Battlefield 6 – Powrót króla – Recenzja

21 października 2025
0
4.5/5
Opis:

Kultowa seria „Battlefield” powraca z najnowszą odsłoną, przyznając się do błędów popełnionych w przeszłości i oferując graczom jedną z najlepszych części od lat. „Battlefield 6” to naprawdę powrót króla wojennych strzelanek wieloosobowych.

Gdy po raz pierwszy Electronic Arts poinformowało o pracach i planowanej dacie premiery “Battlefield 6”, ledwie wzruszyłem ramionami, nie mając żadnych oczekiwań. Poprzednia odsłona zniechęciła mnie do siebie tak bardzo, że cała seria stała mi się dość obojętna. Tymczasem Szwedzi z DICE przygotowali zaskakująco dobrą grę, która z powodzeniem nawiązuje do najlepszych momentów z “Battlefield 3” i “Battlefield 4”.

Losy serii “Battlefield” z perspektywy czasu są absolutnie przedziwne. Swoją przygodę z tym tytułem zaczynałem od fantastycznej “dwójki”, ale zdecydowanie najwięcej czasu spędziłem w “Battlefield: Bad Company 2” i “Battlefield 3”. Później była równie udana “czwórka” i stało się coś dziwnego. Rozpoczęły się eksperymenty. Najpierw z nieudanym “Hardline”, a później dość specyficznym “Battlefield 1”. I nawet powrót do realiów drugiej wojny światowej w “Battefield 5” nie pomógł specjalnie, a niedługo po nim wydany został potworek w postaci “Battlefield 2042”. Miałem okazję ogrywać go najpierw w testach pre-alpha, a później w wersji beta. Już wtedy wiedziałem, że to nie będzie nic dobrego.

W ten sposób nadszedł “dzień dzisiejszy” i premiera “Battlefield 6”. Nieprzypadkowo w tytule recenzji zdecydowałem się na sformułowanie: “Powrót króla”. Dla mnie od zawsze seria BF była kwintesencją multiplayerowego shootera, dużo bardziej przyziemnego od głupot serwowanych w “Call of Duty”. I nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo się cieszę, że BF6 po prostu się udał. To bardzo dobra gra. Mająca swoje niewielkie wady, ale DICE wróciło do korzeni i zrozumiało, że czasem nie warto zmieniać czegoś na siłę. “Battlefield 6” jest niemal dokładnie taką grą, jakiej oczekiwali gracze. Niemal, bo zawsze można coś zrobić lepiej!

W “Battlefield 6” jest kampania. Tylko po co?

Miejmy to za sobą. Kampania w “Battlefield 6”? Jest. Po co? Nie wiem. DICE zaskoczyło niedługo przed premierą trailerem kampanii single player. Zapowiedziało pełną rozmachu historię, w której wojska NATO ścierają się z bliżej nieokreślonym przeciwnikiem. Ten w istocie jest wyłącznie wymysłem twórców. Wszystko dlatego, aby nie tworzyć w grze konfliktu pomiędzy np. NATO i Rosją/Chinami. W efekcie dwie strony konfliktu, z których ta druga to bliżej nieokreślona organizacja paramilitarna Pax Armata, wykorzystywane są również w trybie multiplayer. Co istotne – obie strony posługują się podobnym uzbrojeniem, a także pojazdami, czy maszynami latającymi. Zgniły kompromis.

Sam scenariusz jest absurdalny. Pax Armata atakuje bazę NATO w Gruzji rozpoczynając wieloletni konflikt. Dziwnym trafem organizacja paramilitarna zyskuje sojuszników nie tylko w Europie i na całym świecie. Rozwija się tak, że jest w stanie nie tylko powalczyć o Gibraltar, ale też dokonać inwazji na Nowy Jork (docierając tam w jakiś sposób czołgami…). Gracz staje oczywiście po tej drugiej stronie, czyli żołnierzy NATO, którzy starają się bronić tego, co dla nich najważniejsze. A przy okazji na każdym kroku przypominać o tym, jak ważna jest walka o ojczyznę. Dialogi są pełne patosu, a brak możliwości włączenia angielskiego dialogu na PS5 sprawia, że w polskim języku brzmią po prostu durnie.

O bohaterach, w których się wcielamy, też szybko zapomnicie. Twórcom nie udało się wykreować ciekawych, głębokich postaci, które mogłyby w jakikolwiek sposób rezonować z graczem. Z drugiej strony trudno się dziwić, bo samo przejście bodaj 9 misji trwa na średnim poziomie trudności jakieś 6 godzin. Kampania to oczywiście częściowo wstęp i samouczek do trybów multiplayer, ale też jednocześnie całkiem miły dla oka pokaz możliwości silnika Frostbite. Ten błyszczy na każdym kroku. Starcia są niezwykle widowiskowe, wybuchy i możliwość niszczenia budynków dodatkowo w tym pomaga. Ostatecznie przez kampanię przeszedłem dosyć bezboleśnie, będąc głuchym na wszelkie scenariuszowe głupotki. I taki sposób polecam też wam. Nie miejcie wobec tej historii żadnych oczekiwań, bo srogo się rozczarujecie. 

“Battlefield 6” oferuje najprzyjemniejszy gunplay od wielu lat

Po kilku rozegranych przeze mnie mapach w “Battlefield 6”, w mojej głowie dojrzała prosta, ale jakże wymowna myśl: ależ się tu dobrze strzela. Czasem nawet aż za dobrze, bo twórcy tak bardzo skupili się na walkach piechoty, że zapomnieli nieco o innych starciach. O tym jednak później. Gunplay przywołuje w pamięci odsłony BF3 i BF4, choć przyznaję, że na początku musiałem trochę przywyknąć do solidnego odrzutu w niektórych gnatach, pozbawionych lepszych dodatków.

Jednak wraz z rotacją kolejnych map w klasycznym trybie podboju, zacząłem zauważać, że tereny oddane przez twórców na potrzeby najpopularniejszego trybu multi w serii Battlefield są… dość małe. Przeważnie ograniczają się do 5 punktów do zajęcia, a dodatkowo niemal połowa starć toczy się w gęstych uliczkach miast. W efekcie mapy te nastawione są na walkę piechoty, gdzie niezwykle trudno jest korzystać z jakichkolwiek pojazdów. Latanie samolotem staje się niezwykle trudne, z kolei przejażdżka czołgiem szybko kończy się źle. To zrozumiałe. Piechota ma w miastach przewagę. Praktycznie do każdego budynku da się wejść, w tym również na wyższe piętra.

W grze dostępnych jest łącznie 9 map, z czego jedną doskonale znacie. Kultowa “Operation Firestorm”, czyli “Operacja Ognista Burza” powraca w glorii i chwale, stając się znów jedną z najlepszych lokacji w całej grze. Nawet jeśli została nieco zmodyfikowana i rozbudowana o kolejne budynki. Niestety tak rozległych terenów brakowało mi najbardziej. W grze nie ma mapy w stylu “Kaspijskiej granicy”, czy ogromu innych dobrze znanych lokacji do starć na wielką skalę. Jestem jednak przekonany, że Szwedzi w DICE trzymają w zanadrzu niespodzianki na kolejne miesiące i lata utrzymywania graczy przy “Battlefield 6”.

Zaskoczyło mnie też, że wszystkie mapy funkcjonują wyłącznie w trybie dziennym i przy słonecznej pogodzie. Nie ma map w trybie nocnym. Nie ma też zmiennych warunków pogodowych, tak jak to miało miejsce w poprzednich częściach. Czyżby to coś, co zostanie dodane do gry w ramach dodatku?

Klasyczne klasy wracają!

Koniec z operatorami! Można rzecz – nareszcie. Twórcy postanowili wrócić do klasyki, czyli standardowego rozróżnienia na cztery klasy piechoty. Każda z nich jest odpowiednio zróżnicowana i ma swoje atuty. Najpopularniejszy będzie zapewne szturmowiec, czyli klasyczny żołnierz nastawiony na ofensywną walkę, z karabinem, granatnikiem czy strzelbą w podorędziu. Inżynier specjalizuje się w pistoletach maszynowych, a także niszczy czołgi (lub je naprawia). Żołnierz wsparcia wyposażony w karabiny maszynowe dodatkowo szybko potrafi reanimować sojuszników i zapewniać dodatkową amunicję. Z kolei zwiadowca, to typowa klasa dla lubiących działać w ukryciu ze snajperką w ręku.

Największy twist związany z powrotem do klas polega na tym, że każda klasa może korzystać z dowolnej broni! Nie ma problemu z tym, by inżynier wyposażył się w snajperkę, a zwiadowca w pistolet maszynowy. W efekcie można tworzyć unikalne buildy i starać się znaleźć w grze swój unikalny styl. Uniwersalność to drugie imię „Battlefield 6”, bo w grze każdy żołnierz może leczyć swojego kompana. Oczywiście klasa wsparcia robi to najszybciej, ale i zwykły szturmowiec może reanimować swojego kolegę. Problem w tym, że trwa to nieco dłużej i jest bardziej skomplikowane.

Podoba mi się też sposób odblokowywania kolejnych elementów ekwipunku. W “Battlefield 6” nie znajdziecie żadnego season passa. Im więcej gracie, tym szybciej odblokowują się kolejne elementy uzbrojenia. Dość łatwo i przyjemnie leveluje się bronie, które później modyfikujemy w klasycznym stylu, w przejrzystym menu. Uczciwie należy przyznać, że karabinów nie jest przesadnie dużo, ale zakładam, że twórcy chcą zostawić sobie coś na przyszłość.

“Battlefield 6” niespecjalnie zaskakuje w przypadku trybów gry. Większość z nich doskonale znacie. Najpopularniejsze, czyli Podbój i Szturm mają się bardzo dobrze. Klasyka, czyli różnego rodzaju deathmatche również są dostępne, podobnie jak walka o konkretny obszar. Nowością jest tryb o nazwie Eskalacja. To wariacja związana z podbojem (lecz dużo bardziej dynamiczna), gdzie za utrzymywanie terenu przez dłuższy czas drużyny otrzymują punkt i starają się zdominować przeciwnika, spychając go do defensywy. 

“Battlefield 6” to raj dla oczu i uszu

Jestem absolutnie zachwycony tym, jak wygląda i jak brzmi “Battlefield 6”. Silnik Frostbite wyciska z klasycznej PlayStation 5 ostatnie soki, ale nie ma żadnych problemów z płynnością i stałymi 60 FPS-ami. Nawet gdy dach wali wam się na głowę w biurowcu na Manhattanie. Tak jak wspominałem, w tej grze można zniszczyć praktycznie wszystko i mapy w trakcie rozgrywki zmieniają swoją strukturę kilkukrotnie. Nie miałem żadnych problemów z teksturami, czy efektami wizualnymi w trakcie tego typu wydarzeń. Przedsmak tego, jak działa multi znajdziecie oczywiście w kampanii, ale z pełnym przekonaniem stwierdzam, że w trybie wieloosobowym robi to jeszcze lepsze wrażenie. 

Dźwięk – jak to bywa w serii Battlefield – również robi robotę. Wchodząc do menu i słysząc charakterystyczny motyw główny, poczułem się jak w domu. Wszystko inne, dźwięki karabinów, krzyki żołnierzy (niestety po polsku), przelatujące nad głowami samoloty, to po prostu działa. A na słuchawkach działa jeszcze lepiej.

Niestety moja przygoda w “Battlefield 6” napotkała przynajmniej dwa irytujące błędy, o których chciałbym wspomnieć. Po pierwsze – gra odpala się w trybie wieloosobowym i przejście do kampanii sprawia, że tytuł uruchamia się od nowa (trochę tak, jakby konsola odpalała w tle inny tytuł). Problem w tym, że odpalanie kampanii często wieszało całą grę. Nie dało się wczytywać save’ów ze środka misji i trzeba było ją rozpoczynać od nowa. Biorąc pod uwagę jakość trybu single… nie byłem tym zachwycony.

Po drugie – wyszukiwarka trybów i map działa zaskakująco słabo. Po wybraniu np. podboju i Operacji Ognista Burza, gra przekornie wrzuca mnie na inną mapę, nie wyszukując tej, na której chciałbym pograć (błąd ten został ostatecznie poprawiony w ostatniej aktualizacji). Alternatywą jest oczywiście wyszukiwarka serwerów, ale tam z kolei wejście do zatłoczonej gry (64 graczy) nie zawsze było tak proste. 

Podsumowanie

“Battlefield 6” to jest w istocie powrót króla gier multiplayer nastawionych na wojenne strzelanie. To przede wszystkim bardzo dobra odpowiedź na nieudaną poprzednią część i jednocześnie przyznanie się do popełnionych błędów. BF6 działa świetnie i sprawia ogrom przyjemności. Co istotne – ani razu nie zdarzyło mi się, bym w grze miał jakiekolwiek lagi lub problemy na serwerze.

To tytuł wyjątkowo mocno dopieszczony i oddany w ręce graczy z przekonaniem, że dostają dopracowany produkt. Można rzecz – nareszcie. A przyszłość pokaże, czy “Battlefield 6” utrzyma przy sobie graczy, tak jak “trójka” i “czwórka”. Zrobić może to odwagą w tworzeniu większych, lepszych i ciekawszych map. Trzymam kciuki!

Zalety

  • najlepsza odsłona serii od czasu BF4
  • niezwykle przyjemny gunplay
  • powrót do standardowych klas piechoty
  • im więcej grasz, tym szybciej odblokowujesz kolejne gnaty
  • powrót Operacji Ognista Burza
  • zachwycająca oko i ucho oprawa audiowizualna
  • bardzo duży potencjał na rozwój

Wady

  • kampania do zapomnienia
  • mało naprawdę dużych map dla trybu Podboju