Ichiban Kasuga to niskiej rangi członek niewiele znaczącej rodziny Yakuza z Tokio, któremu grozi 18-letni wyrok więzienia za przestępstwo, którego nie popełnił. Nie tracąc wiary, wiernie odbywa wyrok, aby powrócić do społeczeństwa, i aby odkryć, że nikt na wolności na niego nie czekał, a jego klan został zniszczony przez człowieka, którego najbardziej szanował.
Jestem ogromnym fanem serii Yakuza, grałem (i splatynowałem) w każdą część od początku, jeszcze na PlayStation 2. Nic więc dziwnego, że na nową odsłonę Yakuzy czekałem z wypiekami na twarzy. Czekałem na nią jednak z pewną dozą obaw. Dlaczego? Ano dlatego, iż jest to część inna niż pozostałe, ogromnie różniąca się od poprzedników. Mamy bowiem tutaj do czynienia w pewnym sensie z nowym otwarciem. Nowy protagonista, nowe miejsce akcji, ale też… zupełnie odmienny gatunek gry. Do tej pory bowiem Yakuza była połączeniem gry przygodowej i chodzonej bijatyki. Teraz natomiast Ryu Ga Gotoku Studio dało nam pełnokrwistego JRPGa z klasycznym dla gatunku turowym systemem walki. Co ciekawe koncepcja stworzenia Yakuza: Like a Dragon powstała jako żart na pryma aprilis, jednak pozytywna reakcja fanów zaowocowała pociągnięciem dalej tego odważnego pomysłu. Jak taka ogromna zmiana wpłynęła na samą grę? Przekonajmy się.
W nowej Yakuzie przyjdzie nam grać jako Ichiban Kasuga. Energetyczny i niepoprawnie optymistyczny członek Yakuzy, zupełne przeciwieństwo poważnego i powściągliwego Kazumy Kiryu (poprzedni protagonista serii). Ichi jest niezwykle oddany swojemu mentorowi, głowie rodziny Arakawa. Do tego stopnia, że jest w stanie bez najmniejszego sprzeciwu, dla dobra yakuzowej rodziny, pójść za kratki za przestępstwo którego nie popełnił. Na wolność wychodzi po aż 18 latach odsiadki, trafiając do nowej rzeczywistości, w której będzie musiał się odnaleźć, a także dowiedzieć się więcej o wydarzeniach z przeszłości i stanąć przed nowymi wyzwaniami. Tyle jednak z historii, więcej nie będę zdradzał bowiem warto przeżyć ją samemu. Pełna jest napięcia i nieoczekiwanych zwrotów akcji, będąc jedną z najlepszych serii ( w mojej opinii ustępuje tylko tej z 0 i 6, ale to mega subiektywne twierdzenie). Dodatkowo warto zaznaczyć, że nie trzeba znać poprzednich części aby dobrze się bawić przy historii nowego bohatera. Co prawda pojawia się bardzo dużo odniesień do wcześniejszych odsłon, ale są to raczej smaczki i mrugnięcia okiem dla weteranów serii, bez których i tak odnajdziemy się bezproblemowo w wirze nowych wydarzeń.
Jak przystało na rasowego JRPGa, historię nie będziemy poznawać w pojedynkę. Do naszego protagonisty przyłączy się kilka postaci, tworząc drużynę, która wspólnymi siłami będzie dążyć do celu. Nasi kompani to plejada barwnych, sympatycznych i naprawdę bardzo dobrze napisanych postaci. W ich skład wchodzą między innymi bezdomny pielęgniarz Nanba, były policjant Adachi czy żywiołowa kierowniczka hosstesbaru Saeko. Ich relacje z Ichibanem czy między sobą są znakomicie poprowadzone. Na przykład zamawiając w restauracjach odpowiednie posiłki czy zwiedzając miasto, co chwila będą wdawać się w dialogi, komentując różne sytuacje czy dogryzać sobie. Te dialogi są naprawdę mega zabawne, więc jak tylko pokaże się Wam niebieska ikonka symbolizująca rozmowę, bez wahania odpalcie je. Każda postać posiada też wskaźnik zżycia z Ichim, zwiększamy go podczas wspólnych walk, posiłków czy aktywności pobocznych (wspólne darty, wypad do kina czy do hosstesbaru). Kiedy wskaźnik takiej relacji zapełni się, musimy udać się do baru aby tam odpalić scenkę wspólnego picia przy barze. Wtedy poznajemy lepiej daną postać, dowiadujemy się co nieco o jej przeszłości i jej problemach. Trochę to przypomina znane z serii Persona social linki, tak samu tutaj każdy nowy poziom znajomości pcha dalej pewną mini historię, po drodze odblokowując pewne bonusy w walce dla danej postaci. Wyjątkiem jest tutaj pewna opcjonalna postać która się do nas przyłącza. Związana jest ona w 100% z minigrą w zarządzanie własną firmą i tylko grając w tę minigrę zyskujemy jej sympatie. Niestety fakt, że jest ona opcjonalna powoduje, że nie pojawia się w żadnych przerywnikach filmowych związanych z fabułą. Podczas walki jest z nami w drużynie, aby nagle zniknąć kiedy tylko pojawia się „pokazówka”. Trochę to psuło mi immersję, zwłaszcza, że ta postać jest naprawdę przydatna w walce i całkiem sympatyczna, a to powodowało że wydawała się jakby mniej ważna, taka na uboczu.
W RPG nie mogło zabraknąć oczywiście masy przeróżnych statystyk. Charakter Kasugi opisany jest w 6 statystykach. Kolejno pasja, pewność siebie, charyzma, życzliwość, intelekt i styl. Zwiększamy je wykonując pewne poboczne czynności (jak kino, kursy, czytając), wybierając konkretne opcje dialogowe czy wykonując pewne wyzwania (typu pokonaj daną liczbę wrogów, zjedz ileś razy posiłki itp.). Potrzebne nam one będą, aby odblokować dostęp do niektórych miejsc, rozpocząć romans z niewiastami czy aby pozyskać pracownika do naszej korporacji (o tym za chwilę). Oprócz tych statystyk charakteru głównego bohatera, wszystkie postacie posiadają też statystyki związane z walką – typu siła ataku, defensywy, zwinności itp., które zwiększamy zdobywając kolejne poziomy doświadczenia. Najwyższy czas więc napisać co nieco o walce. Jak we wstępie już napisałem, walki w grze przeprowadzone są w sposób turowy. Zarówno my, jak i przeciwnicy po kolei wykonujemy pewną czynność, typu atak, użycie umiejętności czy przedmiotu, standard. Podczas walk, wszystkie postacie poruszają się dynamicznie po arenie. Nie mamy jednak wpływu na to, gdzie poruszają się nasze postacie. Czasami stwarzało to pewne problemy. Aby zaatakować wroga postać musi najpierw do niego dojść. Jeżeli natomiast na tej drodze będzie inny przeciwnik, to może on nas zaatakować i przerwać akcję. Czasami zdarzało się, że w trakcie zatwierdzania ataku, jakiś przeciwnik trochę się poruszył wchodząc nam na drogę ataku do innego wroga, tym samym psując całą akcję postaci. Albo niekiedy postać postanowiła obejść przeszkodę na drodze inną ścieżką niż myśleliśmy, tym samym wpadając na przeciwnika. Nie zdarza się to może bardzo często, ale bywa frustrujące. Pozostając przy arenach walki warto wspomnieć o pewnych urozmaiceniach. Przykładowo kiedy koło przeciwnika, którego chcemy zaatakować znajduje się jakiś przedmiot, to Ichiban zamiast standardowego ataku podniesie ten przedmiot i zacznie nim okładać oponenta (niczym w poprzednich Yakuzach). Może się też zdarzyć, że po naszym ataku wróg się przewróci, wtedy jeżeli koleją postacią zaatakujemy wystarczająco szybko, zada ona inaczej animowany cios na leżącym przeciwniku, który otrzyma większe obrażenia. A co powiecie na to, że możemy też wepchnąć przeciwnika pod koła nadjeżdżającego samochodu jeżeli walczymy akurat koło drogi. Dodatkowo, aby przełamać monotonnie turowych walk, autorzy wprowadzili kilka rozwiązań. Podczas niektórych zdolności specjalnych możemy w odpowiednim czasie wcisnąć trójkąt lub mashować kwadrat, aby zadać dodatkowe obrażenia. Podczas ataku wroga mamy też szanse zmniejszyć trochę obrażenia, wciskając kółko na chwilę przed zadaniem ataku. Podczas walki dzieję się więc dużo, zwłaszcza że wszystkie różne ataki są niesamowicie animowane. Nie raz zaśmiejemy się widząc jak obrywa w wymyślny sposób na przykład przy pomocy wystrzału z szampana czy ataku stada gołębi. Poszczególne umiejętności przypisane są do poszczególnych zawodów. I to dosłownie zawodów. Nie ma tutaj maga, łotrzyka czy paladyna. Ich odpowiednikami są kucharz, ochroniarz, tancerz itp., które to zawody zmieniamy…uwaga… w pośredniku. Nie można tutaj odmówić autorom poczucia humoru i pomysłowości. Zaskoczyło mnie też jak dużo jest różnych umiejętności dających różne efekty. System walki jest naprawdę głęboki. Wisienką na torcie są tutejsze summony. Otóż w trakcie przygody Ichiban zaprzyjaźni się z pewnymi osobami, które to zaoferują nam swoją pomoc. I tak podczas walki Ichi może wyciągnąć komórkę, wybrać ich z listy, a oni w mega efektownej animacji pojawią się na polu walki i wykonają jakiś atak (albo wesprą nas w inny sposób). Oczywiście nieodzownym elementem tego typu gier jest wszelkiej maści broń i ekwipunek. Tutaj też podczas wędrówek lub w nagrodę dostawać będziemy ich masę. Każdy zawód ma swoje unikatowe bronie (przybory kuchenne dla kucharza itp.), natomiast „zbroję” dzielą wszystkie. Możemy też tworzyć w warsztacie z surowców nowe fanty, a także ulepszać już posiadane. To jak bardzo dopracowany jest bitewny element tego JRPGa pokazuje, że twórcy naprawdę byli oddani idei stworzenia czegoś nowego w serii. Zaskoczyli mnie, że po wydaniu mnóstwa gier w podobnym stylu i beat’em-upowym rodowodzie (no może poza skokiem w bo w postaci strzelankowego Dead Souls czy Binary Domain) potrafili zrobić dopracowanego i rozbudowanego RPGa. Czapki z głów.
Jak już we wstępie wspomniałem, akcja gry toczy się w nowym mieście. No może nie do końca, bo nasza drużyna zwiedzi też znane z poprzednich części Kamurocho oraz Sotenbori, jednak to 90% czasu spędzimy w nowym Isezaki Ijincho (fikcyjna dzielnica Yokohamy, wzorowana na prawdziwym Isezakicho). I jest to obszar gry, w porównaniu do poprzednich odsłon serii, ogromny. Podzielony na kilka mniejszych podzielnic, które wyróżniają się od siebie klimatem oraz występującymi przeciwnikami. Mamy na przykład dzielnice barową z kręcącymi się pijakami, dzielnice czerwonych latarni, obszar który zasiedlili bezdomni czy dzielnice mniejszości chińskiej, gdzie spotkamy tamtejszych gangsterów. Jest więc różnorodnie, chociaż na początku gry musimy uważać ze zwiedzaniem, ponieważ poziom wrogów w niektórych rejonach mapy może być za wysoki dla naszej drużyny. A przegrana w walce może być bolesna, bo tracimy wtedy połowę zebranej gotówki. Możemy temu przeciwdziałać wpłacając posiadaną obecnie gotówkę do bankomatu albo po prostu często zapisując grę. Wracając jednak do miasta, znajduje się w nim wiele atrakcji z których możemy skorzystać. Od zawsze seria Yakuza znana jest z ogromu przeróżnych aktywności pobocznych i tutaj jest nie inaczej. Możemy udać się ze znajomym do kina gdzie w prostej minigierce nie możemy pozwolić aby Ichi zasnął. Możemy też zabrać ich na wspólną grę w rzutki, czy wspólnie pośpiewać karaoke. Wracają znane z poprzedników centra bejsbolowe, kluby golfowe, mohjongowe, shogi, salony Pachinko, kasyna (z pokerem i black jackiem), sale hazardowe (z oicho-kabu i koi-koi) czy salony arcade, gdzie zagramy w starsze gry Segi (OutRun, Space Harrier, Super Hang-on, Fantasy Zone) czy nawet nie takie stare Virtua Fighter 5 (jest też stare VF2). No jest tego mnóstwo, a nie wspomniałem o dwóch aktywnościach pobocznych, które są w grze najbardziej rozbudowane. Pierwszą z nich jest ściganie się gokartami. Dostajemy więc pełnoprawną grę wyścigową, z klasycznymi dla gier kartingowych mechaniką power upów czy podnoszenia broni z której strzelamy do przeciwników (lub zostawiamy na nich miny). Całej tej minigrze poświęcona jest zresztą pewna ścieżka zadań pobocznych gdzie w kolejnych turniejach ścigamy się z serią przerysowanych (wręcz kreskówkowych) oponentów. Drugą rozbudowaną aktywnością poboczną jest zarządzanie własną firmą. Dostajemy więc na początku pewien kapitał i kupując i rozwijając kolejne biznesy musimy pozyskiwać nowych akcjonariuszy. Oprócz nieruchomości ważni są też pracownicy których zatrudniamy, szkolimy, awansujemy itp. Po fazie przygotowań wybieramy rozpoczęcie działania biznesów, a my obserwujemy jak pieniądze wpływają na nasze konto. Po kilku takich cyklach musimy przeprowadzić zebranie akcjonariuszy, gdzie pod gradem pytań musimy przekonać wszystkich do naszej wizji. Zebrania te sprawdzają się do rozbudowanej gry w papier, kamień, nożyce, gdzie wystawiamy czworo swoich pracowników do „walki”. Oczywiście jak w całej grze, tak i tutaj mamy do czynienia ze sporą dawką humoru. No bo co powiecie na to, że jednym z pierwszych posiadanych pracowników jest…kurczak. Chcecie ustawić go jako menagera jakiegoś biznesu? Żaden problem. Zabrać na spotkanie z inwestorami? Jak najbardziej.
Inną rzeczą pełną humoru są zadania poboczne. Podróżując po mieście często spotkamy pewne osoby, którym będziemy mogli pomóc. Świetnie napisane zadania poboczne zawsze były domeną Yakuzy. I tak samo jest tutaj. Na swojej spotkamy na przykład właściciela cyrku, który ma wyraźne problemy z zamykaniem klatek, masochistę, który przestał odczuwać ból czy szalonego wynalazcę. Jednak pod płaszczykiem zabawnych historii, gra często porusza bardzo poważne tematy jak bezdomność, samotność czy wykluczenie społeczne. Jednocześnie więc gra serwuje nam ogromne pokłady humoru oraz uczy empatii do innych i pokazując, że w każdej sytuacji, nawet ten najgorszej, nie powinniśmy porzucać nadziei.
Od strony technicznej gra stoi na bardzo dobrym poziomie. Zarówno wizualnym (gra działa na Dragon Engine, który wcześniej widzieliśmy w Yakuzie 6, Kiwami 2 i Judgment) jak i dźwiękowym. Nowe aranżacje klasyków, jak i zupełnie nowe utwory, wpadają w ucho od razu. Grę ogrywałem na PlayStation 4, jednak już w marcu zostanie też wydana wersja na PlayStation 5. Każdy posiadacz gry w wersji na starszą konsole, będzie mógł bezpłatnie ulepszyć wersję do next-genowej. Dotyczy to zarówno wersji cyfrowej, jak i płytowej. Jedyny minus wiąże się z tym, iż nie będzie możliwości przenieść zapisu gry. Trzeba będzie więc zacząć przygodę od nowa. Ja na pewno będę ogrywał grę jeszcze raz, aby wbić 2 platynę i zobaczyć jak gra będzie się prezentować w 60 klatkach na sekundę i w rozdzielczości 4K.
Podsumowując, jest to niezwykle udany eksperyment, którego podjęli się twórcy. Kompletna zmiana mechanik gry wypadła dobrze. Mimo iż ja osobiście nie chciałbym, aby RGG Studio porzuciło stary, wypracowany przez lata niezwykle dynamiczny system walki, to nie mam nic przeciwko, aby devowie rozwijali się w innych kierunkach. Na przykład serwując nam jedną serie jako JRPG, a inną jako klasyczną grę akcji. Ba, teraz jestem skłonny wierzyć, że z powodzeniem mogliby zabrać się za coś zupełnie innego, bo przy Yakuzie Like a Dragon udowodnili nam że znają się na robieniu po prostu bardzo dobrych gier, bez względu na gatunek.
Grę udostępnił wydawca.
Podsumowanie
Zalety
- bardzo dobry turowy system walki,
- masa aktywności pobocznych,
- świetnie napisani bohaterowie,
- sporo smaczków dla weteranów serii,
- przystępna dla graczy, którzy nie grali w poprzednie odsłony.
Wady
- sporadyczny chaos podczas walk.