Kiedy Disney powoli „wyniszczał” serię Star Wars, stawałam za nim murem, tłumaczyłam, szukałam pozytywnej strony wizji reżysera – starałam się dobrze bawić na seansie, ale to co studio zrobiło z moją ulubioną animacją po prostu przechyliło czarę goryczy i w tym momencie daję upust emocjom. Wychowałam się na bajkach Disneya, obejrzałam każdą produkcję, znam dialogi i piosenki na pamięć, a Mulan to jedna z tych bajek, która wyjątkowo zapadła mi w pamięć, którą po prostu uwielbiam i jest moją animacją idealną. Nie wiem, czy to zasługa opowiedzianej historii, klimatu, kreski „dawnego” Disneya, sentymentu czy fenomenalnych dialogów, piosenek i wzorcowego – powiem nawet kultowego – dubbingu, ale w tej produkcji wszystko ze sobą grało w idealnej harmonii, w myśl chińskiego ying/yang. Wersja aktorska jest tak mocno przeciętna, tak szablonowa i banalna scenariuszowo, że po prostu oczom nie wierzę, że coś tak miałkiego mogło zostać wypuszczone ze studia Disneya.
Pandemia nie bierze jeńców, bo to kolejna produkcja z 2020 roku, która mnie po prostu wybitnie zawiodła, rozczarowała i to niestety na każdej możliwej płaszczyźnie. Z racji znajomości wszystkich produkcji Disneya, jako ekspertka (:P) w tej dziedzinie, powiem, że dotychczas żaden reboot animacji tak mnie miażdżąco nie zawiódł. Twórcy tłumaczyli, że chcieli nawiązać bardziej do oryginalnej legendy niż do popularnej bajki. No ok, ale to nadal luźna adaptacja, luźne odwołania, a nie film „biograficzny”. Najbardziej boli mnie fakt, że z animacją nowa Mulan nie ma praktycznie nic wspólnego. To tak jakby zrobić film o Elsie z Krainy Lodu i pominąć wątek jej mroźnych mocy. Tak właśnie wykastrowano najnowszą wersję Mulan – ogołocono ją ze wszystkich genialnych rozwiązań animacji i zaserwowano nam suchy ryż zamiast rewelacyjnej kaczki po pekińsku.
W początkowych recenzjach krytycy wskazywali, że film jest taki prawdziwy, rzetelny, a bitwy i walki epickie w stylu „Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka”. Ja się pytam uprzejmie, gdzie Ci ludzie mieli oczy? Ja tu widzę totalną wręcz odwrotność – wieje nudą od początku do końca, antagonista to jakaś mało charyzmatyczna miałka postać, sceny walki to tanie CGI, a z legendarnych „latających walk” jak u Anga Lee został co najwyżej kurzy (nie)lot ku upadkowi. Wyzbycie się „magii” i „baśniowości” animacji przekreśliło dla mnie film zupełnie i nie uratował go ani całkowicie zbędny Feniks, ani szponiasta czarownica. Brak Mushu, świerszcza, babci Mulan, konia, komizmu czy pozbycie się legendarnej sceny obcięcia włosów i zmycia makijażu to policzek w twarz dla fanów oryginalnej wersji i dyskredytuje film na całej linii. Disney wychodzi najlepiej w adaptacjach animacji, jeżeli albo trzyma się stricte tego co było w bajce (Piękna i bestia czy choćby Aladyn) albo opowiada historię z innej perspektywy (Czarownica). Animacja to była chyba pierwszą bajka, gdzie pokazano silną, niezależną kobietę, która walczyła z mężczyznami jak równa z równym, tutaj mamy opowieść o jednej takiej, co miała dużo CZI, jedną minę i trochę refleksu, bo charyzmy za grosz.
I tak dochodzimy do kwestii postaci drugoplanowych. Mushu to kość niezgody między fanami animacji i „klasycznego” Disneya, a producentami najnowszej adaptacji. Wygadany smoczek to była esencja humoru animacji, a teksty typu „Nie bądź taki delikates”, „Higienistka!”, „Smoka, nie jaszczurkę. Ja nie robię językiem tak…”, „Bierz kajecik”, „Mushu, ty geniuszu”, „Dyshonor dla świerszcza” stały się kultowe i zdecydowanie są wzorem idealnego tłumaczenia i dubbingu (rewelacyjny Jerzy Stuhr). Usunięcie smoczydła z fabuły, to zabieg totalnie nietrafiony, bo to, co było właśnie genialne w animacji, wycięto z premedytacją i ogołocono film z wybitnie dobrego poczucia humoru, czyli tego, co tak tłumnie gromadziło widzów przed telewizorami. Piosenki świetnie budowały klimat (a były w sumie tylko trzy) i uzupełniały historię, a tutaj są tylko tłem melodyjnym. Oczywiście musicale mają tyle zwolenników, co przeciwników, ale to jest produkcja dla dzieci i dzieciom ma się podobać, a moja bratanica usnęła w trakcie, a to jest najlepsza recenzja zaserwowanego nam filmu.
Legenda Mulan to prosta historia i nie wiem jak można było w tak drastyczny sposób skopać scenariusz. Sceny batalistyczne są średnie, nudne – wszystko już gdzieś widziałam. Choreografia walk jest bardzo przeciętna, mało odkrywcza, no troszkę tam poskakali, poodbijali się od ścian i z gracją na koniu Mulan raz strzeliła kopniakiem w dzidę, jak w najlepszych czasach Ronaldo gola. To, co było ciekawe, pokazał nam zwiastun. Ta wielka przemiana Mulan, wyznanie prawdy, zrzucenie zbroi, rozpuszczenie włosów w slow motion i ich delikatne powiewanie wskutek włączenia suszarki oraz epicki galop Mulan pośród złowrogich wojsk, gdzie trup niestety nie ścieli się gęsto – było tak przesycone infantylnym patosem, że aż szukałam na ekranie powiewającej amerykańskiej flagi. Czarny charakter znowu jest mdły, jak Dżafar z Aladyna, nieporadny, zły bo taki się urodził i zabito mu tatusia. Armię taką ma w sumie nie za wielką, ale kosi wojska cesarskie, świetnie uzbrojone i wyszkolone jak rolnik pole, do tego stopnia, że cesarz musi werbować wszystkich chłopów z prowincji. Prawdziwych mężczyzn już nie ma, więc to kobita za chłopa walczyć iść musi. Proszę, ile razy można wałkować ten sam wytarty do granic możliwości schemat. Aaaa zapomniałam, że sługą tego czarnego jegomościa oczywiście musiała być kobieta, wiedźma – zła, ale tak w sumie to nie do końca, bo jeszcze swojej drogi przecież nie odnalazła, z pewnością znajdzie, ale wiadomo jak skończy.
Wprowadzenie „czarownicy” oceniam jednak na plus, chociaż to właśnie ją widziałabym w roli głównego antagonisty, bo byłby to zabieg choć trochę oryginalny – pojedynki silnych kobiet to nadal rzadkość. Efekty specjalne jak na XXI wiek są wręcz przestarzałe i rażą po oczach (szczególnie scena z lawiną oraz katapultami czy początkowa scena z kurą). „Przyczajony tygrys (…)” mimo upływu lat wygląda zdecydowanie lepiej, a tam przedstawiony styl walki przynajmniej był czymś oryginalnym i świeżym. Nawet w animacji sceny wyglądały epicko – choćby scena zapalania ognisk na wielkim murze, sceny w pałacu, na jego dachach, czy wspomniana akcja z lawiną. Tutaj nasza zdolna Mulan, trochę poskakała po kondygnacjach, coś tam machnęła mieczem ojca, mało co mówiła – bo przecież po co mądre dialogi w filmie i …. uratowała Chiny… a właściwie to za wiele nie zrobiła.
Aktorsko jest bardzo przeciętnie, szczególnie główna bohaterka jakoś mnie nie przekonała. Z przykrością muszę stwierdzić, że miałam wrażenie, iż oglądam azjatycką kopię Kirsten Stewart – ten sam wyraz twarzy przez cały seans, zero emocji. Nikt, po prostu nikt, z obsady nie zapadł mi w pamięć na dłużej, a angaż Jeta Li to tani chwyt marketingowy, a rola w sumie dalekoplanowa. Nasza młodziutka Mulan tak sobie usiądzie, popatrzy wzrokiem zbitego psa, coś tam mruknie pod nosem, popatrzy znowu na klingę miecza ojca swego, to zerknie na latającego tu i ówdzie feniksa, coś tam poskacze, pomacha szabelką, by w końcu uratować Chiny. Dialogów jak na lekarstwo, żartów praktycznie nie ma – ani dialogowych, sytuacyjnych tym bardziej; akcja leniwa w tempie lodowca, napięcie jak przy parzeniu zielonej herbaty. Niestety, ale Disney wypuścił moim zdaniem średnio zrealizowany, jakby szyty na szybko produkt, będący jedynie skokiem na kasę widzów pałających sentymentem do animacji. Wygląda to wszystko, jakby producenci mocno ingerowali w wizję reżysera, bo o ile wizualnie ogólnie film nie wygląda źle (widać utopione zielone dolary), to fabularnie jest to zlepek przypadkowych, nieudanych i średnio porywających scen, sklejonych na kolanie, na potrzeby szybkiego wypuszczenia filmu na rynek VOD. Reanimacja amerykańska, to mierna kopia, luźna i niezobowiązująca intelektualnie zabawa, a przy tym mało – jak dla mnie – przyjemna. Mimo ogromnego sentymentu do animacji, z bólem serca odłożę aktorski film na półkę. A mogło być taj pięknie…
WYDANIE PUDEŁKOWE:
Pudełko prezentuje się bardzo schludnie – na przodzie oprócz loga i tytułu nie ma żadnych zbędnych cytatów, a sama grafika przedstawiająca główną bohaterkę przykuwa wzrok spośród innych filmów ustawionych na półkach sklepowych (koronawirusie idź już sobie :(). Z tyłu trochę fotek z produkcji i standardowo opis oraz specyfikacja wydania wraz z informacją o materiałach dodatkowych. Jeżeli chodzi o obraz – żyleta. Jeden z najbardziej dopieszczonych technicznie obrazów spod znaku Disneya. Tak się powinno robić i oglądać filmy! Natomiast ze dźwiękiem już nie jest tak dobrze. Co prawda otrzymaliśmy na płycie DTS-HD MA 7.1, ale… Raz dialogi są za cicho, a muzyka za głośno, a innym razem zupełnie na odwrót. Nie wiem kto bawił się mikserem, ale chyba pracował zdalnie i dziecko mu trochę suwaki poprzestawiało. Dodatkowo dużo można zarzucić udźwiękowieniu scen walki, które są bardzo, ale to bardzo płaskie i brakuje im mocy subwoofera.
Natomiast muszę szczerze pochwalić materiały dodatkowe, jakie wrzucono na krążek. Są dosyć długie, napakowane ciekawymi infomacjami i mimo iż sam film mi się średnio podobał, to zaczęłam go doceniać po obejrzeniu dodatków (ale aż nie na tyle, by się z nim polubić). Warto zaznaczyć, że komentarz reżyserki, który jest dodany do usuniętych scen – został przetłumaczony na język polski – brawa dla tłumaczy, że się za to zabrali, bo jak wszyscy wiemy – z tym ogólnie bywa różnie. Trochę o muzyce, o wyborze aktorów i o samej legendzie Mulan. Polecam!
SPECYFIKACJA WYDANIA :
Czas trwania: | 115 minut |
Obraz: | 2.39:1 ; 1080p High Definition |
Dźwięk: |
DTS-HD Master Audio 7.1: angielski Dolby Digital Plus 7.1: niemiecki, włoski Dolby Digital 5.1: czeski, polski (dubbing) |
Napisy |
angielskie, czeskie, niemieckie, polskie, włoskie |
Menu: | j. polski |
EAN: | 7321941508428 |
Dystrybucja: | Galapagos |
LISTA DODATKÓW:
- Klasyka w nowym wydaniu – 00:15:16 – Początki produkcji, etapy tworzenia i jedna wielka rodzina.
- Zupełnie inna Mulan – 00:07:20 – Droga aktorki wcielającej się w Mulan
- Oblicze zła – 00:06:40 – Przyjrzyjmy się dokładnie sylwetkom antybohaterów.
- „Lustro ” i muzyka w filmie – 00:03:54 – Co prawda nowa wersja Mulan nie jest musicalem, ale czerpie dużo z animacji.
- Mulan z animacji – 00:02:24 – Easter egg, który dostrzegą tylko prawdziwi fani.
- Sceny niewykorzystane (z kometarzem reżyserki) – 00:07:15 – Sceny usuniętę, które posiadają możliwość włączenia audiokomentarza reżyserki – z polskimi napisami.
- Robótki ręczne młodszej siostry
- Mulan przy krosnach
- Spotkanie w lesie
- Uratowana przez feniksa
- Przedarcie się przez linę wroga
- Kanclerz i wiedźma
- Teledyski
- Reflection
- Loyal Brave True