30 lat po wydarzeniach z pierwszej części, trafiamy do Old Villedor jako Aiden, który za wszelką cenę stara się odnaleźć swoją siostrę. Po drodze poznamy jego mroczny sekret oraz zdecydujemy o losach miasta i jego mieszkańców.
7 lat minęło od premiery pierwszej części Dying Light, gry która w pewnym sensie zrewolucjonizowała podejście do zabijania zombiaków. Nie było to co prawda pierwsze spotkanie Techlandu ze zgniłkami, ponieważ wcześniej wypuścili Dead Island. 4 lutego 2022 roku, oczy całego świata były znów zwrócone w stronę polskiego studia. Gra została zapowiedziana lata temu i sporo przeszła od tamtego czasu. Nie pozostaje nam nic innego, jak wziąć pod lupę starych dobrych umarlaków i zobaczyć co tam u nich słychać. Już na wstępie można powiedzieć, że premiera Dying Light 2 się udała. Techland chwaliło się wynikiem 3 milionów użytkowników, którzy zagrali w grę w okresie premiery. Nie ma co ukrywać, że jest to bardzo dobry wynik. Jak to w życiu jednak bywa, nie obyło się bez problemów i nie ma róży bez kolców.
DL2 jest co prawda kontynuacją wydarzeń z pierwszej części, jako że trafiamy do gry 30 lat po wydarzeniach z jedynki, ale od razu uspokajam, że nie trzeba znać każdego szczegółu, aby dobrze się bawić w dwójce. Aiden, bo tak zwie się nasz bohater, jest pielgrzymem, który trafia do Old Villedor, jednego z ostatnich miast na świecie, gdzie znajdują się ludzie. Aiden nie przybył tutaj bez powodu, poszukuje on swojej siostry Mii, która prawdopodobnie znajduje się na terenie miasta. Wraz z biegiem wydarzeń dowiemy się, że „super moce” bohatera nie są przypadkowe, ale rzecz jasna nie chcę tutaj zdradzać zbyt wiele. Po drodze spotkamy sporo innych postaci, które będą chciały nam pomóc, albo nas wykorzystać, wszystko zależy od naszych decyzji. Co prawda wybór różnych kwestii to żadna nowość w świecie gier, jednak w DL2 mają wpływ na przyszłe wydarzenia i losy bohaterów. Nie sugerowałbym się jednak szumnymi zapowiedziami, że nasze decyzje zmieniają cały świat, bo tak nie jest. Fabuła zawsze będzie podążać określoną ścieżką, a decyzje mają bardziej wpływ na to, czy będziemy walczyć z jednym, czy drugim typem, albo kto umrze, a kto przeżyje. Jeśli chodzi o zmiany na mapie, to od naszych poczynań ulec zmianie może raptem jedna dzielnica, do której i tak trafiamy na samym końcu i to w dodatku na chwilę. W grze poznacie również frakcje Ocaleńców oraz Stróżów Prawa (dobrze, że nie bezpieczeństwa, bo skrót byłby nie na rękę). Wraz z przebiegiem fabuły, będziemy decydować komu przydzielić przejęte przez nas strefy. Podobnie jak wyżej, jest to bardziej kosmetyczna zmiana, bo jedni będą dawać ułatwienia w mieście do parkour, zaś drudzy więcej pułapek do eliminowania przeciwników i tyle. Tutaj rodzi się też pierwszy dość znaczący problem, czyli fabuła i wszelkie dialogi, ale o tym napiszę nieco więcej w kolejnych akapitach.
Zacznijmy od tego co DL2 robi dobrze, czyli parkour, walka oraz eksploracja. Są to trzy kluczowe aspekty, dzięki którym gra się naprawdę dobrze. Parkour będzie bardzo dobrze znany wszystkim, którzy ograli pierwszą część gry, jako że tutaj sporo rzeczy zostało po staremu. Jedyny minus jaki znajduję, to bardzo powolny rozwój postaci i trochę trwa zanim dochrapiemy się do lepszych umiejętności. Jednak, gdy już to zrobicie, to bieganie po dachach, skakanie przez płotki czy skoki na daleką odległość nie mogą sprawiać większej przyjemności. Nie ma tu co prawda tego „flow”, który znamy z genialnego Mirrors Edge, ponieważ w Dying Light jest sporo przeszkadzajek w postaci różnych wydarzeń po drodze, albo po prostu zbyt dużej odległości do kolejnego budynku, przez co trzeba zejść na ziemię i znów wdrapać się na kolejny dach. Wraz z parkourem przychodzi walka. Można co prawda walić każdego zombiaka czy człowieka rurką w łeb, ale jeśli chcemy ich wykańczać w efektywny sposób, nic nie stoi na przeszkodzie. Wystarczy ogłuszyć jednego typa, użyć go jak skoczni, aby wbić się nogami w stojącego obok jegomościa. Chcecie zeskoczyć na kogoś z dużej wysokości i rozkwasić mu gębę o posadzkę? Nie ma problemu, gra daje takie możliwości. Dzięki temu można bawić się w najróżniejsze sposoby zabijania, nawet po wielu godzinach gry. Tak jak wspominałem wyżej, ostatnim z trzech najważniejszych cech gry jest zdecydowanie eksploracja. Miasto zostało podzielone na 2 dzielnice, pierwsza z nich jest bardziej w stylu niskich budynków, gdzie możemy w pełni wykorzystać nasz wachlarz umiejętności przemieszczenia się, zaś druga dzielnica to już ścisłe centrum i strzeliste wieżowce, do których dostaniemy tylko przy wykorzystaniu lotni lub haku. Lotnia to nowość i znacząco przyspiesza oraz ułatwia podróżowanie, do tego stopnia, że parkour zostaje praktycznie zepchnięty na boczny tor. Wiele osób zarzuca właśnie drugiej dzielnicy zbyt duży nacisk na korzystanie z naszych narzędzi, zamiast czystego parkour. Wróćmy jednak do mapy. Obie dzielnice są duże i usiane wieloma ikonkami. Ktokolwiek lubi bieganie za znaczkami w ubigrach, tutaj poczuje się jak ryba w wodzie. Możemy przejmować wiatraki, które służą za osadę lub szybki nocleg, splądrować okoliczne sklepy, ale trzeba uważać na koczujące tam zombiaki, zejść do podziemi, aby uruchomić stację metra, które służą za punkty szybkiej podróży czy przejmować całe okolice za sprawą elektrowni czy wieży wodnej. Jest tego sporo i zajmuje naprawdę sporą liczbę godzin, żeby wszystko odwiedzić i zaliczyć. Mimo wszystko, te zapowiadane 500 godzin sprzed premiery gry to można między bajki włożyć, bo spokojnie całość da się zrobić w około 100 godzin, co i tak jest imponującym wynikiem (jednak czy nawalenie miejscówek, żeby tylko zajmowały nasz czas to dobre wyjście?). Nie wspominam już nawet o odwiedzaniu takich miejsc, jak laboratoria GRE czy anomalie GRE, które zdecydowanie lepiej robić w nocy.
Noc w Dying Light zawsze miała szczególne znaczenie. W pierwszej części pojawiały się znacznie mocniejsi przeciwnicy, którzy mogli nas zabić jednym ciosem, ale też nagrody były znacznie lepsze. Dało się poczuć ten dreszczyk emocji, gdy goniło nas stado zombiaków, a najbliższa osada była bardzo daleko od nas. W DL2 efekt nocy nieco złagodzono, a osady czy miejscówki z lampami UV są dosłownie wszędzie, więc ucieczka przed pościgiem nie jest niczym nadzwyczajnym. Po ulicach kręcą się wyjce, które jak tylko nas zobaczą będą wszczynały pościg, ale jeśli uda się Wam go w miarę szybko zabić, jesteście bezpieczni. Pościg ma 4 poziomy, a im dłużej uciekamy tym coraz trudniejsi przeciwnicy zaczną się pokazywać. W tej części noc ma znacznie większe znaczenie w przypadku przejmowania miejscówek, takich jak laboratoria GRE czy odwiedzanie anomalii GRE, które są aktywne tylko w nocy. W przypadku budynków, w nocy jest tam znacznie mniej przeciwników, dzięki czemu ich szabrowanie jest znacznie łatwiejsze. Jest również kilka zadań pobocznych, które można zrobić tylko w nocy, ale są to bardziej klasyczne „fedexy” niż cokolwiek, co zapada w pamięć.
Odwiedzanie tych wszystkich miejsc ma na celu jedną rzecz, zdobycie lepszego ekwipunku oraz inhibitorów, dzięki którym rozwiniemy naszą postać. Loot to kwintesencja serii, więc do tematu trzeba podchodzić poważnie. Nasz rynsztunek składa się głównie z broni białej w najróżniejszych wersjach. Od klasycznych maczet, kijów czy mieczy, poprzez te bardziej odjechane jak noga od stołu, patyk z pistoletem na końcu, przerobiony znak, gaśnica na kiju, itd. Jest tego sporo, a do tego wszystkiego dochodzą jeszcze łuki i kusze z różnymi rodzajami strzał. Chcecie się pobawić w Darryla z Walking Dead? Nie ma problemu, jednak raz wystrzelona strzała pozostaje już taka na wieki, ponieważ nie można ich odzyskać (a szkoda). Broń palna została jednak całkowicie usunięta z gry, także na próżno szukać karabinu, którym skosicie całą hordę. Każda broń ma też swoje poziomy oraz rzadkość. Nie trzeba geniusza, żeby się domyślić, że większy poziom i rzadkość będą dawały znacznie lepsze statystyki. Tak jak w pierwszej części, tak i tutaj można modyfikować bronie, od rażących prądem baterii, poprzez zatruwające ostrza aż po podpalające całe stada siekiery. To Wy decydujecie, co założycie na kolejną broń i czym chcecie teraz eliminować setki wędrujących ciał. Obok broni dochodzi również ubiór, który ma swoje poziomy oraz rzadkość. Ubrania dostosowane są głównie pod broń, jaką gramy (jednoręczna, dwuręczna, zasięg) lub stricte pod parkour i odnowę zdrowia. Można mieszać różne typu ubioru, co daje pole do popisu specjalistom od tworzenia buildów. Problem jest jednak taki, że cokolwiek byśmy nie założyli to tych bonusów po prostu nie czuć.
Gdybym tutaj zakończył moją opinię, mógłbym spokojnie wystawić grze 4 albo nawet 4.5 i niczego nie żałować. Niestety tak nie będzie, ponieważ trzeba wspomnieć o rzeczach, które nie poszły dobrze, a niestety jest ich sporo. Wspominałem już wyżej, że fabuła i dialogi nie są mocną stroną tej gry. Uważam, że określenie tego w ten sposób nie przedstawia w pełni problemu, dlatego posłużę się przykładem z jednej z misji fabularnych (bez spoilerów). W pewnym momencie gry trafimy do osady SP, po czym przywiozą rannego oficera. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, co zaraz się wydarzy. Umierający gość wnoszony na drzwiach, zostaje zatrzymany, aby inne postaci mogły wypowiedzieć swoje jakże głupie kwestie oraz jak bardzo się nie zrewanżują za to. Przypominam, że gość cały czas jęczy na tych drzwiach. Po wypowiedzeniu kwestii odnoszą typa, jak gdyby nigdy nic. To jest tylko wierzchołek góry lodowej i praktycznie każda misja główna czy poboczna to jakiś materiał do memów. Dialogi w cale nie są lepsze, szczególnie w polskiej wersji językowej. Ma to swój urok, bo niejednokrotnie łapałem się za głowę, albo ryłem ze śmiechu jak coś takiego mogło przejść (teksty o duperach albo o giga sraczce). To po prostu trzeba usłyszeć… Fabuła czy dialogi byłby jeszcze do przeżycia, wszak robią głównie za tło do zdobywania kolejnych przedmiotów. Nie można jednak nie wspomnieć o wszechobecnym recyclingu obiektów czy wnętrz budynków. Wiadomo, że oszczędności szuka się gdzie popadnie, ale po odwiedzeniu jednego lub dwóch mieszkań, wiedzieliście już wszystko. Okej, też da się przeżyć. Prawdziwe problemy zaczynają się, gdy bugi i glitche wchodzą do gry (dosłownie). Od tych zabawnych, jak znikające postacie w cut-scenkach czy kręcące się głowy NPC, aż po te bardziej uporczywe jak niedziałające questy, blokowanie się postaci, wpadnięcie w tzw. pętlę śmierci (po każdym respie od razu zgon, ale zostało to już podobno naprawione) czy całkowicie skopany tryb online, który raz działa, a raz nie. Z trybem kooperacji idą kolejne problemy, do większości gier na liście nie da się dołączyć, bo wywala błąd, a jak już się do jakiejś załadujecie, to idzie kolejne ryzyko, że wywali Was od razu po ekranie ładowania. Mało? No to dołączając do innych możecie sobie całkowicie skopać własną grę, gdzie przejdą na Waszą listę questy, które są dopiero daleko przed Wami, albo pojawią się znaczniki od zadań, które już dawno zrobiliście i udanie się tam skutkuje niczym. Do tego dochodzą też takie błędy jak zatrzymanie się w czasie, przez co macie non-stop dzień lub noc i jedynym rozwiązaniem to dołączanie i wychodzenie z innych gier (jak się w ogóle uda Wam dołączyć). Odnośnie strony technicznej, przyczepiłbym się jeszcze do dość słabej oprawy graficznej. Nie ma tragedii, ale grając na starych konsolach ząb czasu jest już mocno odczuwalny. Nawet na konsolach obecnej generacji, tryb wydajności działa jedynie w 1080p w 60 klatkach, zaś przełączając na tryb jakości otrzymujemy pokaz slajdów, w który naprawdę ciężko się gra. Sporadycznie pojawiają się również problemy z audio, takie jak zapętlający się motyw walki czy znikające dialogi.
Do tego wszystkiego koniecznie muszę dodać jeszcze tragicznie rozmieszczone znajdźki oraz bardzo irytujące trofea (polscy developerzy najwyraźniej nie potrafią w trofea/achievementy, bo to nie pierwszy raz). Zaczynając od tego, że w prologu gry umieszczono znajdźki, pominięcie których skutkuje pożegnaniem się z platyną/calakiem, ponieważ nie można tam wrócić nawet dołączając do kogoś (w prologu nie działa jeszcze coop). Sposób na obejście? Brak, trzeba zaczynać grę od nowa… Także jak ktoś się zorientuje pod koniec gry, że mu brakuje jednej rzeczy z prologu, to pozamiatane. Jedyna nadzieja, że dodadzą kiedyś Nową Grę+, ale kiedy to będzie – tego nie wie nikt. Ze znajdźkami idą kolejne problemy, ponieważ prolog to tylko jeden z nich. Spora część pamiątek (jeden z rodzajów przedmiotów kolekcjonerskich) jest powiązania z zadaniami pobocznymi, które również można pominąć, jeśli za bardzo popchacie fabułę do przodu. Dorzućcie do tego zadania, które mogą się w ogóle nie pojawić w trakcie Waszej gry (sam jestem tego przykładem), bo po prostu gra tak sobie uzna, że nie jesteście tego warci. To wciąż nie wszystko. W trakcie niektórych zadań głównych, będziecie trafiać do pomieszczeń, które odwiedzicie tylko ten jeden jedyny raz i nie zgadniecie… Tak! Zostały tam umieszczone znajdźki! Osoba odpowiedzialna za to powinna czym prędzej zająć się czymś innym w życiu, najlepiej prostowaniem bananów. Arbuzem na torcie jest trofeum za przebiegnięcie 960km… Gdzie po zrobieniu dosłownie wszystkiego, co tylko można macie około może około 300 km, z czego latanie na lotni nie jest wliczane. Kto tam wpadł na takie durne osiągnięcie?! Nawet grając z innymi to trzeba liczyć około 3 pełnych przejść gry. No sorry, ale nie.
Na chwilę obecną radziłbym wstrzymać się zakupem, przynajmniej do momentu poprawienia wyżej wymienionych rzeczy, a w szczególności problemów z trybem online. Na początku byłem naprawdę mega podjarany, grało się wybornie, bieganko, skakanko i siepanko było świetnie zrobione. Byłem skłonny dać naprawdę wysoką notę, ale im dalej w las, tym czar gdzieś pryskał. Ogólnie im dłużej się gra w DL2 tym wrażenia są coraz gorsze, gdzie dochodząc do samego końca i walki z ostatnim bossem, modlimy się o to, aby pojawiły się w końcu napisy końcowe. Tak przeciągniętego zakończenia nie widziałem już dawno… Jeśli planujecie wbicie platyny/calaka to tym bardziej zalecam zaczekać, gdy już większość zadań związanych ze znajdźkami zostanie naprawionych, albo dodadzą Nową Grę+. Może zmniejszą również wymagania do tego chorego trofeum za 960km, ale w to akurat wątpię, bo to wymaga przyznania się do błędu, a z tym dobrze wiemy jak jest. W przypadku gdybyście po prostu chcieli pograć solo, bez zwracania uwagi na fabułę, dialogi, znajdźki, trofea czy inne rzeczy, to powinniście się bawić przyzwoicie… Pytanie tylko czy wtedy ma to jakikolwiek sens?
Grę udostępnił wydawca.
Podsumowanie
Na chwilę obecną radziłbym wstrzymać się zakupem, przynajmniej do momentu poprawienia wyżej wymienionych rzeczy, a w szczególności problemów z trybem online. Na początku grało się wybornie, bieganko, skakanko i siepanko było świetnie zrobione, ale im dalej w las tym czar gdzieś pryskał. W przypadku gdybyście po prostu chcieli pograć solo, bez zwracania uwagi na fabułę, dialogi, znajdźki, trofea czy inne rzeczy, to powinniście się bawić przyzwoicie… Pytanie tylko czy wtedy ma to jakikolwiek sens?
Zalety
- walka,
- parkour,
- eksploracja miasta,
- aktywności poboczne,
- narzędzia ułatwiające podróżowanie,
- ciekawy rynsztunek + jego modyfikacje,
Wady
- fabuła i dialogi,
- wszechobecny recycling,
- grafika mogłaby być lepsza (szczególnie na konsolach obecnej generacji),
- problemy z trybem kooperacji (wywalanie, mieszające się questy),
- czasami zapętlające się audio czy znikające dialogi,
- niepojawiające się zadania poboczne,
- okropnie rozmieszczone znajdźki, które można łatwo pominąć,