Battlefield V – Opinia

3/5

Jak co roku wydawcy walczą o nasze portfele, szczególnie w okresie świątecznym. W grach z gatunku FPS zawsze mamy starcie Electronic Arts kontra Activision. Obie firmy dostarczają nam co roku co raz to inne kontrowersje, a na tym polu walki zawsze króluje EA z ich nieszablonowymi pomysłami i też nie inaczej jest tym razem. Od bardzo długiego czasu czekałem na Battlefielda w czasach II wojny światowej i po pograniu przez kilka godzin w najnowszą odsłonę doszedłem do wniosku, że jeszcze muszę poczekać.

Pierwszym krokiem w tył okazuje się kampania dla jednego gracza. Na premierę gry dostajemy 3 War Stories, czwarta przygoda ma być dodana za darmo dla wszystkich czwartego grudnia. Jednak mówiąc szczerze po ograniu pierwszych trzech, nawet na nią nie czekam. Co jest takiego złego w tej kampanii? Historia jest kompletnie ograniczona do minimum. Dodatkowo zamiast wymyślić jakieś ciekawe cele, które będą pchały fabułę do przodu, dostajemy zadania rodem z multiplayera, czyli idź przejmij flagę lub idź coś zniszcz. Jedyną dosyć ciekawą historyjką była druga, czyli osadzona w Norwegii. To właśnie tutaj wzbogacono rozgrywkę o ciekawą odmianę, czyli jazdę na nartach. Wszystkie przygody składają się z 3 misji i przejście ich wszystkich zajmuje w sumie 3-4 godziny. Deweloperzy próbowali pokazać inne fronty wojny niż te, jakie znamy i to się naprawdę ceni, jednak mimo wszystko widać, że zabrakło czasu na doszlifowanie wszystkie i dobrego scenarzysty, który wyniósłby singla na FPSowe wyżyny. Moim zdaniem kampania dla jednego gracza to kompletna tragedia, z niewielkimi przebłyskami, która powinna być zapomniana, jednak nie ma co się dziwić, skoro EA próbuje wycisnąć ile się da z DICE, ponieważ nie zapomnijmy, iż studio rok temu wydało Battlefronta 2 i chociaż jest to duże studio to jak widać jeden rok to za mało czasu, by domknąć sprawy tak, aby były na wysokim poziomie.

Dobra, dobra – Battlefielda kupuje się pod multiplayer i właśnie na tym chciałem skupić głównie tę opinię. Tak jak w przypadku War Stories, twórcy chcieli nam pokazać inne front wojny, niż to, które znamy i muszę powiedzieć, że lokacje niby cieszą oko, ale są mało grywalne. Na premierę dostajemy 8 map. To bardzo niezadowalająca liczba, szczególnie że w zestawie dostajemy 3 mapy, które są bez pojazdów, a więc tylko do walk piechoty. Obiecano nam w rekompensacie brak „premium” i darmowy dostęp do wszystkich dodatkowych map, ale ja bym EA za bardzo nie ufał (może się miło zaskoczę?), ponieważ możemy sobie przypomnieć sytuacje z Battlefrontem – zapowiadano dużo zawartości po premierze, że gra będzie długo wspierana, jednak okazało się, iż po pierwszej zapowiedzianej zawartości, jedyne co dostaliśmy to ciszę od deweloperów. Ale wracając do map – znalazłem jedynie trzy w miarę grywalne mapy, ponieważ część lokacji jest za mała na walkę z pojazdami oraz część ich po prostu nie ma tego typu „ulepszeń”. Widać, że mapy były tworzone z myślą o nowych trybach. Powróciły „Operacje” z BF1, tylko w zmienionej formie i o innejnazwie, czyli „Wielkie Operacje”, które również mają swoją historie. Różnica polega na tym, iż teraz nie są podzielone na mapy ale na 3 dni i po każdym dniu, zależnie od wyniku, zmienia się tryb rozgrywki. Jak to wygląda w praktyce? Na przykład – w pierwszym dniu Niemcy obronili działka przeciwlotnicze. W następnym, kiedy dochodzi do głównej inwazji, alianci nie będą mieli wsparcia z powietrza. Takie małe smaczki, ale bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. Linia frontu jest nowym trybem, w którym działa zasada przeciągania liny – mamy jeden cel na mapie, który broniony przez jedną z drużyn, musi odpierać atak przeciwników. Po przejęciu przegrana drużyna musi obronić jeden ze swoich wcześniejszych punktów.

Pojazdy w tej części są również prawidłowo zrobione, ale najlepszą atrakcją dla mnie były samoloty i walki w powietrzu. Tak jak w innych Battlefieldach dostajemy jedną z 4 klas do wyboru, czyli: Szturmowca, Medyka, Wsparcie i Zwiadowcę. Tu napotykamy pierwszy problem, czyli małą liczbę przedmiotów do zastąpienia. W poprzednich częściach dostawaliśmy kilka wyrzutni rakiet do wyboru, natomiast w tej – jest tylko jedna. Kolejny przykład – zamiast apteczki medyk mógł wybrać np. granatnik, co czyniło go bardziej ofensywną postacią, jednak w tej odsłonie jesteś przywiązany właśnie do konkretnych przedmiotów. Liczba broni jest zadowalająca – każda klasa ma około siedem broni do wyboru, gdzie w każdej można zmieniać atrybuty, które zmieniają różne parametry broni, jednak zabrakło najbardziej ikonicznych, czyli prawie wszystkich z frontu rosyjskiego, chociaż znajdziemy w grze bronie japońskie lub nawet takie klasyki jak M1 Garand lub M3 „grease gun”. Jest dużo dodatkowego ekwipunku prosto z pierwszej wojny i BF1. Zmiany również zastał dowódca drużyny – teraz oprócz wydawania rozkazów, cała drużyna zbiera punkty, by potem dowódca mógł je użyć na różne typy wsparcia, np. zrzut apteczek dla całego zespołu lub zrzucenie rakiety V1. Jednak jedną z większych nowości jest budowanie umocnień, które szczerze mówiąc mogą całkowicie zmienić starcie i obronę celów. Szkoda jednak, iż nie została spełniona obietnica, odnosząca się do możliwości budowania ich w dowolnym miejscu. Zamiast tego są wyznaczone miejsca do wspomnianego umieszczania umocnień.

Obiecano nam również tryb CO-OP, po którym nie ma śladu. W grze jest naprawdę MASA przedmiotów kosmetycznych, które na pewno będzie można kupować za normalne pieniądze, jednak smuci mnie fakt, iż wyłożyli tyle w sumie niepotrzebnych przedmiotów, zamiast zrobić więcej map i skupić się na kampanii.  Chyba nawet dziecko zrozumie, że gdy gra będzie miała mało zawartości to gracze nie będą kupowali żadnych przedmiotów z nią związanych. Ale przecież nie można mieć wszystkiego…

Battlefield 5 jest grą, którą można idealnie określić jako średniaka. Widać jak na dłoni źle podjęte decyzje deweloperów, brak czasu na dokończenie pierwotnych założeń projektu oraz kompletną porażkę marketingową, o której mówi się tu i ówdzie. Na obecną chwilę – zalecam poczekać i zobaczyć jak rozwinie się sytuacja z darmowymi DLC, i czy przy słabej sprzedaży nie okaże się, że EA zrobi dokładnie to samo, co w przypadku Medal Of Honor: Warfighter.

 

PLUSY:

  • wielkie operacje,
  • pojazdy (szczególnie samoloty),
  • grafika jak zwykle na wysokim poziomie,
  • wpadający w ucho soundtrack.

MINUSY:

  • wtórna kampania dla jednego gracza,
  • tragiczna liczba map,
  • dużo broni przeniesionych prosto z BF1
  • duże obietnice, których na razie nie widać na horyzoncie.
Grę udostępnił wydawca - EA Polska.