Team Ninja, twórcy ciepło przyjętej serii gier Nioh, a wcześniej Ninja Gaiden postanowili spróbować swoich sił z grą w otwartym świecie, która zbierze całe ich dotychczasowe doświadczenie do kupy. Mamy więc tu swoiste the best of Team Ninja. Zapraszam do przeczytania moich kilku zdań o Rise of the Ronin.
Naszym protagonistą w grze jest jedno z Bliźniąt Miecza, specjalnie wyszkolonej jednostki walczącej w parach, które od najmłodszych lat ćwiczą ukryte techniki walki, by stać się budzącym grozę, skrytobójczym duetem. Na samym początku możemy więc używając kreatora postaci, stworzyć dwie postaci: męską i kobiecą wedle naszych preferencji. Po przejściu uczącego nas zasad prologu, musimy jednak wybrać jedną, konkretną postać, gdyż bliźnięta zostają rozdzielone i rozpoczyna się nasza podróż po Japonii w poszukiwaniu rodzeństwa. W czasie tej podróży będziemy świadkami wydarzeń znanych z kart historii feudalnej Japonii i wielokrotnie będziemy mogli się postawić po stronie zwolenników, jak i przeciwników szogunatu. Podejmowane przez nas wybory sprawią, że będziemy mogli zaprzyjaźnić się z wieloma barwnymi postaciami, a nawiązywane z nimi więzi zapewnią nam nagrody fizyczne w postaci wyjątkowych przedmiotów lub punktów rozwoju, oraz ich wsparcie jako kompanów w misjach głównych. Towarzyszem w trakcie misji głównej może też być żywy gracz online. Dziwna jest natomiast decyzja twórców co do działania tego trybu online. Kolegę możemy zaprosić do gry jedynie w trakcie misji glownej. Po jej ukończeniu automatycznie zostajemy rozłączeni. A szkoda, bo aż chciałoby się pobiegać w towarzystwie po otwartym świecie tłukąc bandytów i odkrywając nowe okolice.
Trzonem gry jest eksploracja świata i walka przy pomocy całej gamy broni białej, a także łuków i karabinów. Walka w Rise of the Ronin jest bez dwóch zdań największą atrakcją. Mamy więc system walki podobny do tego znanego z Nioh, z dużym nastawieniem na odbijanie i kontrowanie ataków przeciwników niczym w Wo Long, ostatniej grze twórców. Każdym rodzajem broni możemy walczyć w jednym z kilku dostępnych stylów walki. Style walki będziemy zdobywać wraz z postępami w fabule i nawiązywaniem więzi z postaciami pobocznymi, które takowym stylem się posługują. Zmienianie stylu walki w trakcie potyczki jest dość istotne, ponieważ konkretni przeciwnicy będą podatni mniej lub bardziej na niektóre style, a przeciw innym będą bardziej odporni. W trakcie walki kluczowe okazuje się również nie tylko wykonywanie uników, ale też wykonywanie w odpowiednim momencie tzw. kontrbłysku, czyli tutejszego odpowiednika klasycznej parady. Idealne użycie kontrbłysku pozwoli wybić przeciwnika z rytmu i zadać ogromne obrażenia kontratakiem. Poza nauką stylów mamy tu też klasyczne punkty umiejętności, które inwestujemy w rozwój czterech drzewek umiejętności związanych z siłą, zręcznością, urokiem i intelektem. Przechodzenie misji, pokonywanie wrogów dają nam punkty doświadczenia, które zwiększają poziom naszej postaci i dają punkty umiejętności. Ponadto wszystkie te akcje zwiększają też kolejny pasek postępu zwany karmą. Karma podobnie jak w grach soulslike, jest zbierana do czasu zgonu. Po śmierci, nasza karma zostaje z przeciwnikiem, który nas pokonał. Musimy mu zadać przynajmniej krytyczne obrażenia żeby do nas wróciła. Karma zostaje przekształcona w punkty umiejętności w czasie odpoczynku przy punktach kontrolnych. Jakby tego było mało, poza punktami umiejętności mamy też specjalne punkty dla każdego z drzewek, które zdobędziemy czasem za eksplorację, czasem za wydaną karmę, albo za rozwój więzi z postaciami pobocznymi. Te punkty pozwolą nam rozwinąć te cenniejsze umiejętności. Istotne dla rozwoju naszej postaci jest też kompletowanie wyposażenie, a to sypie się z naszych przeciwników w ilościach hurtowych. Nieustannie łapałem się na długim przeglądaniu listy ekwipunku w poszukiwaniu lepszego pancerza, czy mocniejszej katany, a potem na jeszcze dłuższych wizytach w sklepie, lub u kowala, by ten niepotrzebny bagaż rozebrać dla surowców lub po prostu sprzedać.
Przyznam szczerze, że trochę obawiałem się eksploracji w Rise of the Ronin. Bałem się, że eksploracja okaże się monotonna i rozwleczona niczym w AC Valhalla. Na szczęście muszę stwierdzić, że odkrywanie poszczególnych punktów na mapie było zaskakująco przyjemne, a to za sprawą faktu, że są one odkrywane przed nami stopniowo. Mapa gry podzielona jest na mniejsze regiony lub dzielnice. Po wejściu do nowego regionu i aktywowaniu pierwszego punktu kontrolnego, na mapie przedstawione nam zostaną tutejsze punkty kontrolne (służą one też jako punkty szybkiej podróży, więc warto je aktywować) oraz miejsca, w których coś zaburza porządek publiczny w postaci czerwonej kropki na mapie (najczęściej jest to jakaś wioska zaatakowana przez bandytów lub dzikie zwierzęta). Oczyszczanie takich miejsc z wrogów sprawi, że do okolicy powrócą mieszkańcy, wioska odżyje, a nasza więź z tym regionem się zwiększy. Po zwiększeniu więzi z regionem, na mapie zaczniemy widzieć więcej okolicznych atrakcji takich jak strzelnice, chramy do modlenia się o łaskę punktów umiejętności, elitarnych bandziorów, historyczne miejsca, oraz znajdźki, miejsca do sfotografowania, kufry do otwarcia i kociaki do pogłaskania (tak miłośnicy czworonogów, znajdźką w tej grze są koty, które musimy pogłaskać). Po zebraniu wszystkiego w danej dzielnicy nasza więź osiągnie maksymalny poziom, a za to my otrzymamy dodatkowe, cenne nagrody, więc warto jest maksować całą mapę. Pomocne w poruszaniu się po okolicy jest jazda konna oraz lotnia i linka z hakiem. Biegnąc przez miasto możemy bardzo sprawnie przenosić się na dalsze odległości wskakując na dach przy pomocy haka, a następnie chwycić pobliski latawiec i wzbić w powietrze na lotni. Nasz ronin jest więc prawie jak Batman w Arkham 😉
Największym minusem produkcji jest z pewnością oprawa graficzna, która delikatnie mówiąc nie przystaje do poziomu PS5. Ale zaznaczyć należy od razu, że nie jest też tak jak wielu złośliwych w sieci wypisuje, jakoby gra ta wyglądała jak z generacji PS3. Stojąc na punkcie widokowym i obserwując krajobrazy, można natrafić na naprawdę ładne i cieszące oko widoki. W trakcie walki rozbłyski broni i latające kończyny również wyglądają efektownie. Niestety jednak postaci inne niż te będące ważnymi bohaterami wyglądają w większości identycznie i lekko drewniano, tekstury z bliska trącą nieco myszką, a grze na premierę brakowało płynności w każdym z trzech dostępnych do wyboru trybów graficznych (po wprowadzonych przez twórców latkach, w trybie wydajności, na którym grałem można się spokojnie bawić i cieszyć płynnością). Nie oszukujmy się jednak, gry Team Ninja nigdy nie były wyznacznikami jakości graficznej i tak też jest w tym wypadku. Warstwa dźwiękowa jednak stoi na najwyższym poziomie, szczęk stali, nastrojowa muzyka i dźwięki przyrody uprzyjemniają przygodę. Jedyne do czego mógłbym się w tym względzie przyczepić to język dialogów. Do wyboru mamy ścieżkę dźwiękową japońską i angielską, ale nieco wytrąca mnie z klimatu fakt, że po ustawieniu japońskich dialogów, napotykani wielokrotnie cudzoziemcy z Anglii czy Stanów nawijają do nas perfekcyjnym japońskim. Jest to jednak moja osobista fanaberia.
Jeśli chodzi o trofea, to zdobycie platyny nie powinno sprawić większego kłopotu. Mamy tutaj dzbanki fabularne, musimy zabrać każdego z dostępnych kompanów do pomocy w misji głównej, zebrać wszystkie koty i wykonać wszystkie zdjęcia, ubrać kompletny zestaw zbroi, zdobyć najlepsze wyniki na strzelnicach i torach przeszkód dla lotni. Będziemy musieli również uzyskać maksymalny poziom więzi z jedną z postaci pobocznych, z jedną z nich też wejść w romans. Na szczęście grę możemy w całości ukończyć na najniższym poziomie trudności, a znajdźki wraz z postępami w każdej z dzielnic automatycznie wyświetlą nam się na mapie.
Pomimo faktu, że jest to pierwszy open world w portfolio Team Ninja, Rise of the Ronin jest jednym z ciekawszych przedstawicieli gatunku, który wyróżniać się będzie satysfakcjonującą i perfekcyjnie zaprojektowaną walką. Jest to też na pewno jedna z najprostszych (a nawet pokusił bym się o stwierdzenie, że najprostsza) z gier studia. Wszystko za sprawą wprowadzonej możliwości doboru poziomu trudności, co jest nowością w grach typu soulslike. Satysfakcjonującą walka, interesująca fabuła z historycznymi smaczkami z czasów japońskiego szogunatu i wynagradzająca eksploracja składają się na grę, do której z przyjemnością będę jeszcze wracał, by polatać na lotni wzdłuż wybrzeży Yokohamy.
GRĘ UDOSTĘPNIŁ WYDAWCA.