Death Stranding: Director’s Cut – Opinia

31 października 2021
4
4.5/5
Opis:

Legendarny twórca gier Hideo Kojima przedstawia nieszablonową przygodę, rozszerzoną i odświeżoną w wyjątkowej Director’s Cut.

Death Stranding, gra legendarnego twórcy Hideo Kojimy, która wyszła 2 lata temu i podzieliła graczy. Jedni widzieli w niej tylko symulator kuriera i się on niej odbili, inni pokochali. Teraz po dwóch latach Death Stranding powraca do nas w odświeżonej wersji na PS5 z dopiskiem do tytułu Director’s Cut. Jeśli nie graliście jeszcze w DS, to wcześniej proponowałbym zapoznanie się z naszą poprzednią recenzją, ponieważ tutaj skupię się głównie na różnicach między pierwszą wersją a DC. Jeśli po jej przeczytaniu stwierdzicie, że chcielibyście zagrać, to śmiało mogę poradzić Wam abyście od razu uderzali w Director’s Cut. Jeśli natomiast już graliście i jesteście ciekawi co tu jest nowego oraz czy warto zagrać jeszcze raz, to zapraszam do lektury.

Death Stranding: Director’s Cut nie jest pierwszym przypadkiem, kiedy Hideo Kojima wydaje swoją grę w poprawionej wersji jeszcze raz. Było tak z Metal Gear Solid 2 i 3 oraz ich wersjami Substance i Subsistence. Ba, nawet te jeszcze starsze produkcje, jak Policenauts, dostawały wersje na inne sprzęty, gdzie przemycane było sporo poprawek. Ma więc w tym temacie doświadczenie i to na pierwszy rzut oka widać. Te rozszerzenia zawsze doszlifowywały pierwotny produkt i po latach wszyscy wracali do ogrywania tych poprawionych wersji, a nie pierwotnych (nie wyobrażam sobie teraz grania MGS 3 z pierwotną nieruchomą kamerą). I tutaj w zasadzie jest podobnie, chociaż nie ma żadnych drastycznych zmian. Są one raczej subtelne, więc jeżeli nie polubiliście się z pierwotnym wydaniem DS, to tutaj też raczej nie ma na to szans.

Pierwsze, co nam się od razu rzuca w oczy, to płynność gry. Gra chodzi w 60 klatkach na sekundę i to o dziwo we wszystkich trybach graficznych. Performance, w którym gra działa absolutnie zawsze w 60 fpsach, Quality, w którym wyświetlana jest w natywnym 4K oraz Widescreen, które dodaje czarne paski na górze i na dole. Tak jak zazwyczaj wybieram w grach Performance mode, bo cenię sobie przede wszystkim płynność, tak tutaj upodobałem sobie Quality, bo spadki płynność z 60 fps były na tyle rzadkie i na tyle nieduże, że nie przeszkadzały mi ani trochę. A natywne 4K wygląda tutaj naprawdę imponująco. Pograłem chwilę w trybie Widescreen, który odpala się w proporcjach 21:9, podobnie jak w wersji pecetowej i też jest to ciekawa propozycja. Widzimy więcej terenu dookoła Sama, a także zmienia się nieco zakres terenu i detali, który widzimy przed sobą. Niestety czarne paski skutecznie zniechęcały mnie do używania tego trybu. Dodatkowo, jeśli posiadamy monitor w proporcji 21:9, to i tak niestety będziemy mieli paski, w dodatku nie tylko u góry i na dole, ale także po bokach. Przy okazji naleciałości z pecetowej wersji, gra obsługuję klawiaturę i myszkę, więc możemy w nią grać dokładnie tak, jak na komputerze. Lepiej jednak jest grać na padzie, zwłaszcza, że należycie tutaj wykorzystano możliwości DualSense’a. Dzięki haptycznym wibracjom czujemy na swoich dłoniach kiedy Sam przemierza nierówne czy niestabilne tereny (jak na przykład plaże) albo walczy z prądem rzeki. Szczególne wrażenie zrobiły natomiast na mnie adaptacyjne triggery. Po pierwsze, strzela się z broni znacznie przyjemniej, ponieważ czujemy pod palcem kiedy oddajemy strzał. Po drugie, możemy wyczuć kiedy przeładowaliśmy Sama obciążeniem, ponieważ coraz ciężej będzie nam wciskać R2 i L2 odpowiedzialne za łapanie równowagi. Naprawdę dodaje to głębi rozgrywce i nawet trochę żałowałem, że w późniejszych etapach gry nie było aż tyle okazji do przesadzania z ładunkiem na plecach, bo skuteczniej było po prostu wozić pakunki na pojazdach.

Wracając do strzelania, możemy teraz wypróbować każdą broń na strzelnicy oraz zmierzyć się w próbach na czas, gdzie jak najszybciej musimy przemierzyć areny i ustrzelić wszystkie cele. Nasze wyniki możemy potem porównywać na globalnych rankingach lub lokalnie wśród znajomych. Dostępne są też codzienne wyzwania. Doszły nowe ciosy, jak kopniak z rozbiegu oraz nowe bronie – wieżyczki strzelnicze czy paralizator. Szczególnie to ostatnie jest bardzo użyteczne, ponieważ dostępne jest bardzo szybko. W podstawowej wersji gry dopóki nie odblokowaliśmy nieśmiercionośnej broni, starcia z mułami były bardzo uciążliwe (a były wymagane w niektórych misjach). Paralizator, mimo iż nie ma dużego zasięgu i wymaga chwili, aby przeciwnik padł, to przez te kilka godzin zupełnie wystarcza w początkowych konfrontacjach i sprawia, że początek gry jest przyjemniejszy.

Kolejną dużą nowością, na którą pewnie wielu czekało, jest nowa zawartość fabularna. Jest to kilka misji, w których będziemy infiltrować pewien bunkier/laboratorium. Opowiedziana historia jest interesująca i dobrze wpisuję się w całość gry. Będzie trochę skradania i cichej eliminacji wrogów, co niestety nie każdemu może przypaść, zwłaszcza, że gra nie ma jakoś szczególnie rozwiniętego arsenału do bycia niczym ninja czy nawet mechaniki w niej zawarte nie są tak dobre, jak w poprzednich grach Kojimy. No i przechodzimy je dosyć szybko. Dodano też kilka nowych zleceń z wersji pecetowej, które uderzają w klimaty Cyberpunka 2077 oraz Half-Life’a i Portala. Wykonując je zdobywamy kilka elementów kosmetycznych, jak okulary Gordona Freemana, cyberpunkowe implanty oraz dosyć użyteczny gadżet, jakim są rękawice grawitacyjne (pozwalają podnosić rzeczy na odległość). Nie są to duże misje, jak te omawiane wcześniej, a raczej standardowe zebranie czegoś w określonym miejscu lub przeniesienie z punktu A do B.

Inną, dużo większą nowością, są nowe struktury i przedmioty, które możemy zbudować. Moją ulubioną była trasa wyścigowa, na której bijemy czasy w nowym szybkim samochodzie. Model jazdy nigdy nie był tu specjalnie złożony, jednak mimo to kręcenie kółek na torze może być ciekawym urozmaiceniem. Szkoda niestety, że nie pokuszono się o więcej torów czy może nawet pojazdów. Z innych rzeczy, które przywitałem z otwartymi ramionami to większa sieć autostrad (biegnące też przez góry) oraz Buddy Bot, który może chodzić za nami i nieść ładunki. W dowolnym momencie możemy też rozkazać mu, aby sam szedł do celu lub też aby nas poniósł. Jest też katapulta wystrzeliwująca ładunki na pewną odległość, rampa – która ułatwia przeskakiwanie niewielkich kanionów (musi jednak być dobrze postawiona, inaczej może być zgubna) oraz nowy rodzaj mostu, węższy i dłuższy przeznaczony do pokonywania go na piechotę lub motocyklem. Trochę szkoda że najużyteczniejsza nowa rzecz, czyli silniczki pozwalające na swobodne opadanie po skoku z wysokości, dostępna jest pod sam koniec gry. Przydałyby się dużo wcześniej. Dodatki konstrukcyjne są więc bardzo różnorodne i urozmaicają rozgrywkę, chociaż koniec końców i tak najczęściej korzystałem ze starej dobrej sieci tyrolek. Dalej to jest najoptymalniejsze czasowo rozwiązanie do noszenia mniejszej ilości towarów (większej, ciężarówka i autostrada).

Warto jeszcze wspomnieć o muzyce. Do gry dodano kilka nowych kawałków takich artystów, jak Woodkid, Biting Elbows, Midge Ure i Apocalyptica. Bardzo dobry dodatek do i tak już genialnej ścieżki dźwiękowej pierwotnej wersji. Cieszy też, że twórcy coraz częściej dodają do swoich gier rozbudowany tryb fotograficzny. Tak jest i tym razem, możemy dodawać filtry graficzne, zmieniać kompozycję kadru oraz zmieniać gesty i mimikę Sama oraz BB. Z mniejszych zmian, dodano więcej opcji zmiany koloru wyposażenia, ubioru Sama i „pojemnika” BB. Usunięto również napoje energetyczne Monster, teraz zamiast nich jest nieistniejąca w prawdziwym świecie marka własna. O dziwo reklamy programu telewizyjnego z Normanem Reedusem pozostały.

Gra oferuje też przeniesienie zapisu gry z wersji PS4 do PS5, wymaga to natomiast kilku rzeczy. Musimy posiadać najnowszą wersję patcha, po drugie nie możemy mieć żadnych aktywnych zleceń, po trzecie musimy udać się do któregoś z terminalu dostawczego (bo tylko tam z jakiegoś powodu pojawi się odpowiednia opcja w menu). Jest to trochę zbyt skomplikowane i myślę, że dało się to zrobić lepiej. Warto wspomnieć, iż po wczytaniu zapisu zdobędziemy od razu prawie wszystkie zdobyte wcześniej pucharki. Wyjątkami są jedynie te, które wymagały zbudowania wszystkich struktur i wyposażenia, z racji tego że teraz tych rzeczy jest więcej.

Reasumując Death Stranding: Director’s Cut jest dokładnie tym, czego się wszyscy spodziewaliśmy. Trochę rozbudowania zawartości, dużo ładniejsza i płynniejsza wersja ostateczna.. Jeśli ktoś się do niej nie przekonał na PS4, teraz też raczej nie ma na to szans. To jest dalej ta sama nietypowa gatunkowo gra, która do wielu nie przemówi. Natomiast dla wszystkich, którzy już raz przeżyli tę przygodę – będzie to idealna wymówka, żeby znów zagłębić się w ten nietypowy świat wizjonera Kojimy. Dużo przyjemniej przechodzi się teraz początkowy etap gry, a wprowadzone później zmiany stanowią ciekawe zróżnicowanie. Trochę szkoda, że nowa część fabularna jest bardzo krótka, jednak warto jednak zaznaczyć, że dla posiadaczy pierwszej wersji, update do DC kosztuje tylko 30zł. W tej cenie naprawdę warto.

 

Grę udostępnił wydawca.

Podsumowanie

Death Stranding: Director's Cut jest dokładnie tym, czego się wszyscy spodziewaliśmy.

Zalety

  • 60 klatek na sekundę w każdym z trybów graficznych,
  • natywne 4k robi wrażenie,
  • sporo różnorodnych nowych przedmiotów i konstrukcji,
  • poszerzony soundtrack który dalej jest genialny,
  • ulepszony balans gry, zwłaszcza na początku.

Wady

  • krótkie nowe misje fabularne,
  • trochę upierdliwy system przenoszenia zapisu gry z PS4.