NG+, gdzie nie możemy zdobywać rangi S+ potrzebnej do innych rzeczy. A pozostałe bronie? Wymagają sporego kombinowania właśnie z rangami na wyższych poziomach trudności. W efekcie wygląda to tak, że jak już oblokujemy te naprawdę przydatne bonusy to już nam nie będą potrzebne. A można było dać tu system z Village, gdzie maksymalne ulepszenie danej broni w grze odblokowało możliwość zakupienia za punkty w menu gry nieskończoną amunicję dla danej bonii. I to miało sens, bo nasz czas był solidnie wynagrodzony możliwością korzystania z takiej broni.

Jeśli chodzi o aspekt techniczny to gra działa dobrze jednak pod warunkiem ustawienia sobie na konsoli trybu płynności. W przypadku trybu pod jakość grafiki no niestety średnio to wypada. Ja nie jestem jakoś wrażliwy na spadki klatek, ale gra faktycznie zmusiła mnie do przełączenia na ten tryb płynności. Poza tym jednak nie było żadnych większych problemów. Graficznie całość prezentuje się naprawdę spoko. Nie można tu nic zarzucić, a zróżnicowanie lokacji działa tym bardziej pozytywnie.

No, ale niestety jednak po raz kolejny mocno zawiedziony jestem postępowaniem Capcomu w sprawie polskiej wersji językowej w tej serii. Braku napisów w takiej grze nie jestem w stanie uznać za nic innego jak zwyczajne skąpstwo i zaniżanie standardów. Po prostu nie godzi się, by grze od takiego dużego studia panowała tak niekorzystna polityka lokalizacyjna. Tym bardziej, że w tym konkretnym wypadku mowa o odświeżeniu bardzo lubianej odsłony jednak naprawdę popularnej serii. Nie wierzę, że to się nie kalkulowało. Resident Evil 4 nie ma też jakiejś wielkiej ilości tekstów, a przykładowo konkurencyjne małe studio odpowiedzialne za The Chant potrafiło w podobnej wielkości grze zainwestować nawet w pełen dubbing. Nikt tu nie oczekiwał pełnej polskiej wersji językowej, ale napisy to jednak powinien być standard w przypadku gier tak dużego producenta.

No i jeszcze kwestia trofeów. Platyna w tej odsłonie będzie upierdliwa i czasochłonna. Wymagane jest bowiem wielokrotne wałkowanie gry z różnymi specjalnymi wymogami. Minimalnie człowiek musiałby ukończyć grę 3 razy. Z czego musiałby być naprawdę weteranem tego typu gier. Taki najbardziej „prosty” przebieg dla zwykłego gracza to 7 pełnych przejść gry. Generalnie – kogoś poniosło. Dodatkowo zniechęca też fakt tego nieprzyjaźnie zaprojektowanego systemu bonusów uniemożliwiającego podejście do wyższych poziomów z bronią z nieskończoną amunicją jak to miało miejsce w innych częściach. A tu by się to przydało bardziej, bo gra jest dużo mocniej nastawiona na starcia. Może coś się jeszcze w tym aspekcie zmieni, ale na tą chwilę platyna to rzecz tylko dla wielkich fanów tej konkretnej odsłony.

No i jak tu podsumować ten tytuł? Osobiście początek mnie niestety jednak znacząco zniechęcił. Dopiero na etapie zamku zacząłem się naprawdę dobrze bawić. Jest tu trochę nietrafionych mechanik, czy średnio pasujący ogólny model sterowania do takiego nastawienia na akcję. No i ten nieszczęsny brak rodzimych napisów. Ogólnie gra jest jednak dobra. A jeśli jesteśmy fanami oryginalnej czwórki to pewnie zobaczymy w niej znacznie więcej plusów niż ja dostrzegłem.

Grę udostępnił wydawca.

Podsumowanie

Solidny remake, jednak oczekiwałem od niego trochę więcej. Nieco nietrafionych mechanik, czy średnio pasujący ogólny model sterowania do takiego nastawienia na akcję. Brak innych trybów gry poza głównym, a słaby system bonusów nie zachęca do powtarzania. No i ten nieszczęsny brak rodzimych napisów. Ogólnie mimo tych wymienionych wad gra jest jednak dobra. Ma klimat, ciekawie zaprojektowane, różnorodne lokacje i potrafi z czasem wciągnąć. A jeśli jesteśmy fanami oryginalnej czwórki to pewnie zobaczymy w niej znacznie więcej plusów niż ja dostrzegłem.

Zalety

  • dobrze zaprojektowane, różnorodne lokacje,
  • solidny arsenał do wykorzystania,
  • zlecenia od sprzedawcy fajnie urozmaicają rozgrywkę,
  • zbieranie skarbów jest spoko,
  • zarządzanie ekwipunkiem w walizie,
  • Ashley radzi sobie lepiej niż myślałem.

Wady

  • za mała mobilność bohatera i ogólne sterowanie średnio się sprawdza przy takim natłoku starć,
  • brak innych trybów, w tym segmentu Ady Wong,
  • słaby system bonusów i nagród z głównego menu,
  • niszczące się noże to niepotrzebna upierdliwość,
  • brak możliwości składowania części ekwipunku przy maszynach do pisania,
  • brak polskiej wersji językowej.