Diablo II: Resurrected – Opinia

28 września 2021
6
2.5/5
Opis gry:

Diablo II: Resurrected to odświeżona wersja kultowej odsłony hack’and’slasha wydanego przez Blizzard Entertainment po ponad 20 latach od premiery oryginału. Wcielamy się w jednego z dostępnych bohaterów i stawiamy czoła piekielnym hordom.

Diablo II: Resurrected to odświeżona wersja kultowej odsłony hack’and’slasha wydanego przez Blizzard Entertainment po ponad 20 latach od premiery oryginału. Marki chyba nie trzeba przedstawiać nikomu, bo nawet osobom niezaznajomionym z branżą gier tytuł obił się o uszy. Druga część obdarzona była szczególnym statusem kultowości, więc nie dziwi chęć ponownego przywrócenia jej ku współczesnym graczom. Ale jak to wyszło? Zapraszam do zapoznania się z moją opinią.

Na wstępie chciałbym wyjaśnić, iż w czasach świetności Diablo II jakoś się rozminąłem z tym tytułem i ostatecznie nigdy weń nie zagrałem. Co za tym idzie, nie jestem kierowany przez nostalgiczne wspomnienia czasów minionych nakładające mniej lub bardziej różowe okulary osobom, które spędziły część dzieciństwa na pierwowzorze. Jest to moje pierwsze podejście do tej odsłony. Dotychczas miałem okazję zagrać jedynie w Diablo III wraz z dodatkiem Reaper of Souls, które bardzo mi się podobało. Nie śledziłem zapowiedzi, ani nie grałem w wersje beta, bo raczej nie mam zwyczaju tego robić. Sam tytuł odpaliłem też bardziej z przypadku niż ubiegania się o możliwość tego „zaszczytu”.

Może, by nie zaczynać pesymistycznie, najpierw podejmę kwestię rzeczy, która mi się podobała. Oprawa graficzna wygląda naprawdę fantastycznie. A do tego udało się oddać ten gęsty klimat jaki wyciekał ze screenów dotyczących pierwowzoru. W przypadku starszych już gier, które niegdyś ceniliśmy wiąże się pewna zależność. W naszej pamięci najczęściej wyglądają one znacznie lepiej niż się autentycznie prezentują. Dlatego niektóre powroty okazują się bolesne. Odpalając odświeżone Diablo nie musimy się tym przejmować, bo nowa wersja gry najpewniej bardzo dobrze się skomponuje z wyidealizowaną grafiką jaką mogliśmy zapamiętać. Ma to swój niezaprzeczalny urok.

Kolejną rzeczą godną słów pochwały jest polska wersja językowa. Już oryginał bardzo dobrze brzmiał w naszym rodzimym języku, choć miał on swoje drobne błędy. Dostaliśmy jednak poprawioną i odświeżoną wersję również w tym zakresie. Takie podejście cieszy, gdyż znając branżę większość firm zapewne by zwyczajnie machnęła ręką i puściła już to co było nagrane lata temu. A tu naprawdę poświęcono czas i pieniądze na dopracowanie tekstów oraz dialogów także konkretnie pod nasz rynek. Bardzo szanuję.

No, ale niestety na tym kończy się słodzenie z mojej strony. Zasiadając do Diablo II: Resurrected byłem pozytywnie nastawiony. Pierwsza scenka robiła klimatem niezły efekt „wow”. Jednak nim przystąpiłem do gry pojawił się pierwszy zgrzyt. Mianowicie konieczność podłączenia konsoli do sieci i stworzenie konta na battle.net, by móc w ogóle zacząć zabawę. Nic mnie tak nie wybija z wsiąkania w klimat gry, jak takie rzeczy. I ja nawet bym zrozumiał to, gdybym próbował działać w trybie online. Tylko od początku moim założeniem było po prostu sobie pograć całkowicie offline. Jest to pewna niedogodność, której się nie spodziewałem przyzwyczajony do kosnolowego podejścia, że odpalam gotową grę i od razu działam.

Z dostępnych postaci wybrałem sobie czarodziejkę, bo najmilej wspominam tę postać z trzeciej odsłony. Pojawiłem się w grze i oczywiście najpierw z uznaniem pokiwałem głową na widok wspominanej już oprawy graficznej. Szybko jednak do mnie jako ogrywającego współczesne gry gracza dotarło pytanie „Ok, ale co teraz?”. I to jest jeden z trochę irytujących archaizmów. Całe menu jest mało czytelne. Na domiar złego wybitnie przeniesione bezpośrednio z PC. Zadania fabularne, by w ogóle ruszyć dalej, musimy samodzielnie sprawdzać w zakładce. I dopiero tam odczytać gdzie konkretnie nas kierują. I to też nie zawsze, bo czasem nie ma żadnych wskazówek co dalej robić, co zmusza nas do błądzenia po mieście i zaczepiania każdego mieszkańca licząc, że rozmowa pchnie nas dalej.

No, ale człowiek grał w gry to załapał w końcu, gdzie należy sprawdzać cele misji. Niestety jednak nie poprawia to tego ogólnego poczucia nieprzystępności. I dla kogoś nowego w grze te enigmatyczne wspomnienie jakiejś nazwy, gdzie należy szukać konkretnego przedmiotu, potrafi być męczące. Dlatego, że skutkuje to lataniem po lasach, bagnach, pustyniach zależnie od aktu niczym kurczak bez głowy licząc, że idziemy w dobrym kierunku. Ja wiem, że można powiedzieć „Tak to drzewiej bywało”, a gra z założenia miała sięgać korzeni. Tylko dla nowych graczy te korzenie są zgniłe. To jest stosując dalej te drewniane porównania „sęk” problemu z jakim będzie się borykało Diablo. Graczowi bez nostalgii wyjątkowo trudno będzie zaakceptować tak starożytne podejście.

Przebijając się przez wspomniane lokacje (do których zresztą przydałaby się porządna mapa) przyjdzie nam zawalczyć z wrogo nastawionymi i niebywale licznymi przedstawicielami okolicznych mieszkańców. Potwory wyglądają bardzo ładnie. Zarówno w ruchu, jak i w postaci martwego truchła. Walka ogólnie rzecz biorąc jednak nie jest jakaś specjalnie miodna. Na plus można zaliczyć dość różnorodne drzewka rozwoju umiejętności dla każdej z postaci, których zabrakło w trzeciej części. Daje to teoretycznie większą możliwość kreowania biuildów postaci. Niemniej osobiście dużo bardziej wolałem znane z trójki stosowanie unikalnych przedmiotów, które potrafiły znacząco wpłynąć na konkretnie umiejętności. Ogólnie wybierając żywioł ognia w zasadzie przez początek gry ładowałem małym ognistym pociskiem, a potem większą kulą ognia. I mogłem to zróżnicować na inne żywioły, ale wtedy obecne ataki nie byłyby tak mocne. Dlatego po raz drugi napiszę: Diablo III rozwiązało to według mnie lepiej.

Gra z początku nie daje wyboru poziomu trudności. Gramy na jakimś ustanowionym z góry normalnym. No i jest to nierówne doświadczenie. Bo bywa, że przechodzimy przez całe zgraje niemilców niczym kombajn, a tu nagle pojawia się jakiś koksu i na dwa strzały wdeptuje nas w przegniłe bagienne podłoże. Ja rozumiem tę ideę mocniejszych wersji potworków, ale czasami są oni naprawdę konkretnie na dopingu. A śmierć w tej grze… O Maltaelu. Jakże jest to kolejna boleśnie archaiczna i irytująca mechanika. Przy każdej śmierci pobiera nam złoto z przenoszonej puli. Im dalej w grze tym więcej nam skroją. Ale na domiar złego całe obecnie przenoszone złoto oraz wdziany w czasie zgonu pancerz, dzierżona broń itd. zostają w miejscu, gdzie dokonaliśmy żywota. A nas przenosi do wioski. Ile to wnosi potem nieszczęsnego bactrackingu! Szczególnie, jeśli chodzi o bossów…

No właśnie. Bossowie… To też jest totalnie zadziwiające jak bardzo zestarzała się ta mechanika. Walki z głównymi złymi danego aktu sprowadzają się w zasadzie do żmudnego napierdzielania się po gębie. Przeciwnik nie ma znanych nam jakiś sekwencji ataków, czy taktyk, których trzeba się nauczyć. Szczególnie zdołował mnie boss drugiego aktu. Koczował on w pomieszczeniu mniejszym od mieszkania studenta i po wejściu gracza nie było w zasadzie innej opcji jak kto komu mocniej walnie ten wygrywa. Oczywiście z uwagi, że był to boss, to on walił mocniej. Zmarły gracz wraca do miasta i może atakować ponownie. A ile życia wcześniej przeciwnikowi odebrał, tyle ma odebrane. Więc metodą upierdliwego kamikadze napastowałem go tak długo, aż wreszcie padł w tym pomieszczonku. Z innymi bossami też nie jest wcale ciekawiej. Bo jak mają bardziej okazałe domostwo, to tylko mamy ten plus, że się możemy po nim ganiać pijąc hurtowe liczby eliksirów i licząc, że za szybko nas nie dojadą.

No właśnie, a skoro o eliksirach mowa. O tyle dobrze, że mamy wygodne menu umożliwiające szybkie korzystanie i jest ono intuicyjnie uzupełniane zawartością plecaka. Tylko ten plecak… Nie pamiętam podobnej gry, która by miała mniejszy rozmiar ekwipunku. Dla każdego, kto lubi handlować złomem, to będzie istny koszmar. Podniesiemy dosłownie kilka rzeczy i ekwipunek zapchany. A nie ma przyjemnych szybkich podróży. Są miejsca teleportów, ale są dość oszczędnie rozsiane. Mamy też zwoje przenoszące nas do miasta i pozwalające wrócić w to samo miejsce, ale ich liczba też jest ograniczona. W efekcie większość dropionego dobra zwyczajnie zostawimy tam, gdzie upadła, bo szkoda życia, by to wszystko targać po tych rozległych terenach.

A jeszcze odnośnie przepastnych obszarów ostatnia irytacja wynikająca z mechaniki. Przeklęty niech będzie ten, kto wpadł na pomysł umieszczenia staminy w tej grze! Nie dość, że biegamy często naprawdę sporo, bo wszędzie jest daleko, teleportów nie ma wiele, śmierć przerzuca nas bardzo do tyłu, to jeszcze nasz bohater się męczy i przestaje biec. No na jaką cholerę jest tu ta mechanika? By nie mijać wrogów za bardzo? I tak można mijać idąc, bo nie radzą sobie z ruszającym się przeciwnikiem, o ile nie zapędzą go w kozi róg. A nawet jeśli to często biegamy przez tereny dosłownie usłane trupami przeciwników, gdzie nie ma żadnego wroga, a postać i tak co kawałek łapie zadyszkę.

Oczywiście muszę poruszyć jeszcze aspekt trofeów jakie dostała odświeżona wersja Diablo II. Nie wiem, kto projektował ten zestaw trofeów, ale nie jestem w stanie zrozumieć, jaki cel mu przyświecał. Platyna w tej części to przedsięwzięcie wymagające setek godzin. Dodajmy do tego wspomniane wyżej archaizmy, z którymi będzie trzeba tyle czasu spędzić. Nie zrozumcie mnie źle. To nie tak, że krytykuje bo platyna za trudna. Chodzi o to, że wszystko ma swoje granice. Przecież można było to zaprojektować z głową. Celowanie w taką platynę to już wymaga wręcz fanatycznego uwielbienia danej produkcji, bo nie ma szans, by się człowiek nie znudził przy takich czasowych wymaganiach. Albo autor listy pucharków opływał w samouwielbieniu własnego dzieła albo był zwyczajnie złośliwy. Nie sposób tego inaczej wyjaśnić.

Ostatecznie muszę przyznać, że archaizmy obecne w tej grze totalnie zabiły u mnie fun. Nie jest to produkcja dla współczesnych graczy. Jeśli nie mamy w sobie nostalgii związanej z tym tytułem – najpewniej odbijemy się od niego równie mocno, jak ja. Wygląda naprawdę ładnie, ale nie takiego odświeżania oczekuję po kultowych produkcjach. Wolałbym, by przystosowywano je do współczesnych standardów w kwestii gameplayu. Taki tryb klasyczny dla wiernych fanów oryginału mógłby istnieć jako dodatek. Jako podstawka u mnie się wybitnie nie sprawdził.

Grę udostępnił wydawca.

Podsumowanie

Diablo II: Resurrected to produkt skierowany raczej tylko do wyjątkowej grupy odbiorców, którym nostalgia jest w stanie wybaczyć więcej. Niestety obecna w grze spora liczba archaizmów czyni ją wyjątkowo nieprzystępną dla współczesnych graczy. Wygląda śliczne, brzmi równie zacnie, ale pod tym pięknym płaszczem są korzenie, które nowym odbiorcą będą się wydawały przegniłe. 

Zalety

  • bardzo dobra oprawa graficzna,
  • udało się zachować klimat oryginału,
  • świetna polska wersja językowa,
  • pozwala na piękny nostalgiczny powrót...

Wady

  • sporo trudnych do zaakceptowania archaizmów,
  • potrzebny byłby bardziej przystępny tryb przystosowany do współczesnych standardów,
  • przesadzony projekt listy trofeów.
  • liczba błędów,
  • ...ale nie każdy potrzebuje wracać do przeszłości.