Luto
Jeśli jest coś, czego nienawidzę w gamingu, to symulatory chodzenia. Ich tempo mnie dusi od środka, ich wtórność przyprawia o ból głowy – taki realny, podyktowany chorobą symulatorową. Pech chciał, że za dzieciaka lubiłem survival horrory, a gatunek grozy mocno się rozsiadł w szponach żmudnego chodzenia i często zapomina o swoich przetrwalnikowych korzeniach.