Ghost of Yotei – Recenzja

Zobacz poradnik
25 września 2025
0
4/5
Opis:

Ghost of Yotei to najnowsza produkcja studia Sucker Punch (Sly, Ghost of Tsushima). Tym razem odwiedzamy tereny Ezo (dzisiejsze Hokkaido), kilkaset lat po wydarzeniach z poprzedniej części. Wcielamy się w rolę Atsu, którą kieruje przede wszystkim gniew i chęć zemsty za wszelką cenę na „Szóstce z Yotei”, za to co zrobili jej rodzinie.

Cover Art:Ghost of Yotei – Recenzja

Ghost of Yotei to pierwsza gra Sucker Punch na obecną generację, więc naturalnie oczekiwania z nią związane są spore. Już od początkowych zapowiedzi gra jasno dawała do zrozumienia, że nie będzie wymyślać koła na nowo, a kontynuować znaną formułę poprzednika. Warto zaznaczyć na samym wstępie, że jeśli podobała Wam się Tsushima to Yotei jest jak najbardziej dla Was. Ktokolwiek liczył na mega zmiany raczej się zawiedzie, no ale bądźmy szczerzy, naprawdę ktoś tego oczekiwał? Gra nie jest w żadnym wypadku rewolucją, a bardziej ewolucją tego co widzieliśmy w GoT. Czy to źle? Oczywiście, że nie! Yotei dostarczy każdemu fanowi otwartych światów (i nie tylko) sporo godzin świetnej zabawy. Skoro to mamy wyjaśnione, to przejdźmy do mięska!

Materiał na widokówkę!

Tym razem lądujemy w Ezo (obecne Hokkaido), kilkaset lat po wydarzeniach z Tsushimy. Wcielamy się w Atsu, która przeżyła poważną traumę za dzieciaka, a teraz szuka zemsty i poluje na „Szóstkę z Yotei”. To tak w dużym skrócie, co by nie zdradzać zbyt wiele. Rozwój naszej bohaterki, zarówno pod względem umiejętności jak i charakteru, jest bardzo dobrze przedstawiony na przestrzeni całej fabuły, choć miałem jeden mały zgrzyt pod koniec, gdzie zaserwowano nam sztampowy i ckliwy moment, byle tylko było smutno. Początek za to jest niczym u Hitchcocka, najpierw trzęsienie ziemi, a potem nieco zwalniamy tempo. Sama fabuła to lekko 20 godzin grania, zaś miłośnicy wbijania platyn (a po to tu jesteśmy przecież, nie?) muszą przygotować sobie od 50 do 60 godzin, czyli wynik mocno zbliżony do Ghost of Tsushimy. Skoro tam to działało, to po co to zmieniać, prawda? Choć nie ukrywam, że sama końcówka i szukanie niektórych znajdziek, nieco mnie już męczyło.

Mali przyjaciele znów pomogą nam odnaleźć ukryte znajdźki.

O ile o fabule nie chcę się zbytnio rozwodzić, tak trzeba napisać kilka słów o wszelkich nowinkach i zmianach w mechanikach gry. Obok wysłużonej katany i łuku będziemy mieć możliwość dzierżenia dwóch mieczy jednocześnie, włóczni Yari, potężnego miecza Odachi, który przeznaczony jest na większych przeciwników, czy też Kusarigamy (coś w rodzaju sierpa na łańcuchu). Dochodzą również gadżety w postaci kilku rodzajów bomb, kunai, podpalania własnej broni, a nawet rzuceniem w twarz paprochami z kieszeni.

Tak jak w GoT, do każdego typu przeciwnika musimy wybierać odpowiednią broń, czyli klasyczne kamień, papier, nożyce. Katana działa dobrze na katany, ale już słabo na włócznie, tutaj sprawdzą się podwójne miecze, na tarcze sierp, a na dryblasów Odachi. Stopniowo będziecie wszystkiego się uczyć od mistrzów rozsianych po całej mapie. Zupełną nowością jest broń palna. Nie oczekujcie jednak, że będziecie strzelać niczym w Call of Duty. O ile celny strzał jest w stanie położyć większość typów, tak przeładowanie jej trwa wieki i jesteśmy narażeni na ataki reszty bandy. Jest też mniejsza wersja, która służy bardziej do parowania niż czegokolwiek innego. Sami będziecie musieli wyczuć czy jest to coś dla Was, ja osobiście szybko wróciłem do poczciwego łuku, który jest w stanie znacznie szybciej wykańczać na dystans.

Galopem przez mokradła.

Wielu z Was zapewne zastanawia się jaką rolę pełni wilk, który był przedstawiany na materiałach promocyjnych. Otóż nie jest on naszym zwierzęciem, który dzielnie podąża za nami, a czymś w rodzaju losowego wydarzenia. Wilki jak to wilki, mają swoje zwyczaje i pojawiają się kiedy im się tak spodoba, a nie nam. Dokonujecie prowokacji, albo atakujecie większą grupkę? W każdym momencie może on przyjść nam na pomoc. Możemy zwiększyć też jego zaufanie poprzez robienie pewnego typu „znajdźki”, co zaowocuje większą częstotliwością pojawia się. Przy większych grupach jest on bardzo przydatny, ponieważ odciąga ich uwagę, albo w trakcie prowokacji eliminuje dodatkowych przeciwników.

Jest krwiście i brutalnie!
Walki 1 na 1 to kwintesencja całej gry.

Skoro o walce mowa, to znów jest to top! Powracają parowania, uniki oraz ich perfekcyjne wersje, dzięki którym możemy przesądzić o losie potyczki, do tego pojedyncze cięcia, kombosy, a to wszystko okraszone masą krwi, uciętych kończyn (a nawet łbów!) oraz pięknymi animacjami! Obok tego zestawu dochodzi możliwość wytrącenia broni z rąk przeciwnikowi, następnie podnieść ją i rzucić w niego jego własnym orężem. Trzeba jednak uważać, jako że to samo mogą zrobić nam, po czym zostaniemy z gołymi pięściami do momentu aż nie podniesiemy naszego sprzętu z powrotem.

Nawet po przegraniu 60 godzin, wciąż szczerzy mi się gęba, gdy perfekcyjne wykańczam typa, a na końcu strzepuję krew z katany. Jucha chlapie na prawo i lewo, a gdy walczymy na śniegu czy w wodzie to już w ogóle ekstaza. Każdy rozbryzg zostaje na ziemi, a gdy zabijemy kogoś w rzece to leci za nim czerwony strumień. No można by tak pisać i pisać, bo każda walka dostarcza zawsze czegoś nowego i człowiekowi ciągle mało. Wisienką na torcie są rzecz jasna pojedynki jeden na jeden z bossami, okraszone klimatycznymi najazdami na twarze czy miecze. Bossowie się nie patyczkują, potrafią zmienić taktykę w środku walki z pojedynczej katany na chociażby włócznie, przez co my też musimy się natychmiast dostosować, inaczej dostaniemy srogie bęcki, szczególnie na wyższych poziomach. Jest soczyście, jest krwiście, jest tak jak ma być pod tym względem, Sucker Punch osiągnęło tutaj naprawdę szczytową formę! Jak komuś wciąż mało, to może odpalić w opcjach dodatkowy tryb, który zwiększa ilość krwi oraz błocka, a wtedy to już Atsu wygląda jakby wskoczyła do beczki z krwią. Wraca uwielbiany też tryb Kurosawy, czyli czarno biały ekran z efektem starego filmu. Nowością jest tryb, gdzie w tle lecą kojące dźwięki lo-fi, które mogą umilić każdą podróż przez spore połacie mapy.

Oświetlenie robi mega robotę!
Śnieg i zimowy region w końcu nie straszą tragicznymi teksturami.

Graficznie jest sztos, choć tutaj pojawia się mój pierwszy zgrzyt. Z jednej strony mamy wspaniałe pejzaże niczym z obrazów największych artystów, obiekty w oddali wyglądają cudnie, drzewka serwujące ferie barw, kwitnąca wiśnia, podłoża pełne detali, kamyczki na zboczach, a szczególnie sama góra Yotei, a zaraz obok pojawia się NPC, którego animacje czy gęby pamiętają chyba jeszcze czasy PS3, żeby nie powiedzieć PS2. Mimika twarzy „enpeców” praktycznie nie istnieje, do tego poruszają się jak kukły, a wszelkie zbliżenia powodują, że człowiek zaczyna się zastanawiać co tu poszło nie tak.

Gdy nam coś ofiarują w nagrodę, to sięgają w stronę klatki piersiowej, podają nam niewidzialny przedmiot i tyle. To uczucie z rodzaju tych „boże jak tu pięknie”, a zaraz „czy ja gram nadal w tą samą grę?”. Nie zdarza się to też często, ale w produkcji na takim poziomie raczej nie powinno mieć miejsca. Podobnie jest z elementami otoczenia, większość chatek to kopiuj/wklej, zapomnijcie o dużych miastach tętniących życiem. Budowa map to praktycznie to samo co było w Tsushimie, z drobnymi zmianami tu i tam. Sytuacja wygląda zgoła inaczej, gdy oglądamy renderowane cut-scenki, które miejscami potrafią zakrawać o fotorealizm. Najazdy na twarz podczas pojedynków 1 na 1 pięknie prezentują wszelkie zabrudzenia, owłosienie, a nawet spływający pot po policzkach. Szkoda, że cała gra nie mogła tak wyglądać. Nie zrozumcie mnie źle. O ile powyższe niedociągnięcia odrobinę rażą, tak gra jako całokształt prezentuje się wybornie. Muszę mimo wszystko o nich wspomnieć, żeby mieć czyste sumienie. Także Sucker Punch, NPC do poprawienia w kolejnej grze i to bez dwóch zdań!

Odwiedzimy nawet samą Górę Yotei.
Wstęp tylko w masce!

Najbardziej w pamięci zapadł mi zimowy region, gdzie śnieg w końcu wygląda jak śnieg, a nie biała okropna tekstura, którą pamiętamy z Tsushimy. Tym razem jego struktura wygląda tak jak powinna, a w świetle słońca czy księżyca cudownie błyszczą kryształki lodu na białym puchu. Trafimy nawet na śnieżyce, w której nic nie widać, a nasza postać zacznie marznąć. Więcej o  samej mapie napisałem akapit niżej.

Co do aspektu czysto technicznego, grałem na PS5 Pro w trybie Ray Tracing Pro i gra trzymała żelazne 60 klatek. Próbowałem również pozostałych trybów, czyli Quality, Performance oraz zwykły Ray Tracing i uspokajam posiadaczy standardowych PS5, gra wygląda równie dobrze i nie ma się czego wstydzić. Oświetlenie domków, terenów czy czegokolwiek co znajduje się w naszym polu widzenia jest fenomalne. Widać, że cała para poszła właśnie w ten aspekt, bo robi mega wrażenie. Od strony audio za to nie mam już żadnych zastrzeżeń. Grając zarówno na słuchawkach jak i tv byłem w stanie w pełni oddać się klimatowi brudnego i pogrążonego w walce Ezo. Oddział odpowiedzialny za sferę audio wykonał kawał dobrej roboty i ktokolwiek będzie twierdzić inaczej, to oznacza nic innego, że słoń nadepnął mu na ucho. Warto jeszcze dodać, że gra posiada pełny polski dubbing oraz napisy, chociaż nie wyobrażam sobie grania inaczej niż z oryginalnym japońskim.

Aż zgłodniałem…

Koniecznie muszę wspomnieć o świetnym wykorzystaniu wszystkich funkcji pada DualSense, od maziania po touchpadzie, aby aktywować różne funkcje lub ukończenia mini-gry z malowaniem, poprzez haptyczne wibracje, czy machanie padem, gdy wykuwamy ulepszenie do miecza czy próbujemy usmażyć coś na ogniu. Nawet podczas rozpalania ogniska można aktywować mikrofon, żeby dmuchnąć w niego i podsycić ogień. Obok DualSense’a, na pochwałę ponownie zasługuje natychmiastowa szybka podróż. Wystarczy wskazać dowolne miejsce na mapie, kliknąć trójkąt i od razu tam jesteśmy, bez żadnego ekranu ładowania. To samo tyczy się odpalania gry (i to na czysto, nie z trybu uśpienia), gdzie klikamy ikonkę gry i kilka dosłownie w kilka sekund sterujemy postacią. Zapomnijcie o setnym oglądaniu logo studiów czy przeklikiwaniu się przez menu, aby powrócić do ostatniego miejsca zapisu. Tak to powinno wyglądać w każdej grze! Tutaj Sucker Punch jest wzorem do naśladowania.

Każdy region to feria barw i kolorów.
Dym ponownie informuje o miejscu wartym odwiedzenia.

Mapa została podzielona na 6  regionów, z czego jeden pomimo, że trochę mniejszy to chyba najbardziej urokliwy. W każdym z nich mamy coś w rodzaju głównej karczmy, gdzie jest jeden główny budynek, a dookoła niego wszelkie atrakcje, typu tablica ze zleceniami, sprzedawcy, a nawet ołtarzyki z darami dla nas. Jest to takie centrum wypadowe, gdzie zbieramy zadania, kupujemy lub ulepszamy co potrzebujemy i lecimy zwiedzać mapę lub pchać fabułę do przodu. W

yjątkiem jest ostatni region, tutaj dostajemy coś więcej, ale to już musicie sami odkryć. Skakanie po miejscówkach jest natychmiastowe, w tej grze nie uświadczycie żadnego loadingu, nawet podczas uruchamiania gry. Mapa została przedstawiona w postaci płótna, które zapełniamy wraz z odkrywaniem nowych miejscówek. Pomoże nam przy tym luneta, która pełni rolę skanera. Wystarczy najechać na coś wyróżniającego się w oddali i jeśli jest to rzeczywiście coś wartego uwagi, Atsu automatycznie naniesie szkic na mapę.

Sporo aktywności pobocznych znamy już z Tsushimy, jak chociażby cięcie bambusów, odwiedzanie gorących źródeł, podążanie za lisami czy odbijanie wrogich obozów. Pojawia się też kilka nowych, jak podążanie za wilkiem, malowanie widoczków czy brzdękanie na naszym Shamisenie w odpowiednich miejscach. Instrument służy nie tylko do zaliczania znajdziek, ale i do ich odnajdywania, a nawet przyzywania wilczego kompana, gdy już odpowiednio rozwiniemy jego drzewko umiejętności. Wiatr oraz ptaszki znów będą nam pomagać w odnalezieniu drogi do poszczególnych miejsc.

W międzyczasie możemy rozbić nasz własny obóz, gdzie przyrządzimy smacznego jedzonko, które da nam losowego perka na kolejną godzinę gry (np. zwiększone obrażenia, więcej podnoszonych materiałów, itd.), które okraszone zostało sympatyczną mini-gierką rozpalania ogniska, a następnie smażenia ryby czy grzybków. Często odwiedzą nas postacie, które mieliśmy okazje już wcześniej poznać, aby zaoferować swoje usługi. Z innych mini gier mamy Zenji Hajiki, czyli pstrykanie palcami w monety na stole, aby ta uderzyła w inną monetę. Niby prosta w założeniu, ale potrafi wciągnąć i jest świetnym sposobem na szybką gotówkę, szczególnie na początku gry.

Ktoś tu stracił głowę dla Atsu (hue hue…)

Chciałbym jeszcze dodać kilka słów odnośnie rozwoju postaci. Główne drzewka rozwijamy poprzez odnajdywanie ołtarzy, wystarczy się przy takowym pokłonić i już mamy kolejny punkt do rozdania. O ile fundament jest dokładnie taki sam jak w poprzedniczce, tak wszelkich talizmanów modyfikujących przeróżne aspekty rozgrywki jest od zatrzęsienia (naliczyłem ich ponad 70). Do tego chodzą pancerze ze swoimi atrybutami, dzięki czemu każdy może dostosować Atsu pod swój styl walki. Od strony kosmetycznej też nie ma co narzekać. Liczba masek, opasek, hełmów, kapeluszy czy skórek na bronie i pancerze jest ogromna.

Wielbiciele ładnych ujęć spędzą w trybie foto wiele godzin.

Podsumowanie

Podstawowe pytanie to czy gra jest warta swojej ceny? Ghost of Yotei jest solidną produkcją, która stawia na znane rozwiązania i nie sili się na rewolucjonizowanie gatunku. Jest to bardzo bezpieczny sequel w znanym już uniwersum oraz drobnymi szlifami tu i tam.

To bardziej jak lifting ulubionej marki samochodu niż jego nowy model. Każdy kto się dobrze bawił w GoT, tutaj poczuje się jak w domu. Jeśli zaś ktoś liczył na wielkie zmiany zmieniające oblicze gry to niestety, ale będzie musiał obejść się smakiem. Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale GoY można spokojnie potraktować jako bardzo duże dlc do Tsushimy i wciąż czerpać z niego garściami.

Gra jest dopracowana pod praktycznie każdym względem i wystarczy na wiele godzin świetnej zabawy. Jedyny poważny zarzut to nierówna grafika. Człowiek jednak spodziewał się trochę więcej od jednej z najważniejszych premier tego roku i wyciśnięcia ostatnich soków z PS5, nie mówiąc już o Pro. W 2026 ma jeszcze pojawić się tryb online Legends, także zwolennikom coopa i online też coś skapnie 🙂

Zalety

  • przepiękne pejzaże,
  • śnieg w końcu wygląda jak śnieg,
  • walka sprawia mega frajdę,
  • oświetlenie,
  • natychmiastowa szybka podróż oraz odpalenie gry,
  • świetne wykorzystanie funkcji pada DualSense,
  • pełna polska wersja (dubbing + napisy).

Wady

  • miejscami bardzo nierówna grafika,
  • archaiczne animacje i gęby NPCów.