God of War: Ragnarök – Recenzja

8 listopada 2022
6
5/5
Opis gry:

Kratos i Atreus tym razem muszą stawić czoła nadchodzącemu Ragnarokowi, czyli końca wszystkiego. Nie będzie jednak łatwo, ponieważ Odyn i spółka mają swoje własne plany, które niezbyt przypadną do gustu naszym bohaterom.

God of War 2018 miał świetne zakończenie, ale zostawił nas z większą ilością pytań niż odpowiedzi, nie mówiąc już o scenie po napisach końcowych, która powodowała gęsią skórkę. 9 listopada 2022 roku Ragnarok będzie starał się na nie wszystkie odpowiedzieć. Jak już wiemy z poprzedniej części, mitologia nordycka w połączeniu z Kratosem to był strzał w dziesiątkę. O ile pierwsza część była nieco ograniczona pod względem bogów czy rodzajów przeciwników, tak sequel dowozi pod każdym możliwym względem. Czeka was nie lada przeżycie z prawdopodobnie najlepszym sequelem tej generacji. Zapraszamy do naszej opinii God of War: Ragnarök.

Historia Ragnaroku zaczyna się z grubej rury.
Piesełki gotowe do akcji.

Ragnarok rozpoczyna się tam gdzie skończyła się odsłona z 2018, oczywiście z kilkuletnią przerwą. W końcu Kratos i Atreus też musieli trochę odpocząć. Midgard oraz cała reszta 9 królestw zostały dotknięte przez Fimbulwinter. Jak dowiemy się z późniejszych wydarzeń, „winter” niekoniecznie oznacza tylko i wyłącznie ogromne zamiecie śnieżne czy wszechobecne zlodowacenie. Nie będziemy również musieli długo czekać na spotkanie z naszymi adwersarzami, Odyn oraz Thor zakłócają spokój naszej dwójki już na samym początku gry, do tego stopnia że Bóg wojny znów będzie musiał sięgnąć po swój topór. Dodam od siebie że design Thora jest świetny. Potężny brodaty gość z potężnym bebechem, na który nie sposób się nie gapić. Jestem więcej niż pewien że większość z was mocno polubi się z tą postacią. Na naszej drodze spotkamy wiele ciekawych postaci, poznamy ich motywy oraz spróbujemy zrozumieć dlaczego robią to co robią. Wszechojciec ma specjalne plany związane z Atreusem, które są w niesmak Kratosowi. Ojcu coraz ciężej też okiełznać młodzieńczy zapał Lokiego, który chce poznać historię swoją jak i swojego ludu. Nie pomaga również fakt, że nadchodzi Ragnarok, czyli koniec wszystkiego. Jak mawiał wieszcz „nie będzie niczego”. Na szczęście z pomocą przyjdą nie tylko starzy jak i nowi znajomi. Grzechem byłoby zdradzać więcej, ponieważ sami będziecie musieli odkryć jaki los czeka mieszkańców 9 królestw.

Oświetlenie + jakość tekstur potrafią zrobić robotę.

O ile samej historii nie będę zdradzał, tak z uśmiechem na twarzy podzielę się wrażeniami z tego co dane było mi zobaczyć w trakcie całej przygody, a było tego naprawdę sporo. Największą bolączką poprzedniej części była zdecydowanie mała ilość nie tylko przeciwników ale również bossów. W niesmak było również to że nie mogliśmy odwiedzić wszystkich królestw. Tym razem sprawa wygląda zupełnie inaczej i twórcy wzięli sobie do serca krytykę graczy. Przede wszystkim odwiedzimy każde królestwo i to nie tylko w przerywnikach filmowych. Każde z nich to odrębna mapa, którą będziemy mogli eksplorować w mniejszym lub większym stopniu. Chciałbym powiedzieć, że każda z nich to ogromna mapa pełna ukrytych dóbr. Niestety kilka z nich to dość prostolinijne przeprawy, ale skupmy się na razie na tym co dobre. Wrócimy nie tylko do zaśnieżonego Midgardu, ale też do kilku innych krain które znamy z poprzedniej części i będziemy mogli na własne oczy zobaczyć jakie szkody poczynił Fimbulwinter. Odwiedzimy takie miejsca jak królestwo krasnoludów, którzy słyną ze swoich kopalni, egzotyczne Vanaheim, gdzie upał i wilgoć da się odczuć na ekranie telewizora czy też magiczne Jotunheim, niedostępne dla zwykłego śmiertelnika. Odkrywanie tych miejsc to przygoda sama w sobie więc nie chcę wam psuć zabawy i zdradzać zbyt wielu szczegółów, ale gwarantuję że niejednokrotnie wasza szczęka wyląduje na podłodze. Dużych map do zwiedzania tak naprawdę mamy 4 i to tam spędzimy większość godzin. Każda z nich jest bogata nie tylko w znajdźki, ale również szereg zadań pobocznych zwanych przysługami. Do dziś przez wielu graczy Wiedźmin 3 królował jeśli chodzi o zadania poboczne, ale God of War Ragnarok podejmuje dzielnie wyzwanie i daje nam dostęp do kilku równie świetnie zrealizowanych historii. Nie tylko oferują szereg nagród, ale mają realny wpływ na nasze otoczenie. Nie obyło się również bez kilku klasycznych i krótkich zadanek potocznie zwanych fedexami. Wspominałem wcześniej o znacznie większej różnorodności przeciwników czy też bossów. Ragnarok przez pierwsze kilka godzin zabawy zaoferował znacznie większy wachlarz wszechobecnego tałatajstwa do tłuczenia niż cała poprzednia część. Myślę że tym razem nawet najwięksi malkontenci będą usatysfakcjonowani.

Spotkamy wielu ciekawych kompanów.
Gdzieś już cię widziałem…

Skoro o mięsie do tłuczenia mowa to nie może się obyć bez Lewiatana, Ostrz Chaosu i wiernej tarczy do blokowania i parowania. Atreus ponownie zapewni wsparcie z dystansu, ale niejednokrotnie przywali też w gębę swoim łukiem. Wraz z kolejnymi wydarzeniami nauczy się kilku nowych sztuczek. Wracają ulepszenia broni, spora liczba pancerzy, runy dające nowe ataki oraz relikty z bardzo mocnym uderzeniem, ale równie długim cooldownem, a to i tak nie wszystko. Drzewko umiejętności pojawia się z wieloma nowymi rodzajami ataków. Każdy z nich można dodatkowo ulepszyć poprzez używanie go w trakcie walki. Same mechaniki walki toporem czy ostrzami nie uległy wielkim zmianom, ale mniej więcej w połowie gry zostaniecie i tak mocno zaskoczeni, a czym to już musicie się dowiedzieć tego sami. Zapewne zastanawiacie się jak zostało to fabularnie ujęte, że musimy znów wszystko ciułać prawie, że od nowa. Tak naprawdę gra nigdy o tym nie wspomina, po prostu zostajemy rzuceni w wir wydarzeń, Kratos kolekcjonuje kolejne elementy rynsztunku, a zakres umiejętności na początku przypomina ten z poprzedniej części, gdy byliśmy już w miarę rozwinięci. Na upartego można powiedzieć że po prostu lecimy dalej z tym koksem i odkrywamy kolejne rzeczy i skille.

Ale musi mieć wilgoć w domu.

Nie samą historią jednak człowiek żyje i chciałoby się zobaczyć na co stać nowe konsole, a jak pokazuje God of War Ragnarok stać na wiele i to zapewne nie jest jeszcze ostatnie słowo. Gra wychodzi również na poprzednią generację i wyciska już chyba wszystkie możliwe soki z tej jakże poczciwej, ale leciwej już maszynki. Osobiście grałem na PS5 w trybie płynności i wysokich klatkach co przekłada się na rozdzielczość 1440p (wyskalowaną do rozdzielczości 4k) przy około 80 i w porywach 90 klatkach na sekundę z małą pomocą VRR. Co lepsze, przełączając na natywne 4K w 30 klatkach, nie było widać aż tak wielkiej różnicy, więc wybór był prosty. Tyle o suchych danych, przejdźmy jednak do tego co najważniejsze czyli jak to wygląda w ruchu, a wygląda wspaniale. Na chwilę obecną jest to zdecydowanie najładniejsza gra na PS5. Miejscami otoczenie zbliża się już mocno do fotorealizmu. Skaliste otoczenie Svartalfheim, wypełnione rzekami i jeziorami, skąpane w promieniach słońca, lesiste tereny Vanaheim, pustynie Alfheim, lasy Ironwood, to wszystko powoduje że nie jesteśmy w stanie nadziwić się jak to wspaniale wygląda. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to jedynie do jakości tekstur niektórych przeciwników, czasami zalatuje wczesnym PS4 i mocno odstają od tego pięknego otoczenia. Każdy pretendent do gry roku musi się wyróżniać w wielu aspektach i jednym z nim jest na pewno ścieżka dźwiękowa. Zaczynając od najzwyklejszego tuptania naszych postaci, poprzez starcia żelastwa w trakcie walki, odgłosy ciętych flaków przeciwników, a na wysokiej jakości dialogach w akompaniamencie orkiestralnej oprawy kończąc, da się odczuć że wykonano na tym polu tytaniczną robotę. Christopher Judge znów robi robotę i już od pierwszego tekstu Kratosa wiemy, że jest to urodzony bóg wojny. Narastające tempo muzyki w trakcie walki, szczególnie z trudnymi bossami, potrafi wywołać szybsze bicie serca, a wjeżdżające chórki dodają tylko podniosłości ważnym momentom fabularnym.

Prawda, że przyjemny widok?
Dostawić konsole, dobry TV, podpiąć prąd i neta i da się żyć.

Mógłbym się tak zachwycać jeszcze przez wiele akapitów, ale trzeba być obiektywnym i wskazać kilka rzeczy, które mogłyby być lepsze. Przede wszystkim brak trybu fotograficznego na premierę w tytule tego kalibru to duże niedopatrzenie. Wolałbym, żeby wydać grę miesiąc później, a móc się nim cieszyć od samego początku. Twórcy co prawda zapowiedzieli, że zostanie on dodany w późniejszym terminie, ale mały niesmak pozostaje. Strasznie raził mnie też non stop aktywny kompas na górze ekranu. Wielka biała krecha, której nie da się wyłączyć, a nie pomaga tak naprawdę w niczym specjalnym, co zresztą możecie zobaczyć na kilku screenach, które dodałem do recki. Brak również Nowej Gry+, gdzie chętnie człowiek by spróbował swoich sił na najwyższym poziomie ze zdobytym już wcześniej rynsztunkiem. Niektóre znajdźki mogłyby być bardziej widoczne. Dochodziło do tego że biegałem jak głupi za jedną znajdźką myśląc że spotkał mnie jakiś bug i nie będę mógł już wbić platyny, a okazało się że biały przedmiot leżał na śniegu zupełnie niewidoczny. Te wszystkie małe niedociągnięcia są jednak niczym w porównaniu do całości. Nie jest to też nic, czego jeden lub dwa patche nie mogłyby ogarnąć (możliwie, że gdy to czytacie wszystko zostało już poprawione). Pod względem stabilności czy płynność nie mam żadnych zastrzeżeń. Nie uświadczyłem ani jednego errora czy wywalenia gry, ba, nawet spadku klatek nie było.

Ale świeci…

God of War Ragnarok to najlepsze co spotkało nas w tym roku. Było kilka równie świetnych gier, ale wg mnie to produkcja Santa Monica Studio zasługuje na największe laury. Bez wątpienia wystawiam maksymalną ocenę i każdy kto zagra chyba nie będzie miał nic przeciwko temu. Bawiłem się wyśmienicie, nie czułem nawet na moment monotonii czy jakiejkolwiek innej frustracji. Możecie śmiało brać na premierę, nie będziecie żałować ani złotówki. Dodam jeszcze, że całość z platyną zajęła mi 77 godzin, ale nie ukrywam że sporo czasu spędziłem na podziwianiu otoczenia i pracy jaka została w to włożona, więc można z tego urwać kilka godzin. Sam wątek fabularny można pewnie machnąć znacznie szybciej, ale gdzie w tym frajda? Po jego ukończeniu czeka was jeszcze kilka naprawdę mocnych starć, także podobnie jak poprzednio, jest co robić nawet po napisach końcowych. Jest to produkt kompletny, żadnych cięć, ukrytych mikro-transakcji, przygoda w pełni przeznaczona dla pojedynczego gracza, czyli to co takie stare dziady jak ja lubią najbardziej. Gdy po ukończeniu gry czujecie lekki smutek, że to już koniec, to wiecie że jest to produkcja wyjątkowa. Twórcy zostawili sobie co prawda furtkę na spin off lub jakieś małe dlc, ale czy tak będzie? Czas pokaże, a teraz cieszcie się tym co oferuje Ragnarok. Zazdroszczę każdemu kto wchodzi na świeżo w ten tytuł.

Grę udostępnił wydawca.

Podsumowanie

God of War Ragnarök to najlepsze co spotkało nas w tym roku. Było kilka równie świetnych gier, ale wg mnie to produkcja Santa Monica Studio zasługuje na największe laury. Bez wątpienia wystawiam maksymalną ocenę i każdy, kto zagra, chyba nie będzie miał nic przeciwko temu. Możecie śmiało brać na premierę, nie będziecie żałować ani złotówki.

Zalety

  • zwieńczenie świetnej historii i zamknięcie większości wątków,
  • różnorodność przeciwników, mini-bossów oraz bossów,
  • jakość grafiki przy wysokiej płynności,
  • mapy i ich otoczenie, 
  • udźwiękowienie i dialogi, 
  • potrafi zaskoczyć nawet w późnej fazie,
  • liczba pancerzy, broni i wszelkiej maści ulepszeń.

Wady

  • brak trybu fotograficznego na premierę, 
  • kompas bardziej irytuje niż pomaga, 
  • jakość tekstur niektórych przeciwników mogłaby być lepsza.