Burnout Paradise Remastered – Opinia

30 czerwca 2018
0
/5
Opis gry:

Mniej więcej 10 lat temu, na rynku pojawił się jeden z najlepszych przedstawicieli arcade’owych samochodówek. Był nią rzecz jasna Burnout Paradise, który po dziś dzień przez wielu jest uważany za króla tego gatunku. Jednak czy po takim czasie owy król ma wciąż czego szukać w królestwie gier wyścigowych? Trzeba pamiętać, że od tamtego czasu dostaliśmy mnóstwo świetnych produkcji w podobnych klimatach, jak chociażby ostatnia część NFS, a uparci powiedzą, że Forza Horizon już dawno odebrała koronę jeśli chodzi o sandboxowe ściganie. Przyjrzyjmy się zatem bliżej remasterowi i odpowiedzmy sobie na pytanie, czy warto wracać do miasta Paradise.

Zaczynamy starym gratem, a kończymy…. Również gratem

Zacznijmy może od tego czym w ogóle jest Burnout Paradise, ponieważ nie każdy musi być zaznajomiony z tą produkcją. Mamy tutaj dość rozległe miasto, które od samego początku gry jest w pełni otwarte. Nie ma tutaj zamkniętych mostów czy tuneli, który zostaną otwarte dopiero, gdy dojdziemy do jakiegoś momentu w grze. BP po dziś dzień wyróżnia się tym, że to my decydujemy co chcemy jeździ i przede wszystkim czym. No właśnie, a jest czym jeździć, ponieważ dostajemy 75 samochodów w podstawowej wersji gry i co najmniej drugie tyle w dodatkach (które są rzecz jasna dołączone do remastera). Przekrój fur jest całkowicie odjechany, od standardowych kopii Mustangów czy Skyline’ów, poprzez wyścigówki F1, a na imitacji DeLorean’a z Powrotu do Przyszłości czy Knighta z Nieustraszonego kończąc. Jest w czym wybierać, tym bardziej, że samochody z pakietów DLC są dostępne od samego początku, co dla niektórych może okazać się minusem, ponieważ poziom trudności gry spada na łeb na szyję.
Gdy już upatrzycie sobie swój wymarzony samochód to czas wyruszyć na miasto, gdzie mamy do wyboru sporą ilość eventów. Możemy zacząć od standardowych wyścigów z punktu A do B bądź też przejść do wizytówki serii, czyli trybu Road Rage, gdzie w efektowny sposób rozwalamy przeciwników. Poza tym mamy eventy takie jak Stunty, czyli wyczesanie odpowiedniego wyniku poprzez wykonywanie skoków, driftów, beczek czy też rozwalanie przydrożnych bilbordów, Marked Man, który jest niczym innym jak ucieczką przed rozwścieczonymi samochodami przeciwnika, który za wszelką cenę chce nas staranować, a pakiety DLC dorzucają chociażby próby czasowe dla motocykli czy też zupełnie nową wyspę Big Surf, na której też sporo się dzieje.

Rozwałka wciąż taka dobra!

10 lat temu taka zawartość robiła wrażenie, ale wróćmy do zadanego wcześniej pytania, czy dzisiaj jest podobnie? No cóż, można użyć tutaj klasycznego stwierdzenia „i tak i nie”. Tak, ponieważ wszystko mamy dostępne od samego początku w cenie gry, podbite do obecnych standardów (gra trzyma żelazne 60 klatek przy rozdzielczości 1080p), a sama gra wciąż wywołuje efekt „jeszcze jednego wyścigu” i szybsze bicie serca, gdy mkniemy w niesamowicie szybkim tempie pomiędzy samochodami i ocieramy się o kolejną kraksę, w dodatku wymagania do platyny zostały jeszcze bardziej uproszczone, przez co gra stanie się łakomym kąskiem dla łowców pucharków. Nie, bo jest to dosłownie remaster 1 do 1, nie zostało nic zmienione ani dodane względem oryginału, a całość można ukończyć dosłownie w przeciągu 2-3 dni grania, a rozmiary miasta dzisiaj wcale nie są już takie duże jak kiedyś, zaś sporo rozwiązań takich jak brak szybkiej podróży (wszędzie musimy jeździć samodzielnie) oraz brak narysowanej trasy na radarze (jedynie podświetlone znaki na górze ekranu, gdzie mamy skręcić) może odrzucić od ekranów nowych graczy. Ilość eventów co prawda jest spora, ale niestety większość z nich to kopia poprzednich z nieco bardziej wykręconym wynikiem do pobicia, dlatego też monotonia wkrada się bardzo szybko. Brak w tej grze jakiejkolwiek fabuły, jeździmy dla samego jeżdżenia i odkrywamy kolejne fury, tylko tyle i aż tyle.

Model jazdy motocyklami to wciąż czołówka.

Chciałbym jeszcze poświęcić kilka słów dla oprawy audio/video, ponieważ trzeba tutaj pochwalić ludzi odpowiedzialnych za remastera. Jak już pisałem wyżej, gra trzyma żelazne 60 klatek przy rozdzielczości 1080p, a jakość naszych samochodów wciąż potrafi zrobić wrażenie. Im szybsze fury tym wszystko porusza się szybciej, a gdy dorwiemy się do tych końcowych maszyn to mamy wrażenie, że ktoś puścił nam grę w przyśpieszonym tempie. Do dziś prędkość robi wrażenie i chyba w żadnej innej grze nie została oddana tak dobrze jak tutaj. Ścieżka dźwiękowa pozostała bez zmian, a rockowe kawałki wciąż bawią tak jak kiedyś i wspaniale pasują do klimatu gry. „Paradise City” Gunsów to wciąż jedna z najlepszych wejściówek w grach, która powoduje że nie chce się wychodzić z ekranu początkowego.

Gra ze znajomymi to tona zabawy.

Nie zapominajmy również o świetnym multiplayerze, który z dobrą ekipą zapewnia zabawę na masę godzin. Kod sieciowy działa zdecydowanie lepiej niż w oryginale (kto pamięta ten wie ile było problemów ze znalezieniem ludzi do gry), a chętnych do gry póki co nie brakuje. Przełączanie do trybu online działa natychmiastowo, bez jakichkolwiek loadingów. Mamy tutaj tryby znane z singla w wersji online, ale również sporo dodatkowych wyzwań, które różnią się w zależności od ilości ludzi w sesji (np. dojechać w dane miejsce i wspólnie wykonać 20 skoków). Maksymalnie wciąż możemy grać w 8 osób, a wyzwania uruchamia założyciel sesji. Podczas kilkugodzinnej sesji ze znajomymi doświadczyliśmy raptem jednego masowego disconnecta, więc wynik i tak uważam za bardzo dobry. Jeśli tylko macie ekipę to gwarantuję, że będziecie bawić się świetnie, a robienie wyzwań i trofeów to będzie sama przyjemność.

Pora przejść do najważniejszego, czy mają tutaj czego szukać zarówno nowi jak i starzy gracze? Zdecydowanie tak, nawet pomimo archaizmów w postaci braku szybkiej podróży czy wyznaczania trasy gra daje mnóstwo frajdy (frustracji również…) i po dziś dzień jest chyba jedną z najszybszych samochodówek na rynku. Jedynie Wipeout może się równać z takim oddaniem zabójczych prędkości. Mamy pełen pakiet dodatków, świetne i zabawne fury, tryb online ze sporą ilością wyzwań dla naszej ekipy, a przede wszystkim tony miodu płynące z ekranu. Ograłem Burnouta 10 lat bawiąc się przy tym wyśmienicie i zrobiłem to tak samo teraz. Żałuję jedynie, że nie pokuszono się o jakąś dodatkową zawartość, jednak mam nadzieję, że gra sprzeda się dobrze i dzięki temu Criterion będzie mógł wrócić do robienia tego co potrafią najlepiej, czyli kolejnych Burnout’ów. 🙂

Wskakujcie do gry i bawcie się tak dobrze jak 10 lat temu!

Podsumowanie

Zalety

Wady