Wo Long: Fallen Dynasty – Recenzja

3 marca 2023
1
4/5
Opis:

Wo Long: Fallen Dynasty to dramatyczna i pełna akcji opowieść o bezimiennym żołnierzu walczącym o przetrwanie w mrocznej i fantastycznej, opanowanej przez demony wersji świata w czasach późnej dynastii Han. Gracze walczą z zabójczymi potworami i wrogimi żołnierzami posługującymi się technikami szermierskimi bazującymi na chińskich sztukach walki i starają się pokonać przeciwności losu, budząc drzemiącą w sobie moc.

W roku 184 terenami, które znamy jako dzisiejsze Chiny, wstrząsnęły dramatyczne wydarzenia, które na zawsze zmieniły oblicze królestwa. To wtedy doszło do tzw powstania Żółtych Turbanów i to wtedy rządy dynastii Han zmierzały ku końcowi. To też w tym okresie po ziemi panoszyły się piekielne bestie i demony rodem z legend. Całe szczęście to nie do końca prawda, a tylko zarys historyczny najnowszej gry studia Team Ninja. Wo Long: Fallen Dynasty to najnowsza gra twórców świetnych soulslike’ów z serii NiOh. Tak jak dotychczas braliśmy udział w wydarzeniach znanych z kart historii Japonii z domieszką fantastyki, magii i legendarnego folkloru, teraz Team Ninja zabiera nas do Chin. Wcielamy się w rolę bezimiennego bohatera, który znajduje się w samym centrum chaotycznych wydarzeń. Po zabawie w kreatorze postaci trafiamy wraz z naszym protagonistą na pole bitwy.

Pola bitwy to pierwszy z nietypowych elementów zawartych w Wo Long. W przeciwieństwie do gier studia FromSoftware, gdzie trafialiśmy do dużego otwartego świata, który mogliśmy zwiedzać w dowolny sposób i z pełną swobodą, tutaj gra jest podzielona na kilkanaście mniejszych etapów, zwanych polami bitwy. Poruszamy się po mniej lub bardziej zapętlonych korytarzach z punktu A do punktu B, gdzie na mecie czeka na nas walka z większą poczwarą lub potężnym wojownikiem pełniącym funkcje bossa. Najważniejszą i najciekawszą mechaniką związaną z polami bitwy jest natomiast system morale. Z każdym zabitym wrogiem zapełniamy małe pomarańczowe kółeczko widoczne nad naszym paskiem życia. Każdorazowe zapełnienie kółeczka nabija nam rangę morale, a każdy zgon kończy się utratą cennej rangi. Po co mielibyśmy zwiększać wspomniane morale? Ano cała zabawa polega na tym, że każdy przeciwnik na mapie ma swoją określoną rangę morale. Im dalej w las, tym potężniejsi wrogowie z wyższą rangą. Nasze zadanie polega więc na zmierzaniu w stronę końca planszy, zabijając w miarę możliwości jak największą liczbę wrogów i wznoszeniu po drodze flag (każda wzniesiona flaga służy tutaj jako checkpoint, ale też zwiększa nasze startowe morale, więc po zgonie nie zaczniemy znowu z zerowym morale). Takie podejście wymusza na nas dokładną eksplorację i rzetelne eliminowanie postawionych na naszej drodze powstańców i demonicznych istot.

Samą rozgrywkę bardzo ogólnikowo można by określić jako połączenie gier z serii NiOh z Sekiro. Nasza postać jest dużo bardziej mobilna niż wojownicy w grach FromSoftware, poruszamy się po planszy często korzystając z podwójnego skoku, wspinania się niczym książę Persji po niewysokich ścianach i skakania po dachach. Walka również cechuje się dużo większym dynamizmem niż w innych grach tego gatunku. Wynika to z faktu, że zrezygnowano tutaj z typowego dla gatunku paska staminy. W Fallen Dynasty znajdziemy zamiast tego pasek Spirit. Znajdujący się początkowo na neutralnym poziomie wskaźnik rośnie wraz z każdym trafieniem i każdym parowaniem, a spada zawsze gdy otrzymamy cios, wykonamy fikołka próbując uniknąć ataku, oraz z każdym użyciem specjalnych zdolności czy czarów. Takie rozwiązania wymuszają na nas pewne przestawienie swoich dotychczasowych przyzwyczajeń i skupienie się na agresywnych atakach i przyjmowaniu ciosów na klatę po to, by w ostatniej chwili sparować, wytrącić wroga z równowagi i zadać kolosalne obrażenia kontratakiem. Taka taktyka czynu cuda również w starciach z bossami. Jak tylko nauczymy się ataków i uda nam się parować najpotężniejsze ciosy, w mgnieniu oka pozbawimy niemilca zdrowia potężnymi kontratakami.

Poza wspominanym wcześniej wskaźnikiem morale, który jest osobny dla każdego obszaru w grze (pola bitwy), rozwijamy również naszą postać poprzez wydawanie puntów doświadczenia na moce jednego z pięciu żywiołów, co podnosi ogólny poziom naszej postaci. Przykładowo inwestując w moc ognia zwiększymy moc naszego ataku, a punkty wbite w moc drewna dadzą nam więcej punktów zdrowia. Ponadto co kilka poziomów otrzymamy też dodatkowe punkty, które możemy przeznaczyć na zaklęcia powiązane z danymi żywiołami. Więc posiadając dużo punktów w żywiole ognia możemy się nauczyć miotać potężne kule ognia, w żywiole ziemi możemy wzmocnić swoją obronę lub wytworzyć niszczycielskie kamienne filary wyskakujące z podłoża itd.

W naszych wysiłkach pomagać nam będzie wiele postaci niezależnych. Z każdą z nich z upływem czasu będziemy zwiększać swoje więzi do maksymalnie 10 poziomu, otrzymamy wtedy nagrodę w postaci specjalnego związanego z daną postacią uzbrojenia. Ponadto więź z postacią pozwala nam odblokować moce świętych bestii, które po odpowiednim cooldownie pozwalają nam użyć potężnych boskich ataków bestii lub przyzwać ja na pole bitwy, by na przykład wzmocniła protagonistę i jego towarzyszy. Jednocześnie możemy korzystać z pomocy dwóch NPCów, a pomagają oni zaskakująco dobrze, co znacząco może zmniejszyć poziom trudności niektórych potyczek. To ogromne ułatwienie dla mniej hardkorowych graczy.

Przyszła pora na odrobinę czepialstwa. Grafika niestety trąci lekko myszką i odstaje od tych najładniejszych. Co gorsza pomimo tego, że grałem na PS5 w trybie wydajności, w ferworze walki, często gra traciła na płynności. To niewybaczalne, zwłaszcza w takim dynamicznym tytule. W Wo Long upchnięto tyle różnych ataków i specjalnych zdolności, że łatwo też się pogubić w natłoku skrótów klawiszowych i kombinacji przycisków. Ataki specjalne, kontrataki, magiczne bestie, magiczne zaklęcia. Nieraz zdarzyło mi się zmarnować najpotężniejszy atak Divine Beast, bo przypadkowo wcisnąłem kombinację klawiszy unikając wrogów.

Jeśli chodzi o trofea, to mamy tutaj całkiem nieskomplikowaną listę. Zdecydowana większość dzbanków wpadnie nam wraz z postępem fabuły i odblokowywaniem kolejnych więzi z postaciami fabularnymi. Są oczywiście standardowe pucharki związane ze sparowaniem odpowiedniej liczby ataków, z rozwojem postaci, ulepszaniem broni i pancerza oraz kilka znajdziek.

Wo Long to jeden z ciekawszych przedstawicieli gatunku soulslike. Gra powinna przypaść do gustu zarówno weteranom, jak i nowicjuszom – dzięki nietypowym pomysłom, satysfakcjonującej walce, ale niezbyt wśrubowanym poziomie trudności.

Grę udostępnił wydawca.

Podsumowanie

Wo Long to jeden z ciekawszych przedstawicieli gatunku soulslike.

Zalety

  • dynamiczna walka zachęcająca do parowania,
  • system morale, klimat orientu.

Wady

  • kiepska optymalizacja,
  • grafika,
  • za dużo ataków, za mało klawiszy.