Mówi się, że gatunek survival horrorów już dawno umarł. Lata temu nawet jego rdzenni reprezentanci zaczynali się uśmiechać w kierunku gier akcji, a jak wrócili, to malkontenci i tak powiedzieli, że kiedyś to było. Sęk w tym, że gatunek ten jest ciągle żywy, ale żeby o tym się przekonać, trzeba sięgnąć na niższe szczeble finansowe gamingu. Ubabrać się po same łokcie w stylistyce pierwszego PlayStation i udawać, że tak jest lepiej.
Jednym z takich koronnych przykładów gry małej, ale od fanów dla fanów, był wydany w 2021 roku Tormented Souls. Czy była to gra bardzo dobra? Nie. Dobra? Być może, ale bezpieczniej ustawić ją jeszcze niżej. Celebrowała ona jednak wszystkie sztywności, jakie cechowały klasyki survival horroru. Dbała o klimat, serwowała zagadki, pozwalała się obserwować tylko z konkretnych rzutów kamery, a chęć walki poprzedzała przyciskiem przygotowania broni. Jak ktoś nie wyrósł, to docenił. Nawet jeśli wiązało się to z dość uciążliwym na dzisiejsze czasy zapisywaniem stanu gry za sprawą zużywalnych przedmiotów – czyt. czasu Twojego szanować tu nie będziemy.
I nie to, że ja neguje te manewry i staje do nich plecami, ale podkreślam fakt, że nie wszyscy mogą się z tym polubić. Tormented Souls po prostu nie jest dla wszystkich i, eureka (!), wydana 23 października 2025 roku kontynuacja też nią nie będzie. Tormented Souls 2 kontynuuje losy naszej protagonistki, która już podróżuje u boku swojej młodszej siostry. Z tą jednak nie jest najlepiej i obie ruszają szukać ratunku w najbardziej obskurnej, obleśnej i obrzydliwej klinice, którą dowodzi pomarszczona zakonnica. CO MOGŁO PÓJŚĆ NIE TAK?!
Znów zostaniemy uśpieni, przeprowadzone na nas będą jakieś dziwne badania, a My ruszymy na pomoc, która wiązać się będzie z klasyczną survival horrorową rozgrywką. Duża posiadłość, masa zamkniętych drzwi i powolne dążenie po nitce do kłębka, przeskakując przez kolejne zagadki. Nie zabraknie również walki, przy czym warto nadmienić, że zdecydowanie lepiej poradzono tu sobie z atakującymi nas maszkarami. Przez mgłę pamiętam, że jedynka bardzo długo straszyła tym samym, a tu jest ciekawiej/bardziej różnorodnie.
Ogólnie jeśli przeanalizujemy Tormented Souls 2 pod kątem wierności gatunkowym założeniom, to może być to lekarstwo na nasze braki. Bardzo zgrabnie wyważyli wszystkie części składowe, gdzie jedynym nieobecnym może być nieustannie kończące się miejsce w ekwipunku. Jak na standardy, to ten tutejszy jest zdecydowanie zbyt rozległy. Czy to minus? Nie zawsze. Są gry, jak Signalis, które potrafiły być bardzo wredne w kwestii ekwipunku i wykorzystywać go nie pod kątem tego, co teraz mi się bardziej przyda, jak chociażby niedawny Cronos (te rozkminki lubimy), a pod pretekstem rozwiązania zagadki i ciągłego krążenia do skrzyni z pozostałościami, a miejscem docelowym. Fuj!
Tam gdzie dojedzie pomysł i rdzeń rozgrywki, tam studio Dual Effect zaniedba kwestie techniczne. Rozumiem mniejszy budżet, rozumiem old-schoolową stylizację, ale Tormented Souls 2 to jakiś wizualny paszczur – nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu! Poziom wpisanego w gatunkowe koszta cringe’u zdecydowanie wykracza poza zjadliwą skalę i wkracza na orbitę pożałowania. Twarze postaci są okropne, szpetne i czasami aż trudno się śledzi ich losy. O zgraniu ust z kwestiami mówionymi zapomnij. Ty się ciesz, że w ogóle jest tam coś, co przypomina twarz.
Jeśli jednak graliście w jedynkę i jesteście z tych graczy wymienionych na początku, którym nie jest straszny PSX, to jakoś to przełkniecie. Wynagrodzi wam wszystko design wnętrz i idące za nim poczucie zaszczucia. Jest tu ponuro, ale do motywu, gdzie ciemność Cię zabija i musisz uciekać do światła, przekonany do końca nie byłem. Na tyle, co grałem (bo to opinia/wrażenia, a nie recenzja), to wydawał się to totalnie zbędny bajer dla nikogo – jeśli jest inaczej i jakoś to fajnie ugrali, to zapraszam do komentarzy.
Nie zapraszam jednak do dyskusji o sterowaniu, bo modern controls i fixed camera, to niekoniecznie zgrany duet. Nigdy się nie dotrą, bo z natury są sobie sprzeczni, a już na pewno nie wtedy, gdy postać jest tak chwiejna i szybka. Nasza Caroline Walker do nich należy i bardzo często potrafiła mi dojść do końca ekranu i wrócić, gdy zmieniła się perspektywa. Jest tu delikatny lag, który ma nam tę przypadłość minimalizować, ale wciąż ona tam występuje i myślę, że lekarstwem mogłoby być małe spowolnienie postaci. Rozumiem, że zgrabna, żwawa, ale wciąż coś waży i mogłaby się ruszać adekwatnie do tego. Nie zbrodnia, da się przyzwyczaić, ale musiałem odnotować.
Zażalenia kontynuuje w kwestii optymalizacji. Mój komputer w cuglach spełniał wymagania i sugerował najwyższe ustawienia, ale gra ma tendencje do crashy. Dziwnym trafem potrafiły nadejść, gdy dłuższą chwilę spędziłem w menu pauzy. To szybko zmusiło mnie do przemodelowania formy zabawy. Pamiętacie o tym zasobie zużywalnym do zapisywania? On tu wraca, ok, ale jak mam żyć ze świadomością częstych błędów programu, to nie mogłem nie skorzystać z ułatwiaczy. Normalnie bym nimi gardził, nie zwracał uwagi, ale tu cieszyłem się z ich istnienia. Autosave przy każdym pomieszczeniu oszczędził mi wielu powtarzanych etapów. Przy okazji zabił też poczucie zagrożenia, ale to już koszta, na które sami twórcy mnie narazili.
Tormented Souls 2 stawiam bardzo blisko jedynki. Nie jest to gra idealna, choć moim zdaniem lepsza od pierwowzoru. Niby ma podobne założenia, identyczne problemy, ale jednak w wielu aspektach podciągnęli swoją grę. Czy to pozwoli wyjść na szersze wody? Wątpię, a i w mniejszej kategorii wagowej znalazłbym lepszych reprezentantów survival horrorowego fachu. O Signalis już było, a przecież świat doczekał się Crow Country, czy nieco odmiennego w podejściu do grozy Conscript. Małe, a cieszą, więc warto ich nie przespać.









