Nasza opinia o grze Until Dawn.
Bardzo długo zabierałam się za ten tytuł, aż pewnego piątkowego wieczoru, włożyłam płytę do PS4, usiadłam w fotelu, wyłączyłam światło i uruchomiłam Until Dawn. Grę, która ma rzeszę fanów, niezwykle wysokie oceny, jak na horror z klasy B oraz… zadziwiająco mało gry w grze, ale o tym za chwilę.
Zacznijmy od bohaterów. W grze jak w życiu – od początku ma się swoich ulubieńców, oraz osoby, których nie darzy się sympatią. Mamy tu całkowicie zróżnicowane jednostki, począwszy od głupiutkiej, łatwowiernej dziewczyny, przez zdeterminowaną kujonkę, do bożyszcza nastolatek. Kto najbardziej przykuwa uwagę w Until Dawn? Zdecydowanie dr Hill, niby bohater poboczny, lecz każda scena z tą postacią przyprawia gracza o ciarki. Peter Stormare, którego prawie wszyscy kojarzą z takich filmów jak „Constantine” lub „Armagedon” jest po prostu najjaśniejszym punktem tej gry. Głos, mimika, charyzma… Wszystko tu pasuje. Reszta aktorów również nie wypada źle, więc jest to na pewno pozytywny aspekt produkcji.
Po 15 minutach z polskim dubbingiem, stwierdziłam, że nie ma się co dalej męczyć i włączyłam oryginalną ścieżkę dźwiękową z polskimi napisami. O jaka ulga! Jak dobrze słyszeć dopasowane do postaci głosy oraz EMOCJE. W Polsce mamy naprawdę świetne jednostki dubbingujące i do takich gier po prostu powinny być one zatrudniane, a nie osoby stawiające dopiero pierwsze kroki w branży „dubbingu”. To tak jakby wziąć Panią Krysię z warzywniaka i dać jej tekst do przeczytania, a następnie podłożyć ten głos do postaci w grze. Po prostu jedna wielka katastrofa. Bardzo się cieszę, że twórcy zostawili możliwość wyboru języka, dzięki czemu można przebrnąć przez całą historię bez krwawienia uszu.
Czy to gra, czy to już film? We wstępie zaznaczyłam, że Until Dawn to mało gry w grze. A to dlatego, że o ile w przypadku produkcji Quantic Dream sekwencje QTE nie były zawsze proste, a ich ilość była zadowalająca, tak tu, w Until Dawn, sekwencje te pojawiają się naprawdę sporadycznie. Jak już się pojawią to są bardzo proste i nie sposób je zawalić. Policzyłam. W ciągu godzinnej rozgrywki w środku fabuły dokładnie 2 razy wystąpiła sekwencja QTE (raz wspinaczka, raz ucieczka) – i nie mówię tu o dokonywaniu wyborów za pomocą prawego analogu. Dla porównaniu załączyłam Heavy Rain i co? 6-8 sekwencji w ciągu godziny. Różnica jest naprawdę odczuwalna podczas gry. W UD większość produkcji skupia się na samych wyborach bohaterów, a nie na ich bezpośredniej interakcji z graczem. Mnie w pewnym momencie znużyły długie spacery bohaterów, gra się po prostu niemiłosiernie przeciągała.
Przejdźmy do momentów grozy. Ile to ja się nie naczytałam, jakie to Until Dawn straszne i muszę przyznać, że miło się zaskoczyłam, bo wcale tak nie jest. Gra nie straszy, a utrzymuje gracza w ciągłym zainteresowaniu i powoduje gęsią skórkę na ciele. I na takie coś bardzo, ale to bardzo długo czekałam. Until Dawn ma coś w sobie, co nie pozwala odejść od telewizora, ale zarazem pojawiają się momenty, które powinno się po prostu usunąć z tego tytułu, a mianowicie obecnie znane w grach QTE – spacery. Ale to takie bardzo przesadne. Średnio co 20 minut trzeba przejść z punktu A do punktu B, często bez żadnych dialogów. Nie wiem co chcieli osiągnąć twórcy przez takie sztuczne przedłużanie gry. Może chcieli, żebyśmy podziwiali widoki, bo te niekiedy zapierają dech w piersiach.
Są minimalne problemy ze sterowanie, szczególnie jeżeli myślisz o znalezieniu totemów i wskazówek. Niejednokrotnie Sam czy Mike nie idą tam, gdzie ich kierujesz. Jednak to są błędy sporadyczne i w niewielkim stopniu uprzykrzają rozgrywkę. Być może zostanie to poprawione w kolejnych patchach.
Co zasługuje jak najbardziej na plus? Znajdźki! Pierwszy raz naprawdę przyjemnie mi się je zbierało, a i dzięki nim można szybciej połączyć ze sobą fakty i dowiedzieć się naprawdę kilku interesujących ciekawostek, związanych na przykład ze śmiercią bohaterek.
Taka gra to perełka dla łowców trofeów. Platyna, która nie wymaga dużego nakładu sił, nie zmusza do kilkudziesięcio godzinnego maratonu i przede wszystkim nie męczy. Prawie wszystkie trofea są konsekwencją podjętych przez gracza decyzji, które mają ogromny wpływ na przebieg całej fabuły. Jeżeli lubisz niewymagające platyny z kawałem dobrej rozgrywki – to Unitl Dawn jest jak najbardziej dla Ciebie. Każdy kto miał przyjemność obcować z Heavy Rain i Beyond: Two Souls na pewno musi ograć ten tytuł.
PLUSY:
- fabuła rodem z horroru klasy B z lat 80’/90′,
- banalnie prosta platyna,
- grafika, a przede wszystkim mimika twarzy bohaterów,
- efekt motyla, który przy drugim podejściu do gry pozytywnie zaskakuje,
- przerywniki między chapterami z najbardziej charyzmatyczną postacią w grze – doktorem Hillem,
- stare, sprawdzone metody, mające na celu trzymać gracza w stanie gotowości,
- znajdźki, które naprawdę uprzyjemniają rozgrywkę,
- powtarzalność i kicz w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
MINUSY:
- niepotrzebne dłużyzny w postaci „spacerów” – zdecydowanie za duża ilość, nawet jak na hołd dla kina grozy,
- polonizacja – o zgrozo!
- brak wymagających sekwencji QTE,
- problemy ze sterowaniem,
- spore dziury fabularne,
- słabe zakończenie (a właściwie jego brak, szczególnie jeżeli żadna postać nie pozostanie przy życiu),
- problemy z doczytywaniem się tekstur i ostrością.
Ocena: 4+/6