Risen to klasyczna gra RPG, za którą odpowiada studio Piranha Bytes odpowiedzialne między innymi za kultową w naszym kraju serię Gothic. Jako bezimienny rozbitek lądujemy na tajemniczej wyspie, gdzie musimy zdobyć przychylność jednej z frakcji. A w tle szykuje się potencjalny koniec świata z udziałem budzących się tytanów.
Risen to klasyczna gra RPG, za którą odpowiada studio Piranha Bytes – odpowiedzialne między innymi za kultową w naszym kraju serię Gothic. Pierwsza odsłona jak dotąd nie miała okazji zagościć na sprzęcie Sony i dopiero teraz zadebiutowała za sprawą wersji PS4. Jako wielki fan twórczości wspominanego studia nie mogłem sobie odpuścić takiej nostalgicznej wycieczki. Nie wiedziałem jednak jakie trudy tej podróży mnie dopadną…
Nie lubię zaczynać negatywnie, więc na początku chciałbym skupić się na dobrych aspektach omawianej produkcji. W przypadku większości gier tych twórców udaje się stworzyć konkretny klimat i ciekawą wizję żyjącego świata. Nie inaczej jest w Risenie. Jako bezimienny rozbitek trafiamy na niewielką wyspę wulkaniczną. I tu już od razu droga staje przed nami otworem. Możemy udać się gdzie nas oczy i nogi poniosą. Ostatecznie mamy możliwość klasycznego dołączenia do jednej z dwóch frakcji: Bandytów oraz Zakonu. Choć i w tym aspekcie sytuacja nie jest taka prosta. O ile Bandyci są bardzo standardowi, tak Zakon to skomplikowana sprawa. Jeśli w początkowej fazie gry członkowie zakonu spotkają nas szwędających się po ich włościach bez wahania spuszą nam manto i siłą wcielą w szeregi. To ciekawy zabieg i pewna niespodzianka.
Ogólny wątek fabularny kręci się w około przebudzonych tytanów i cywilizacji zamieszkującej te obszary nim pojawili się ludzie. I muszę przyznać, że jest to ciekawie opowiedziane. Nie brakuje też bardziej przyziemnych wątków związanych między innymi z konfliktem dwójki wspominanych frakcji. A do tego szczypta pirackich opowieści, jak to już gry tego studia nas przyzwyczaiły. W końcu dwójka ruszyła potem właśnie dokładnie w te motywy. Całość razem tworzy na tyle sympatyczny miks klimatu, że trudno się od niego oderwać.
Warto poruszyć temat samej głównej lokacji. Ja wspominałem wcześniej, w zasadzie od samego początku możemy sobie iść, gdzie tylko chcemy. Choć może niekiedy się to skończyć gwałtowną śmiercią w szczękach jakiegoś stwora. Wyspa nie jest wielka, ale udało się ją dobrze zróżnicować. Są trzy główne miejsca skupiające ludność. Obóz Bandytów na bagnach, Klasztor Zakonu w górach oraz portowe miasto. Każde miejsce ma swój urok. No i oprócz tego natrafimy też na liczne ruiny, podziemia, farmy czy okoliczną przyrodę.
O ile eksploracja jest naprawdę przyjemna, tak często podczas jej dochodzi o starć z przeciwnikami. I tu się wszystko zaczęło sypać w moim odbiorze. Zazwyczaj w grach tego typu lubię grać jako wojownik i w zwarciu mierzyć się z wrogiem. W Risenie jednak na samą myśl o walce robi mi się słabo. Nie wiem jak na innych platformach, ale starcia w wersji PS4 to jest tragedia. Po pierwsze – sam system walki jest upierdliwy. Wrogowie bowiem notorycznie spamują unikami, odskakują i atakują z doskoku. Natomiast my by zadać cios musimy podejść, przypilnować, by konsola wycentrowała nas na przeciwnika i wtedy zaatakować. A wycentrowanie ciągle się gubi doprowadzając do sytuacji, że machamy mieczem w powietrzu nikogo nie trafiając. W zasadzie bez tarczy nie ma co w ogóle walczyć, a to nieznacznie polepsza sprawę, bo by zablokować cios też musimy być wycentrowani na przecinku. Wystarczyłoby dać ręczne lokowanie kamery na przeciwniku i byłoby znacznie wygodniej.
No i drugi aspekt walki – sterowanie. Nie wiem, kto wpadł na taki układ przypisania przycisków, ale takie pomysły powinny być karalne. Tym bardziej, że nie ma opcji zmiany przypisania przycisku do czynności. Sprawa wygląda następująco. Podczas potyczki poruszamy się lewym analogiem, by zbliżać się do przeciwnika. Musimy też stale korygować prawy analog, by gra łapała jakoś to wycentrowanie przeciwnika. Przy tym cały czas trzymamy przycisk kółka odpowiedzialny za blokowanie i puszczamy go wciskając X, by zaatakować. Brakuje jeszcze jednej ręki. Gdyby blok i atak rozmieścić na R1, L1 miałoby to ręce i nogi, ale przy tym układzie jest to udręka. A jeśli wrogów trafi się większa grupa to pozamiatane. Gra nie ogarnie tematu z namierzaniem odpowiednich przeciwników. Do tego stopnia jest to źle zaprojektowane, że wolałem całkowicie ulepszyć postać pod kątem strzelania z łuku. To nie jest idealne, ale o niebo wygodniejsze.
Rozwój postaci jest w Risenie standardowy. Mamy parametry siły, zręczności i mądrości. Dwa pierwsze możemy ulepszać ćwicząc u nauczycieli lub przyrządzając mikstury, zaś mądrość wymaga czytania ksiąg oraz kamiennych tablic. No i zestaw umiejętności. Każdy typ broni ma swoją 10 stopniową skalę. Do tego klasyczne zdolności związane z łowiectwem, wytwarzaniem przedmiotów czy złodziejstwem. Fajnie, że gra nadal poszła po Gothicu w ten motyw konieczności szukania nauczyciela, by odpowiednio rozwinąć zdolność.
Pod kątem oprawy od razu widać, że mamy do czynienia ze starą grą. Nigdy nie było to jednak jakimś kluczowym elementem gier tego typu. Tym bardziej, że obecne są prawdziwie bolesne problemy. Pierwsza rzecz to audio. Wielokrotnie gra nie odpalała ścieżki dźwiękowej dialogów i pojawiał się tylko tekst. Po ostatnim pierwszym patchu jednak technicznie zaczęło się dosłownie sypać. Gra notorycznie się zawieszała w momencie, gdy miał się wykonać autozapis. Nie zawsze, ale naprawdę często. Sporo razy podczas próby wczytania gry następowała niekończąca się pętla ładowania wymagająca ponownego uruchomienia gry. A na deser spotkała mnie sytuacja crasha, po którym to gra wysypywała się w menu głównym od razu po każdym uruchomieniu. Takie sytuacje powinny być niedopuszczalne.
A jak wyglądają trofea? Generalnie mamy do czynienia z dokładnie tym samym zestawem co osiągnięcia na Xboxa 360, czy Steam. Platynka jest więc dość upierliwa. Trzeba pilnować sporo trofeów możliwych do pominięcia, czy związanych z konkretną ścieżką fabularną. Do tego sporo szukania po mapie szpargałów. Tu do jednego zadania, tam roślinek do mikstur potrzebnych do maksymalnego ulepszenia atrybutów i kamiennych tablic do mądrości. No i trzeba chomikować punkty umiejętności, by przynajmniej raz się wyuczyć wszystkiego. Na szczęście metoda spamowania zapisu i wczytywania pomaga w większości trofeów. Inaczej zajęłoby to nieporównywalnie więcej czasu.
Jak więc ocenić tego Risena? Z jednej strony ma on dobrze prowadzony wątek fabularny osadzony w ciekawym, klimatycznym świecie. Może grafika jest archaiczna, sterowanie paskudnie zaprojektowane, ale jakoś mimo tego wszystkiego wciąga. Głównym problemem jest tu opłakany stan techniczny. Nie przypominam sobie żadnej gry z ostatniego czasu, która by równie mocno się sypała. Nawet te zestawienia problemów z Cyberpunka wypadają blado z tym, co czeka nas w Risenie. Na chwilę obecną nie polecałbym tego portu nawet najbardziej zatwardziałym fanom gier tego studia. Jeśli gra nie zostanie odpowiednio załatana, niebezpiecznie balansuje poza granicą grywalności.
Grę udostępnił do recenzji wydawca.
Podsumowanie
Risen ma poważny problem. Pod kątem fabuły, klimatu i stworzonego świata jest naprawdę dobry. Archaiczną grafikę czy słaby system walki można jeszcze wybaczyć, jeśli lubimy gry tego typu. Jednak stan techniczny portu na PS4 to jest coś strasznego. Na chwilę obecną nie polecałbym tej wersji nawet najbardziej zatwardziałym fanom gier Piranha Bytes. Jeśli problemy te nie zostaną odpowiednio załatane, całość niebezpiecznie balansuje poza granicą grywalności. Fakt, że gra może się w ogóle nie uruchomić, to nie błahostka.
Zalety
- konkretny klimat,
- ciekawie prowadzona historia,
- dobrze zaprojektowany żyjący świat,
- mimo ogromu problemów wciąga.
Wady
- opłakany stan techniczny mogący całkowicie uniemożliwić rozgrywkę!
- kiepski model walki wręcz,
- brak możliwości zmiany przypisania przycisków,
- archaiczna oprawa.